Wyklęci wciąż wyklęci w Warszawie
Tak więc muzeum nie będzie i Żołnierze Wyklęci pozostają w stolicy dalej wyklęci.
Warszawska kamienica przy ulicy Strzeleckiej 8 po tzw. wyzwoleniu, w latach 1944-1945, była główną kwaterą NKWD, a potem do 1948 roku siedzibą Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego, w którego piwnicach więziono, bestialsko przesłuchiwano i mordowano strzałem w tył głowy tzw. wrogów ustroju, w tym członków podziemia antykomunistycznego, zaś na ścianach do dziś zachowały się napisy wyryte przez więźniów. W latach 70. robotnicy podczas budowy garaży odkopali ludzkie kości, ale komunistyczne władze chcąc ukryć prawdę o przeszłości tego miejsca nakazały przysypać je ziemią i zalać betonem. Prawdopodobnie szczątki leżą tam do dzisiaj.
Podobnych miejsc upamiętniających daninę krwi złożoną przez przeciwników czerwonego totalitaryzmu można znaleźć na samej tylko warszawskiej Pradze wiele, by wymienić tylko „Kordegardę” czyli sowiecki Trybunał Wojenny i NKWD przy ul. 11 Listopada 68, gdzie śledztwa i wyroki wykonywano na miejscu, tzw. Toledo, czyli więzienie karno-śledcze przy dzisiejszej Namysłowskiej gdzie mordowano w specjalnie zbudowanym bunkrze, czy katownie NKWD i UB przy Sierakowskiego czy Cyryla i Metodego.
Na Strzeleckiej miało powstać Muzeum Żołnierzy Wyklętych. Inicjatywa miała być sfinansowana dzięki unijnej dotacji w ramach Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Mazowieckiego na lata 2007-2013. Muzeum jednak nie powstanie, ponieważ w kamienicy, w której miało się znaleźć wciąż są mieszkańcy, a władze dzielnicy nie przyznały im innych lokali. Ponadto odpowiedzialny za projekt Andrzej Amanowicz z Fundacji Strzelecka 8 stwierdził, że kwota 300 tys. zł, którą dostał z funduszy unijnych, nie wystarczy na pokrycie kosztów, ponieważ na gruntowny remont całej kamienicy potrzeba 10 mln zł.
Tak więc muzeum nie będzie i Żołnierze Wyklęci pozostają w stolicy dalej wyklęci. Za to na swoje miejsce pewnie powróci znajdujący się w pobliżu tzw. pomnik czterech śpiących, pamiątka stalinowska, symbolizująca braterstwo broni ludowego Wojska Polskiego i Armii Czerwonej. Jakie standardy i jaka władza takie pomniki. Ale w sumie czemu tu się dziwić, skoro od lat trwa cyrk z nieosądzaniem zbrodniarzy komunistycznych, stalinowskich i peerelowskich, ciągle schorowanych i niezmiennie pozostających pod parasolem ochronnym Magdalenki i okrągłego stołu.
Brakuje polityków formatu prezydenta Lecha Kaczyńskiego, z którego inicjatywy rozpoczęto prostowanie historii najnowszej i przywracanie pamięci o bohaterach. Rotmistrz Witold Pilecki i generał August Fieldorf „Nil” zostali pośmiertnie odznaczeni Orderem Ora Białego. Zaczęto naprawianie krzywd. W 2006 roku przyznanych wcześniej orderów i odznaczeń została pozbawiona zmarła dwa lata później w Anglii prokurator wojskowa Helena Wolińska-Brus, która podpisała wniosek o aresztowanie „Nila”. I gdyby nie antykomunistyczna Liga Republikańska, odsądzana przez tzw. salon od czci i wiary, i przygotowana przez nią na początku lat 90. wystawa poświęcona żołnierzom antykomunistycznego podziemia, tzw. II Konspiracji – określenie „żołnierze wyklęci” w ogóle nie zaistniałoby w obiegu publicznym. I gdyby nie prezydentura Warszawy Lecha Kaczyńskiego to być może do dziś nie mielibyśmy w stolicy Muzeum Powstania Warszawskiego. Takie są fakty.