WYWIAD
Nie ma powodu, by w przyszłym roku prąd był droższy
Krótkoterminowo nie ma powodów do podwyżek cen w naszym kraju, ale za 2 – 3 lata musimy liczyć się z tym, że w Polsce może brakować mocy, szczególnie w miesiącach zimowych, gdy nie ma słońca i często występuje flauta, a więc generacja z OZE gwałtownie spada – mówi profesor Władysław Mielczarski, ekspert branży energetycznej.
Agnieszka Łakoma: Ostatnio pojawiają się informacje medialne, że w przyszłym roku możemy płacić za prąd w Polsce nawet o ponad połowę więcej niż obecnie. Tymczasem na Towarowej Giełdzie Energii ceny są raczej stabilne, a w kontraktach na przyszły rok energia jest wyceniana na około 600 zł za megawatogodzinę. Jak Pan ocenia te zapowiedzi wzrostu rachunków?
Władysław Mielczarski: W Polsce nie występują obecnie czynniki, które prowadziłby do wzrostu cen energii elektrycznej w okresie krótkoterminowym czyli w przyszłym roku. Energia z węgla, jaka dominuje w naszym kraju, zdrożała, ale w stosunkowo niewielkim stopniu. Mająca na nią główny wpływ cena pozwoleń na emisję CO2, kształtuje się na stabilnym poziomie - poniżej 90 euro za tonę i nie sądzę, by w przyszłym roku drastycznie wzrosła, więc nie ma powodów do podwyżek w 2024 roku. Zwłaszcza że odnawialne źródła energii, których produkcja energii elektrycznej stanowi około 22 proc., nie mają wpływu na ceny hurtowe, ponieważ są to źródła subsydiowane. W elektrowniach gazowych produkujemy tylko 7 proc. energii, zatem nawet skok cen tego paliwa nie przełoży się na znaczące podwyżki dla odbiorców. Warto także pamiętać, że elementem najbardziej stabilizującym ceny energii elektrycznej są elektrownie pracujące na węglu brunatnym, którego cena jest praktycznie stała.
Nowy rząd w najbliższych tygodniach powinien podjąć decyzję, czy utrzymać w przyszłym roku tarcze solidarnościową czyli czy nadal ceny będą zamrożone dla gospodarstw domowych i małych i średnich firm. Wiadomo, że inne kraje – na przykład Niemcy przedłużyły systemy wsparcia dla odbiorców w związku z wysokimi cenami do końca marca 2024. Czy programy osłonowe w Polsce też powinny być przedłużone?
Tak, programy te powinny być przedłużone i to przynajmniej na rok, ponieważ sytuacja międzynarodowa mająca wpływ na ceny paliw jest dalej niestabilna. Chociaż energię elektryczną produkujemy głównie z własnego węgla i jej cena jest w miarę stabilna, to ceny innych nośników energii mogą się jednak zmienić. Mamy konflikt za naszą wschodnią granicą i powstało nowe ognisko zapalne na Bliskim Wschodzie. W tej sytuacji trzeba zachować ostrożność i utrzymać stabilne ceny jako ochronę gospodarki i społeczeństwa.
W Unii Europejskiej szykuje się reforma rynku energii elektrycznej, a z najnowszych ustaleń wynika, że zakłada m.in. wzmocnienie ochrony odbiorców wrażliwych przed podwyżkami cen. Poza tym – nawet jeśli nie będzie stanu kryzysowego, to i tak kraje członkowskie będą nadal mogły wprowadzać systemy osłonowe, ale oczywiście za aprobatą Komisji Europejskiej, której nigdy nie można być pewnym. Czy te nowe rozwiązania będą faktycznie z korzyścią dla odbiorców, zwłaszcza indywidualnych, czy raczej mają charakter werbalny?
