Informacje

fot. Pixabay / autor: fot. Pixabay
fot. Pixabay / autor: fot. Pixabay

Energetyczny impas na Nilu

Zespół wGospodarce

Zespół wGospodarce

Portal informacji i opinii o stanie gospodarki

  • Opublikowano: 5 listopada 2019, 07:24

  • Powiększ tekst

Prezydent Trump, który w poniedziałek rozmawiał przez telefon z prezydentem Egiptu es-Sisim uważa, że sprawę budowanej przez Etiopię elektrowni na Błękitnym Nilu powinny uregulować negocjacje. Biały Dom podał, że w środę odbędą się w USA rozmowy na ten temat.

Wezmą w nich udział przedstawiciele Egiptu, Etiopii i Sudanu. Administracja amerykańska ma nadzieję, że podczas spotkania w Waszyngtonie uda się przełamać impas w tej sprawie.

Rządzący w Egipcie od 2014 r. prezydent Abd al-Fattah as-Sisi, utrzymujący dobre stosunki z Białym Domem, liczy na amerykańskie wsparcie, spodziewając się dzięki niemu korzystniejszych dla swego kraju rozstrzygnięć.

Dla Etiopii, która w 2011 r. rozpoczęła budowę gigantycznej elektrowni wodnej, realizacja tego projektu jest szansą na pomyślny rozwój kraju. Addis Abeba wierzy, że stanie się energetyczną potęgą, która w przyszłości będzie sprzedać z zyskiem prąd całej Afryce.

Według Kairu i Chartumu gigantyczna Tama Wielkiego Odrodzenia i zarazem elektrownia wodna, jaką na Błękitnym Nilu buduje Etiopia, może zagrozić swobodnemu dostępowi tych krajów do zasobów wodnych. Etiopia i mniejsze państwa regionu uważają z kolei, że bogactwo Nilu jest niesprawiedliwie wykorzystywane.

Wody Nilu zostały podzielone między Sudan i Egipt jeszcze w czasach kolonialnych. Etiopia została wyłączona z tego podziału, bo w przeciwieństwie do tamtych krajów nie była trapiona przez suszę.

Rzucając wyzwanie utrwalonemu porządkowi Etiopia rozpoczęła budowę tamy. Zaczęto ją stawiać w 2011 r., kiedy Addis Abebie udało się przekonać państwa z basenu Nilu - Demokratyczną Republikę Konga, Kenię, Ugandę, Tanzanię, Burundi i Rwandę - że należy wystąpić przeciwko obowiązującym jeszcze od czasów kolonialnych umowom, dającym Egiptowi i Sudanowi monopol na wody Nilu. Układy z 1929 i 1959 roku przewidują, że z 84 mld m3 wody, która płynie co roku Nilem, Egipt ma prawo aż do 55 mld m3, a 18,5 mld m3 przypada Sudanowi (10 mld m3 przewidziano na straty). Kiedy umowy były zawierane, Kongo, Kenia, Uganda, Tanzania, Burundi i Rwanda jeszcze nie istniały jako państwa.

Dopiero w 2010 roku w wyniku starań Etiopii, gdzie bierze początek Błękitny Nil (Biały wypływa z Jeziora Wiktorii, a oba łączą się w jeden w Chartumie) państwa regionu podpisały umowę o „zgodnym wykorzystywaniu wód” liczącego prawie 7 tys. km długości Nilu, drugiej obok Amazonki, najdłużej rzeki świata. Nie uregulowała ona jednak sporu na linii Etiopia-Egipt. Kair obawia się, że etiopska hydroelektrownia obniży poziomu wód Nilu. Egipskie władze podkreślają, że kraj jest całkowicie zależny od zasobów wody, jakie gwarantuje Nil.

Jednocześnie, władze w Kairze są świadome, że inwestycji nie da się już zatrzymać, bo jest na ukończeniu, ale podkreślają też, że dysponują narzędziami, które umożliwiłyby destabilizację Etiopii.

W ocenie ekspertów tego rodzaju działania naruszyłyby kruchą równowagę i zniszczyły ład panujący w tzw. Rogu Afryki.

PAP/ as/

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych