Informacje

fot. Pixabay / autor: fot. Pixabay
fot. Pixabay / autor: fot. Pixabay

WYWIAD

Piekutowski o mieszkalnictwie: "Nie ma się z czego śmiać"

Arkady Saulski

Arkady Saulski

dziennikarz Gazety Bankowej, członek zespołu redakcyjnego wGospodarce.pl, w 2019 roku otrzymał Nagrodę im. Władysława Grabskiego przyznawaną przez Narodowy Bank Polski najlepszym dziennikarzom ekonomicznym w kraju

  • Opublikowano: 11 marca 2021, 13:26

    Aktualizacja: 11 marca 2021, 13:35

  • Powiększ tekst

Jak wygląda sytuacja mieszkaniowa młodych Polaków? Dlaczego tak trudno uzyskać własne mieszkanie? Wreszcie - czy rozwiązaniem mogłoby być powołanie do życia państwowego, deweloperskiego giganta? Na te i inne pytania odpowiada w wywiadzie dla wGospodarce.pl Jarema Piekutowski, socjolog zajmujący się tematyką mieszkalnictwa, członek zespołu think-zine’u „Nowa Konfederacja”.

Arkady Saulski: Młoda blogerka mieszka w lichej kawalerce, ale jest prze-szczęśliwa. W Japonii ludzie gnieżdżą się po 10 osób w mieszkaniach dwupokojowych i są zachwyceni. Na pewno natrafił Pan ostatnio na takie teksty w popularnych, bynajmniej niegospodarczych serwisach? Czy uzasadnione są formułowane podejrzenie, że to operacja deweloperów na mózgach odbiorców, mająca na celu przyzwyczajenie nas do standardów, nazwijmy to, hongkońskich?

Jarema Piekutowski: Znam te artykuły, dużo się o nich mówi, w tonie negatywnym – i dobrze. Nie siedzę w głowie deweloperów ani autorów artykułów, nikogo za rękę nie złapałem, więc nie odpowiem na pytanie, jak uzasadnione jest to podejrzenie. Jednak z pewnością budowanie mrówkowców z małymi mieszkaniami, a w zasadzie namiastkami mieszkań w stylu wschodnioazjatyckim, które i tak będą kupowane na kredyt, jest dla firm bardziej opłacalne niż np. budowanie przestronnych kamienic z dużymi mieszkaniami komunalnymi. Jedyne co stoi na przeszkodzie przed rozwinięciem modelu hongkońskiego to mentalność Polaków – my jednak, mimo wielu lat PRL-u (a może właśnie przez nie?) nie chcemy mieszkać w ciasnych klitkach, o czym pisze np. Piotr Wójcik. Problem polega na tym, że rynek mieszkań na wynajem w Polsce jest fatalny, ceny zakupu (zwłaszcza w dużych miastach) – bajońskie, a gdzieś mieszkać trzeba. Dlatego część osób godzi się na małą przestrzeń, ale nadal z konieczności, a nie „z głębi serca”.

Napisać, że największym obecnie problemem Polaków jest dostęp do mieszkań to doprawdy truizm. Krytykować też można w nieskończoność. Ale pytam jako socjologa – jak wygląda obecnie sytuacja młodych Polaków w tym kontekście?

Bardzo źle. Że źle jest z zakupem mieszkania, że ceny są horrendalne, wiedzą wszyscy, ale nie lepiej jest z wynajmem. Podam konkretne liczby. Porównajmy Wrocław i Stuttgart (miasta o zbliżonej liczbie mieszkańców). Wrocław – średnia cena wynajmu mieszkania 50 m2 (dokładnie: średnia z mieszkań od 38 do 60 m2) to około 2108 PLN. W Stuttgarcie jest to 839 EUR. Czyli we Wrocławiu jest to 38% przeciętnego wynagrodzenia brutto, w Stuttgarcie – 21%. Te 17 punktów procentowych to różnica kolosalna, w polskich warunkach jest to 941 złotych, czyli praktycznie koszty utrzymania jednej dodatkowej osoby. Ale na tym nie kończą się problemy z wynajmem. Brak u nas instytucjonalizacji i osadzenia w mentalności długoterminowego wynajmu. Wielu wynajmujących chce pozbyć się lokatorów jak najszybciej lub przynajmniej mieć otwartą taką możliwość (dlatego bardzo trudno jest znaleźć mieszkanie na wynajem małżeństwu z dzieckiem lub dziećmi). Nawet zmiana czy aranżacja czegokolwiek po swojemu w wynajętym mieszkaniu często jest trudna. Dołóżmy do tego niezbyt udane TBS-y (bo po pierwsze ograniczone do grup o kuriozalnie małych dochodach, po drugie i tak drogie) i słabe zasoby mieszkań komunalnych – i mamy cały obraz. Młodzi łapią się zatem, czego mogą. Mieszkają coraz częściej z rodzicami, za co są sekowani i ośmieszani, nazywani „gniazdownikami” (moim zdaniem to określenie jest pogardliwe, choć pewno często nie jest stosowane z taką intencją). Nie ma się z czego śmiać. Kryzys mieszkaniowy (w zasadzie permanentny od czasów PRL) jest moim zdaniem obecnie (po zwalczeniu bezrobocia) najważniejszym problemem społecznym w Polsce, a żadna władza nie potrafi nic z nim zrobić.

