Informacje

autor: flickr
autor: flickr

(Para)lek na każde zło - bierz, połykaj, truj się

Rafał Zaza

Dziennikarz i publicysta ekonomiczny

  • Opublikowano: 22 stycznia 2018, 07:20

  • Powiększ tekst

Kwoty szokują. W 2017 r. Polacy kupując suplementy diety pozostawili w aptekach ponad 3,5 mld zł. Z roku na rok wydają coraz więcej; prawdopodobnie w 2020 r. będzie to już 5 mld złotych. W tym krótkim podsumowaniu i symulacji należy uwzględnić dodatkowe i niebagatelne wydatki na pseudo leki kupowane przez internet.

Jesteś chory, znerwicowany, masz problemy z potencją, albo ze snem? Pomoże suplement. Nie zaszkodzi on też, kiedy jesteś absolutnie zdrowy, ale chcesz czuć się młodo, mieć energię, spać spokojnie, czy objadać się bez umiaru i sensu. Bo kolorowa pigułka ochroni wątrobę i obniży cholesterol. Jeśli pragniesz mieć lśniące włosy, mocne paznokcie, pachnący oddech, stawy nastolatka, elastyczność gimnastyczki, zamierzasz zapobiec nowotworom, odkwasić organizm, jesteś za młody, jesteś za stary, jesteś za chudy, jesteś za gruby, masz nadmierny apetyt lub wręcz przeciwnie – na wszystko znajdzie się odpowiedni lek, nazwijmy go tak jak należy - paralek. Do Głównego Inspektoratu Sanitarnego (GIS) zostało zgłoszonych niemal 30 tys. paraleków. Sprzedaż idzie doskonale, również przez internet. W raporcie „Polacy a suplementy diety”, sporządzonym na wynikach sondażu Agencji Badań Rynku i Opinii SW Research, znajdziemy informację, że jedna dziesiąta (10,4 proc.) badanych przyznała, że kupuje suplementy za pośrednictwem internetu

Sprzedaż zakwestionowanych w badaniach NIK suplementów w 90 proc. dotyczy tych oferowanych za pośrednictwem internetu. Sprzedaż w sieci nie podlega żadnej kontroli – powiedział PAP Artur Jan Czuchaj, Prezes Polskiej Federacji Producentów i Dystrybutorów Suplementów

Według badania CBOS Całkowita wartość rynku e-aptek w pierwszych dziewięciu miesiącach 2016 roku wyniosła ponad 242 mln zł (wzrost o 45 proc. w porównaniu z tym samym okresem w roku poprzedniego). Leki dostępne bez recepty kupuje w sieci co dziesiąty badany (11 proc., w tym 4 proc. często), suplementy diety – 10 proc. (w tym 3 proc. często). Jakżeby ucieszyli się rolnicy i sprzedawcy plonów ziemi, gdyby to ich rynek rósł 5-6 proc rocznie, tak jak rynek paraleków w Polsce. Bo w końcu to żywność dostarcza nam wystarczająco wiele mikroelementów i witamin do życia, byśmy będąc zdrowymi, nie potrzebowali ich suplementować. O konieczności łykania farmaceutyków powinien decydować lekarz. Nadmiar wielu składników w leku jest równie groźny, jak ich niedobór. Ale najwyraźniej w tę znaną prawdę - nie wierzymy. Ufamy za to reklamom, które systematycznie straszą nas nieistniejącymi chorobami. Nęcą spektakularnymi efektami stosowania „cudownych” paraleków. Obiecują piękne ciało bez wyrzeczeń i wysiłku, bez wizyt u lekarzy i porad dietetyków. Spoty reklamowe parafarmaceutyków atakują nas na okrągło, w każdej przerwie reklamowej. Prowadzący blog akademiaporodu.pl sprawdzili, że tylko w samym TVN w ciągu 12 godzin – pomiędzy 9:00 a 21:00 – reklamy farmaceutyków (lekarstwa dostępne bez recepty, wyroby medyczne, środki lecznicze, suplementy diety, preparaty ziołowe, preparaty wspomagające odchudzanie i przemianę materii, witaminy) wyświetlono 228 razy. Z kolei z wyliczeń Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji wynika, że w ciągu niecałych 10 lat liczba reklam farmaceutyków w czołowych stacjach TV wzrosła z niecałych 8 tys. spotów w 1997 r. do prawie 168 tys. w ciągu trzech kwartałów 2015 roku!

Gdyby chodziło tylko o nękanie nadmiarem widoków kolorowych pigułek, syropów, cudownych lizaków na gardło i ziółek na cellulitis, nie byłoby źle. Nawet jeśli odchudzałoby to znacząco portfele maniaków „zdrowego życia”. Problem w tym, że nie dość, że nadmiarem witamin i mikroelementów możemy sobie zaszkodzić, to tak naprawdę nie wiadomo, co przyjmujemy. Mało kto zdaje sobie sprawę, że ponieważ suplementy to nie leki, nie muszą być badane. Także ich reklama nie podlega równie dużym restrykcjom jak reklama normalnych farmaceutyków i często jest tak skonstruowana, że myślimy, że kupujemy prawdziwy lek i to polecany przez prawdziwego lekarza lub farmaceutę. Aptekarze nie walczą z oszustwem, bo im się to nie opłaca. Niestety, skoro nie ma stosownej kontroli suplementów, nie wiadomo, jaki jest ich prawdziwy skład. Możemy jedynie liczyć na uczciwość producenta. Chodziła już po internecie informacja, że cudowne pigułki na potencję okazały się być kawałkiem gipsu, czy kruszonego betonu. Może to i „fake”, ale pokazuje, dlaczego Polacy znajdują się w europejskiej czołówce miłośników pseudoleków. Bo chcą w niej być.

Ten problem niepokoił już UOKiK, a Ministerstwo Zdrowia wprost informowało, że Polacy kupują za dużo niepewnych substancji i robią to bezmyślnie. Naczelna Rada Lekarska pod koniec 2016 r. zaproponowała, by zakazać reklamy farmaceutyków w telewizji, radiu, prasie i internecie. Ale Instytut Badań nad Gospodarką Rynkową ostrzegł wtedy, że wprowadzenie całkowitego zakazu promowania leków i suplementów diety spowoduje m.in. spadek wartości produkcji w przemyśle farmaceutycznym o ok. 1,7 mld zł rocznie. Straci na tym budżet państwa, gdyż zmniejszą się znacząco wpływy z podatków od branży farmaceutycznej. GIS stracił jednak cierpliwość i w ubiegłym roku rozpoczął pracę nad projektem nowelizacji ustawy o bezpieczeństwie żywności i żywienia. Postuluje m.in. radykalne podwyższenie kar za nieuczciwe reklamy farmaceutyków. Chce, by sięgały one nawet 20 mln złotych. Czego nie będzie wolno? Między innymi udawania, że dany lek czy paralek poleca prawdziwy medyk czy „pani megister”, przedstawiania suplementu jakby był prawdziwym lekiem, wymyślania nieistniejących chorób, na które dany środek pomaga. Także wielu uczciwych producentów popiera te zmiany, bo rozmaici oszuści i nierzetelni przedsiębiorcy szkodzą także ich dobremu imieniu. Tej sprawy nie powinno się zlekceważyć, nie można jej odpuścić.

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych