Ukraiński udziałowiec o Stoczni Gdańsk - stocznia ma przed sobą "dni, nie miesiące"
180 mln zł potrzeba, by Stocznia Gdańsk odzyskała rentowność i była w stanie funkcjonować - powiedział główny akcjonariusz Stoczni Siergiej Taruta. Pytany, jaka część z tych 180 mln zł może pochodzić od ukraińskich udziałowców, ocenił, że może to być "ok. 80 mln zł". Jego zdaniem stocznia ma przed sobą "dni, nie miesiące".
Taruta powiedział dziś na konferencji prasowej, że chce za pośrednictwem mediów zaapelować do szefa polskiego rządu i ministra skarbu, by usiedli z nim do rozmów na temat przyszłości Stoczni. "Nie mamy obecnie partnera do dialogu" - mówił. Rozmowy miałyby dotyczyć formy zaangażowania Agencji Rozwoju Przemysłu w ratowanie Stoczni.
"Naszym zdaniem Agencja Rozwoju Przemysłu, która ma 25 proc. udziałów w Stoczni, nie jest zainteresowana rozwojem tego zakładu" - powiedział Taruta. Dodał, że bez zaangażowania ARP, nie uda się wyprowadzić Stoczni na prostą. Podkreślił, że swoje zobowiązania wypełnił w 100 proc.; uważa, że zrobił dla Stoczni więcej, niż deklarował.
Taruta zapewnił, że rozwój Stoczni jest dla niego bardzo ważny. Podczas konferencji przypominał, że zainwestował w polską gospodarkę około 4 mld zł, z czego około 0,5 mld zł trafiło właśnie do Stoczni. Wskazał, że do tej pory żadne przygotowane przez władze zakładu plany restrukturyzacyjne nie bazowały na pomocy publicznej, ale obecnie sytuacja stała się na tyle krytyczna, że pomoc ARP jest niezbędna.
"Stocznia jest obecnie odcięta od możliwości uzyskania finansowania" - wskazał. Od ARP oczekuje znalezienia nabywców na część aktywów zakładu, w tym niepotrzebnych Stoczni gruntów.
Truta zarzucił władzom ARP, że bardziej niż na rozwoju Stoczni Agencji zależy na wspieraniu jej konkurencji. Wskazywał, że ARP jest udziałowcem stoczni Crist, która realizuje te same plany, co Stocznia Gdańsk. "Pod bokiem prywatnego inwestora za publiczne pieniądze jest hodowana jego konkurencja" - mówił główny akcjonariusz Stoczni. Wskazywał także, że Crist, wspierany przez ARP, nabył majątek likwidowanej Stoczni Gdynia, który chciała kupić także Stocznia Gdańsk.
Stocznia Gdańsk jest w tak trudnej sytuacji finansowej, że pracownicy od maja otrzymują wynagrodzenie w ratach. Załoga domaga się wypłaty zaległych wynagrodzeń i grozi strajkiem.
75 proc. akcji spółki należy do kontrolowanej przez Siergieja Tarutę spółki Gdańsk Shipyard Group, a 25 proc. do ARP. Udziałowcy od kilku miesięcy nie mogą dojść do porozumienia w sprawie sposobu poprawy sytuacji zakładu.
Minister skarbu Włodzimierz Karpiński powiedział w piątek, że ARP nie ma możliwości dalszego angażowania się w pomoc dla Stoczni. Minister ocenił, że ARP spełniła 100 proc. swoich zobowiązań, a ukraiński właściciel stoczni tylko ok. 30 proc. i dlatego nie można dalej angażować pieniędzy podatnika w to przedsięwzięcie.
Na początku września do Wydziału Gospodarczego Sądu Rejonowego Gdańsk Północ wpłynął wniosek o ogłoszenie upadłości stoczni. Złożył go wierzyciel, firma Techwind z Banina koło Gdańska, której stocznia zalega ok. 250 tys. zł. W minionych kilku miesiącach to już drugi wniosek o ogłoszenie upadłości stoczni w Gdańsku. W przypadku poprzedniego wierzyciela, stocznia uregulowała swoje zaległości.
Na początku lipca WZA stoczni nie przyjęło planu ratowania zakładu. Gdańsk Shipyard Group zaproponowała wówczas, by podwyższyć kapitał zakładowy spółki o 85 mln zł, z czego 64 mln zł miałby przekazać większościowy udziałowiec, a 21 mln zł - mniejszościowy, czyli Agencja. ARP nie zgodziła się na przyjęcie takiej uchwały. Od 2004 r. pomoc publiczna dla stoczni wyniosła 555 mln zł.
(PAP)
her/ aop/ drag/ mow/