Liczba niewypłacalności firm wzrosła o 10 procent
Liczba niewypłacalności polskich firm wzrosła o 10% r/r do 285 w I kwartale 2019 roku wobec 260 rok wcześniej, podał Euler Hermes na podstawie oficjalnych danych z Monitora Sądowego i Gospodarczego.
W marcu opublikowano informację o niewypłacalności 100 firm wobec 102 w marcu 2018 roku. Niewypłacalności obejmują niezdolność do regulowania zobowiązań wobec dostawców, skutkującą upadłością bądź którąś z form postępowania restrukturyzacyjnego, podano.
„Jest to aktualnie czwarty rok z rzędu wzrostu liczby niewypłacalności polskich firm, a tym samym kwartał z najwyższa liczbą niewypłacalności w ciągu dekady” - czytamy w komunikacie.
Największy procentowo wzrost liczby niewypłacalności miały budownictwo, sektor produkcyjny, handel i usługi, ponownie sektor produkcyjny. W ocenie Euler Hermes potwierdza to wspólną przyczynę kłopotów polskich firm (obok specyficznych trendów koniunkturalnych) - trwałą słabość finansową, niezwiększanie bazy kapitałowej współmiernie do skali sprzedaży.
Największa liczba niewypłacalności miała miejsce w sektorze produkcyjnym (69 firm w I kwartale 2019 r.), usług (67 firm) i w dystrybucji hurtowej (57 niewypłacalności), podano także.
Jest wiele specyficznych dla poszczególnych branż trendów, stojących za kłopotami firm do nich zaliczanych, ale zmiany sektorów przodujących w zestawieniu niewypłacalności świadczą o szerszych, wspólnych dla całej gospodarki ich przyczynach. Wzrost wynagrodzeń najmocniej dotyka budownictwa i sektora usług mających najwyższy procentowy ich udział strukturze kosztów, wyższe ceny nośników energii z kolei najboleśniej odczuwa przemysł i transport. We wszystkie branże uderza zaś wzrost obciążeń podatkowych – czy to wskutek nowych przepisów (jak np. odwrócony VAT czy PPK), czy nawet bardziej jako efekt zmian w ich interpretacji i egzekucji, ale jednak w różnym stopniu i niejednocześnie.
„Wymienione czynniki nie wyczerpują całej listy przyczyn negatywnie odbijających się na finansach polskich przedsiębiorstw, które same w sobie są po prostu… słabe. Dlatego wzrost zamówień i obrotów jest nie tylko szansą, ale i jednocześnie zagrożeniem - wymaga bowiem większego wysiłku kapitałowego (np. nakładów na materiały i wspomniane koszty pracy w budownictwie). Każde zachwianie i tak niskiej rentowności w tej sytuacji burzy misternie budowany przez dyrektorów finansowych polskich firm domek z kart - ocenił członek zarządu Euler Hermes odpowiadający za ocenę ryzyka Tomasz Starus, cytowany w komunikacie.
Niski poziom finansowania zewnętrznego, przede wszystkim kredytem bankowym niekoniecznie jest więc powodem do zadowolenia z zaradności czy organicznego wzrostu sektora MSP, ale w tej sytuacji jawi się raczej jako świadectwo ich niskiej wiarygodności w oczach banków - gotowych udzielać kredytów, ale nie tym firmom, które by ich potrzebowały. To dlatego niski koszt pieniądza nie pobudza akcji kredytowej i w efekcie polskiej gospodarki w takim stopniu, jak w wysoko rozwiniętych gospodarkach zachodnioeuropejskich czy w Stanach Zjednoczonych. Wzrost zapotrzebowania na kapitał jest realizowany zaś kosztem dostawców - są oni z reguły mniej wymagający i gorzej zabezpieczeni niż instytucje finansowe, ale niestety w efekcie opóźnienia płatności i niewypłacalności wywołują efekt domina całych łańcuchów firm - podsumował Starus.
(ISBnews)SzSz