A dzietność? Wiele mówi się o demografii, ale mając w perspektywie życie w kawalerce lub niewolnicze zadłużenie wielu młodych Polaków po prostu rezygnuje z potomstwa. Czy można przyjąć, że to kryzys mieszkaniowy jest głównym hamulcowym naszej demografii?

Nie da się tego wyjaśnić jednym czynnikiem, ale uważam, że kryzys mieszkaniowy jest bardzo ważny. Razem z kiepsko funkcjonującym państwem i usługami publicznymi i prekariatem na rynku pracy (bo brak bezrobocia nie oznacza dobrej sytuacji) przyczynia się do ogólnej niestabilności życia. A ambicje mamy bardzo duże, podsycane jeszcze przez popkulturę i wzajemny nacisk społeczny rówieśników („Co? Jeszcze nie masz własnego mieszkania? A my z Markiem jedziemy na Bali”). Już nie mówiąc o tym, że głęboko zakorzenione w naszej mentalności jest „mieć mieszkanie na własność”. Ale nie będę tego specjalnie krytykował, bo za tym myśleniem stoi pewien rozsądek. Gorzej, gdy rozbija się on o brak realnych możliwości.

No to pomyślmy o rozwiązaniach - Mieszkanie Plus zakończyło się, mówiąc bardzo dyplomatycznie, niesatysfakcjonująco. Czy rząd ma jakieś propozycje rozwiązań w drugiej kadencji? Czy też udaje, że tematu nie ma?

Minister Gowin zapowiadał niedawno nowy program, który ma zastąpić TBS-y. Jego elementem mają być Społeczne Inicjatywy Mieszkaniowe (SIM). Samorządy wraz ze skarbem państwa mają zakładać takie inicjatywy w formie spółek i – dzięki grantom od państwa – mają budować na gruntach Krajowego Zasobu Nieruchomości we współpracy z przedsiębiorcami. Pomysł wydaje się dobry, ale diabeł tkwi w szczegółach. Żeby go w pełni ocenić, trzeba dowiedzieć się więcej przede wszystkim od strony klienta, jego doświadczenia i możliwości – bo to ta strona zawiodła w przypadku TBS-ów. Na pewno dobrą stroną tego programu jest to, że nie jest to proste dofinansowanie deweloperów, które dominowało w dotychczasowych programach.

Pofantazjujmy - żyjemy w dobie wielkich fuzji i znacznego udziału w gospodarce krajowych gigantów Skarbu Państwa. Może to byłoby jakieś rozwiązanie? Zintegrowanie jakiegoś holdingu nieruchomości i stworzenie państwowego, deweloperskiego giganta, który budowałby lokale w rozsądnych cenach, dostępne pod najem lub zakup. Może warto zaangażować takie ciała jak PFR Nieruchomości albo Polski Holding Nieruchomości, dotąd raczej marginalizowane a mogące odegrać kluczową rolę? A może mieszkalnictwo to temat, którym powinny zająć się samorządy? Oczywiście po otrzymaniu stosownych środków finansowych?

Poniekąd powyższy program łączy oba te rozwiązania. Rzecz jednak w tym, czy przy naszym – generalnie słabo funkcjonującym – państwie faktycznie uda się to przeprowadzić. Na razie jestem sceptyczny, bo wielkie inicjatywy infrastrukturalne ogłaszane szumnie przez obecną ekipę zazwyczaj rozwijają się w żółwim tempie, jeśli w ogóle.

Rozmawiał Arkady Saulski.

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych