Opinie

Protesty w Mińsku / autor: PAP/EPA
Protesty w Mińsku / autor: PAP/EPA

Białoruś realizuje kurs na połączenie z Rosją. Już jest jej prowincją

dr Karol Kwietniewski

dr Karol Kwietniewski

Autor specjalizuje się w zagadnieniach stabilności politycznej na obszarze postradzieckim, bezpieczeństwie międzynarodowym Polski oraz walce informacyjnej

  • Opublikowano: 24 sierpnia 2021, 11:28

  • 8
  • Powiększ tekst

Białoruś w obecnym stanie ma obrany kurs na połączenie z Rosją poprzez pogłębiające się uzależnienie ekonomiczne oraz polityczne. Poprzez realizowaną politykę wewnętrzną i zewnętrzną zmierza wprost w ramiona Wielkiego Brata i wypełnienia postanowień traktatu z 1999 roku, na mocy którego m.in. mają powstać wspólne struktury państwowe, waluta.

Celem Rosji jest powiększenie terytorium. Kod zdobywania terenu ma wiele uwarunkowań zarówno historycznych jak i politycznych czy ekonomicznych. Idea zbierania ziem ruskich od zawsze była widoczna w polityce zagranicznej prowadzonej przez władze z Kremla.

Od ponad roku wszyscy zastanawiają się jak będzie wyglądała przyszłość Białorusi i Białorusinów po nieudanym zrywie politycznym, który był pokłosiem wyborów z 9 sierpnia 2020 roku. Przez 26 lat na Białorusi jak pokazują badania było bardziej stabilnie niż w większości państw byłego ZSRR w tym np. Gruzji. Dla większości analityków skala sierpniowych protestów była dużym zaskoczeniem.

Ich genezy można upatrywać w najnowszych wydarzeniach, które miały miejsce po rozpadzie ZSRR, ale historia społeczeństwa stanowiącego dzisiejszą Białoruś ma dużo więcej zakrętów niż może się wydawać.

Pierwszą i zasadniczą kwestią jest to, że Białoruś nigdy wcześniej przed 1991 roku nie była państwem, nie miała wspólnej historii, nie tworzyła narodu w rozumieniu pozostałych państw Starego Kontynentu. To władze ZSRR skupiły w całość mieszkańców regionu nadając im seminarodowość w ramach Białoruskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej. Dzisiejsza Białoruś to sztuczny twór Komitetu Centralnego ZSRR funkcjonujący jako lenno moskiewskie rządzone przez neoautorytarnego satrapę.

Białoruś w drugiej dekadzie XXI wieku przez lata serwilizmu Łukaszenki wobec władz z Kremla oraz aktywnym działaniom Rosji jest na ostatniej prostej do wchłonięcia przez Rosję.

Państwo bez historii

W 1991 roku niepodległość spadła Białorusinom na głowę i to zarówno tym rządzącym jak i społeczeństwu.

Podczas gdy większość państw Europy Środkowo-Wschodniej i Kaukazu Południowego obnosiła się z odzyskaną niezależnością, Białorusini wciąż byli w szoku, nawet pomimo tego, że ówczesny prezydent Białorusi Stanisław Szuszkiewicz był jednym z tych, którzy podpisali akt rozwiązania ZSRR.

Ale chyba już taka białoruska specyfika, że przełomowe wydarzenia biorą się znikąd i są realizowane poza samymi Białorusinami. Czy w latach 80 ktoś w republice, w której standard życia był najwyższy w ZSRR, i w której znaczną część społeczeństwa stanowią inżynierowie i reprezentanci wyspecjalizowanych zawodów, wyobrażał sobie, że Białoruś będzie musiała stanąć przed wyzwaniem radzenia sobie samodzielnie, bez kluczowych połączeń ekonomicznych z pozostałymi republikami i państwami byłego bloku radzieckiego?

Ta nostalgia za czasami dobrobytu sprzed upadku Związku Radzieckiego doprowadziła do konserwacji anachronicznego systemu opartego na własności państwowej i centralnemu planowaniu gospodarki. Przez lata stopniowo kostniał system polityczny. Z prezydenckiego na początku XXI wieku stał się neoautorytarny, wciąż dążąc do większej kontroli nad społeczeństwem. Po 26 latach, w 2020 roku, była duża szansa na to żeby to zmienić. Fala protestów i wielotysięczne tłumy zwiastowały rychłą detronizację znienawidzonego przywódcy. Jak się okazało w okresie krótkofalowym przyniosło to więcej zjawisk negatywnych niż pozytywnych.

Reperkusje rządu po protestach przyniosły cierpienie i prześladowania nie tylko dla opozycjonistów, ale często dla zwykłych mieszkańców, którzy uwierzyli w hasło „Żywe Biełaruś!”. W kraju narósł terror i zwiększyła się władza służb specjalnych, których zadaniem było „tłumienia nowej kolorowej rewolucji sterowanej z Zachodu”. Z początkiem tego roku sytuacja społeczno-polityczna zaczęła się stabilizować, ustawały protesty a reżim mógł przejść do rozprawienia się z resztkami opozycji, która pozostała w kraju lub dążyć do ich aresztowania nawet jeśli przebywają za granicą, czego przykładem jest próba ekstradycji z Polski szefów niezależnego portalu NEXTA, czy przechwycenie lotu ze znanym opozycjonistą Ramanem Pratasiewiczem.

Ekonomiczny serwilizm Łukaszenki

Okres prosperity Białoruskiej SRR skończył się wraz z upadkiem tzw. bloku radzieckiego. Białoruś jednak nie dawała za wygraną hibernując swój system centralnie planowanej ekonomii.

Upadek socjalizmu pokazał jednak, że ta ideologia jest nie wydolna również pod względem gospodarczym. Te państwa, które przeprowadziły terapię szokową w okresie długofalowym cieszą się stabilnym wzrostem a te, które tak jak Białoruś próbowały powstrzymać proces zmian, systematycznie tracą ekonomiczny grunt pod nogami.

Łukaszenko flirtując najpierw z Zachodem a później z państwami outsaiderskimi (np. Wenezuela, Libia) usiłował budować iluzję Białorusi jako partnera gospodarczego dla państw z całego świata. Zachodnie koncerny próbowały wejść we współpracę, czy otworzyć swoje filie na Białorusi.

Przykładów było wiele jak chociażby Ikea, która zamierzała przenieść część swojej produkcji do tego kraju. Niemieckie koncerny motoryzacyjne były zainteresowane współpracą z białoruskimi gigantami jak MAZ (produkcja ciężarówek), Belarus (produkcja traktorów rolniczych) oraz innych. Białoruś mogła stać się doskonałym przyczółkiem dla zachodnich firm na rynki państw byłego ZSRR.

Kapitał zaczął być wycofywany z kilku powodów. Jako trzy główne czynniki można wskazać: brak przejrzystości w prowadzeniu biznesu oraz korupcja, niestabilność rządów neoautorytarnych Łukaszenki i jego agresywne działania wobec opozycji co kończyło się sankcjami uniemożliwiając współpracę. Trzecim czynnikiem niewątpliwie była omnipotencja Rosji w sferze gospodarczej umacniana poprzez podporządkowanie Białorusi wschodniemu sąsiadowi. Wprowadzenie zachodnich firm na Białoruś wiązałoby się z zacieśnieniem współpracy oraz wymiany ekonomicznej, ale również społecznej, co mogłoby prowadzić do wciągnięcia Białorusi w obręb zależności od zachodu. Rzecz jasna nie byłoby to na rękę władzom z Moskwy. Antidotum na taką ewentualność były subsydia oraz pożyczki.

Kluczem do utrzymania władzy jest stabilność polityczna. Wewnętrznie można ją utrzymać, jeśli społeczeństwo czuje bezpieczeństwo w stosunku do swojej przyszłości. Rosyjskie pieniądze utrzymywały ten stan. Łukaszenko prosił i otrzymywał różnego rodzaju subwencje i kredyty od Rosji. Wielu ekonomistów twierdzi, że dzisiejsza Białoruś tylko temu zawdzięcza funkcjonowanie w obecnym kształcie. Sytuacja zaczęła się zaogniać, kiedy Rosja przymknęła kurek z pieniędzmi i krzyknęła „Sprawdzam!”.

Grunt pod stopami reżimu zaczął się trząść. Pauperyzacja społeczeństwa poprowadziła ludzi na ulicę, a zapalnikiem stały się zeszłoroczne wybory prezydenckie. Masowe protesty zagroziły stabilności Białorusi, ale były również solą w oku prezydenta Rosji. Putin postanowił więc ugasić ogień poprzez udzielenie kolejnej gigantycznej jak na Białoruskie warunki pożyczki. W połowie września 2020 roku Łukaszenko ląduje na dywaniku Putina i wraca z tarczą oraz 1,5 mld dolarów. Jednak według danych mediów rosyjskich, lwia część tej kwoty będzie przeznaczona na spłatę zaległości wobec Rosji m.in. za gaz. Był to więc zabieg w większości o charakterze propagandowym dla Łukaszenki. Serwilizm Łukaszenki doprowadził do pełnej zależności ekonomicznej od Kremla co Rosja przekuwa w pogłębienie integracji Białorusinów do „macierzy”.

Łukaszenko wygrał tę bitwę

W ubiegłym roku miałem okazję obserwować wydarzenia na Białorusi przez pryzmat działań propagandowych, dezinformacyjnych i fakenewsów pojawiających się w mediach rosyjskich głównego nurtu. Kampania dezinformacyjna i propagandowa realizowana przez Rosję w tym okresie przybrała ogromną skalę.

W okresie „normalnym” a więc przed rozpoczęciem kampanii prezydenckiej na Białorusi w czterech monitorowanych mediach pojawiało się około 30-50 wiadomości dotyczących Białorusi tygodniowo. W okresie bezpośrednio przed wyborami oraz w okresie pierwszej fali protestów pojawiało się około 300 doniesień dziennie! Ich przekaz był zróżnicowany w zależności od zaistniałej sytuacji, ale główną osią narracji było wzmaganie niepewności związanej z możliwym wybuchem kolejnej kolorowej rewolucji poprzez petryfikację ludności „scenariuszem Ukraińskim” w wyniku, którego Ukraina stała się państwem niemal upadłym - w trybie permanentnego kryzysu i wojny.

Najciekawsze jest to, że przed wyborami i do kilku dni po wyborach, a dokładniej do momentu, kiedy Putin pogratulował zwycięstwa Łukaszence, co było jednoznaczne z jego poparciem, sytuacja wokół Łukaszenki i jego przyszłości z pozycji monitoringu mediów wydawała się niepewna a nawet - można się pokusić o stwierdzenie - zagrożona. Dlaczego? Tu należy wrócić do momentu kulminacyjnego kampanii w walce o urząd prezydenta i wcale tu nie chodzi o uwięzienie Siarhieja Cichanauskiego, czy start jego żony Swietłany.

Kluczowym momentem był start w wyborach szarej eminencji życia politycznego Białorusi, Wiktara Babaryki, który wcześniej kierował białoruską filią Gazpromu, a co ważniejsze według wielu niezależnych źródeł, w trakcie kampanii a nawet po jego zatrzymaniu dysponował największym poparciem społecznym Białorusinów i był uznawany za jednego z głównych przywódców opozycji. W wyniku działań ekipy rządzącej nie został dopuszczony do wyborów, następnie uwięziony, a ostatecznie skazany pod koniec czerwca tego roku na 15 lat łagru.

