Mężczyzna, który podpalił się przed KPRM pisał prawdę o patologiach w skarbówce. „Rz” o wynikach kontroli
To było jedno z najbardziej dramatycznych wydarzeń w czasie kampanii wyborczej. 23 września przed kancelarią premiera oblał się benzyną i podpalił Andrzej Ż., były pracownik Urzędu Skarbowego Warszawa Praga. W zaadresowanym do premiera liście pisał o nieprawidłowościach w działaniu urzędu.
Donald Tusk twierdził, że liczne kontrole w urzędzie nie wykazały nadużyć uprawdopodabniających podejrzenia Andrzeja Ż. Co innego ustaliła "Rzeczpospolita", która dotarła do raportu z kontroli, jaką w skarbówce jesienią 2009 r. przeprowadziła Izba Skarbowa.
Doniesienia zdesperowanego Andrzeja Ż. potwierdzają się.
W urzędzie nie monitorowano zawieszonych spraw, przez lata nie prowadzono ewidencji zawiadomień o nieprawidłowościach, do 2008 roku (czyli do czasu, gdy sprawę zaczął ujawniać Andrzej Ż.), nie odnotowywano dat i sposobu zakończenia spraw. Rozstrzygnięcia zapadały nawet z blisko 4-letnim opóźnieniem. Prowadziło to do przedawnień.
„Rzeczpospolita” przypomina, że w swoim liście Andrzej Ż. pisał m. in.:
Już na samym początku pracy dowiedziałem się, że Referat nie wszczyna w ogóle postępowań karnych w sprawach o wykroczenia skarbowe, jeżeli obwiniony nie stawia się na wezwania i wtedy spokojnie czeka się tam na przedawnienie karalności wykroczenia i "odstępuje" się od dalszych czynności.
Twierdził, że przełożony zabrania mu wszczynać postępowania, bo "Sądy i tak będą takie sprawy umarzać ze względu na znikomą szkodliwość czynu". "Wydział zalewa liczba zawiadomień o podejrzeniu popełnienia przestępstw skarbowych, których przedawnienie karania już upłynęło lub upływa z końcem 2007 roku" - opisywał. Przełożony miał mówić Ż.: "będziemy wszczynać te stare sprawy w styczniu 2008 roku z datą wsteczną".
Za nieprawidłowości w urzędzie do dziś nikt nie odpowiedział. Po samopodpaleniu przed Kancelarią Premiera akta przejęła Prokuratura Okręgowa Warszawa Praga i wznowiła umorzone w kwietniu śledztwo.
znp, rp.pl