Nowe propozycje co do ochrony odbiorców wrażliwych i mikrofirm w ramach reformy potwierdzają, że wprowadzone u nas, już wcześniej, rozwiązania okazały się słuszne. I właściwie polski rząd przyjął optymalny mechanizm – ceny rozliczeniowej, aby uniknąć gwałtownego wzrostu cen dla odbiorców, gdy drastycznie zwiększyły się one na giełdzie – nawet do 2 tysięcy złotych za megawatogodzinę. Cena rozliczeniowa zachowuje mechanizmy rynkowe zapewniając stabilizację ceny końcowej. Unia Europejska będzie w ramach reformy takie rozwiązania wspierać, zatem nawet w przyszłości będą mogły być stosowane. Wygląda na to, że decydenci unijni zdali sobie sprawę, iż ceny energii – które wpływają na całą gospodarkę - są podatne na zmiany, szczególnie w czasach kryzysu. Czasem wystarczy tylko informacja, że może zabraknąć energii i od razu ceny mogą pójść w górę. W momencie gdy rynek nie ma dostatecznej ilości dostaw, to bardzo łatwo jest ceny paliw zmanipulować, doprowadzić do drastycznych podwyżek. Unia Europejska zrozumiała, że trzeba bardziej chronić odbiorców.
W ramach reformy zaplanowano także formy wsparcia finansowego czyli pomocy publicznej dla nowych inwestycji w źródła odnawialne oraz energetykę jądrową w postaci tzw. kontraktów różnicowych. A Francuzi przeforsowali również te kontrakty dla remontowanych bloków jądrowych. Ze względu na politykę klimatyczną nie ma mowy o wspieraniu elektrowni węglowych. Co to dla naszej energetyki – opartej w ponad 70 proc. na węglu - oznacza?
Energetyka węglowa została wykluczona z tego systemu, to dla nas oznacza problemy. Mamy wiele starych bloków węglowych w elektrowniach, które trzeba będzie zamykać po 2025 roku. I nie jest to żadna wiedza tajemna, wszyscy zarówno w sektorze, jak i w Ministerstwie Klimatu i Środowiska mają dane dotyczące pracy systemu i dostępnych mocy wytwórczych a także harmonogramu wyłączania najstarszych bloków węglowych. Dlatego mówiłem, że krótkoterminowo nie ma powodów do podwyżek cen w naszym kraju. Ale za 2 – 3 lata musimy liczyć się z tym, że w Polsce może brakować mocy, szczególnie w miesiącach zimowych, gdy nie ma słońca i często występuje flauta, a więc generacja z OZE gwałtownie spada. Już teraz Operator Systemu – PSE musi w takich sytuacjach „wyciągać” wszystkie dostępne bloki węglowe, by pokryć zapotrzebowanie. I niestety nie powinniśmy łudzić się, że brakujące moce pokryjemy całkowicie importem. Za 2-3 lata trzeba będzie zacząć wprowadzać w takiej sytuacji kryzysowej tzw. stopnie zasilania, czyli operator systemu będzie żądał od komercyjnych odbiorców, aby ograniczyli zużycie energii. Z danych publikowanych przez Ministerstwo Klimatu i Środowiska wynika, że będzie brakować nam energii elektrycznej nawet przez kilkaset godzin w ciągu roku.
Co należy w związku z tym zrobić? Czy powinniśmy postawić na modernizację starych bloków węglowych, na którą unia na pewno nie da nam pieniędzy, a zdobycie finansowania z rynku, nastawionego na kredytowanie głównie źródeł odnawialnych, będzie coraz trudniejsze?
Trzeba pogodzić się z tym, że Unia Europejska nie pozwoli na bezpośrednie subsydia dla energetyki węglowej, jak kontrakty różnicowe, co nie znaczy, że nie ma innych możliwości finasowania takich inwestycji. Z drugiej strony w dającym przewidzieć horyzoncie czasowym nie ma alternatywy dla energetyki węglowej. Elektrowni jądrowych nie mamy i prawdopodobnie nie będziemy ich mieli, przynajmniej przed 2040 r. Dostawy gazu ziemnego są ograniczone i ich ciągłość poddana na działania terrorystyczne, a więc zostaje energetyką węglowa, ponieważ tylko ona jest w stanie zapewnić ciągłość dostaw energii elektrycznej i bezpieczeństwo energetyczne kraju.
Rozmawiała Agnieszka Łakoma
CZYTAJ TEŻ: Wzrost kosztów prądu mało odczuwalny