Postać Babryki a później Marii Koleśnikowej (deklarowała stworzenie z nim wspólnej partii o nazwie „Razem”), pojawiała się dosyć często w mediach rosyjskich szczególnie w pierwszym etapie po wyborach kiedy władza Łukaszenki nie została jeszcze „legitymizowana” przez Putina. Z obserwacji mediów rosyjskich mogło wynikać, że to właśnie on jest lansowany przez władze moskiewskie na kolejnego przywódcę Białorusi w wypadku, gdyby działania siłowe Łukaszenki nie przyniosły skutków a protesty wciąż eskalowały. Ostatecznie jak pokazują tegoroczne wydarzenia sytuacja w kraju została opanowana a sam Babaryka oraz Kolesnikowa trafili do więzienia.

Kod zdobywania terenu

Celem Rosji jest powiększenie terytorium. Kod zdobywania terenu ma wiele uwarunkowań zarówno historycznych jak i politycznych czy ekonomicznych. Idea zbierania ziem ruskich od zawsze była widoczna w polityce zagranicznej prowadzonej przez władze z Kremla.

Obecnie powiększenie terytorium pozwala na ugruntowanie władzy Putina i konsolidację jego systemu. Najprostszym na to sposobem według prezydenta Rosji jest zagarnięcie kolejnych terytoriów, co pokazuje przykład Krymu i wojna w Donbasie. Rosja ma więc cel, którym jest ekspansja.

Białoruś pod rządami Łukaszenki, wobec tych działań jest praktycznie bezbronna szczególnie w kontekście wydarzeń po 9 sierpnia 2020 i eskalacji protestów. Gdyby nie poparcie polityczne, finansowe i militarne Rosji, Łukaszenko zostałby w kilka tygodni zmieciony ze swojego stanowiska przez tłumy maszerujące głównymi ulicami Mińska. Dzięki temu poparciu krajem wciąż kieruje Aleksander Łukaszenko, ale na fotelu pasażera już siedzi Wiktar Babaryka wraz ze swoimi ludźmi (miał drugi największy sztab w wyborach prezydenckich), który jak wszystko na to wskazuje został tam wywindowany przez aktywne działania Federacji Rosyjskiej.

Co prawda Babaryka został skazany na 15 lat łagrów, ale chyba to jest w tym wszystkim najciekawsze, że to go wbrew pozorom jeszcze bardziej czyni autentycznym przywódcą dla społeczeństwa. A to jaki przywódca rządzi na Białorusi ma wydaje się drugorzędne znaczenie dla władz Wielkiego Brata z za wschodniej granicy. Musi on jedynie kontynuować politykę serwilistyczną wobec Kremla.

Zatem obserwowane zjawiska realizowane przez Białoruś w polityce wewnętrznej i międzynarodowej to wcześniej zaaranżowane działania lub jak mówią na zachodzie „mapa drogowa” do integracji/inkorporacji Białorusi i Rosji. W obecnym scenariuszu ma ją wypełnić Łukaszenko. W przypadku niepowodzenia władzę może przejąć ekipa Babaryki i dążyć w tę samą stronę.

Według wielu badań zachodnich naukowców i analityków, Białorusini nie czują dużej odrębności od Rosji co zdecydowanie pomaga w realizacji planu pełzającej inkorporacji realizowanego przez Putina. Oczywiście pokolenie dzisiejszych 20 i 30 latków nie czuje resentymentu do złotych czasów funkcjonowania w ZSRR, ale Rosyjska wersja soft power objawiająca się w indoktrynacji informacyjnej wpływa na utrzymanie wysokich tendencji społecznych nakierowanych na sympatyzowanie z Rosją – słowiańskim bratem i krajem wielkich możliwości.

O Białoruś w tej chwili toczy się wojna informacyjna, którą na razie wygrywają Rosjanie, ale czy społeczeństwo tej małej republiki jest w stanie wygrać w tej nierównej grze będąc bezustannie indoktrynowane i manipulowane?

CZYTAJ TEŻ: Stać NATO…To jest ZAPAD!

Powiązane tematy

Komentarze