Platformie znowu „wyszło jak zawsze”
Nowelizację, która miała zapobiegać powtórkom historii z Amber Gold, rząd zapowiedział prawie trzy lata temu. Tyle czasu trwało jej pisanie przez urzędników Ministerstwa Finansów. Efekt jest zaskakujący. Z planów zabezpieczenia Polaków przed powstawaniem i działalnością kolejnych piramid finansowych, wyłonił się projekt regulujący przede wszystkim rynek pożyczek. Ta metamorfoza mogłaby być nawet zabawna, gdyby nie była groźna.
Nowa ustawa ma między innymi utrudniać rolowanie długu. Czy to leży w interesie konsumentów? Nie. Pożyczkodawcy zaczną oddawać sprawy do sądów natychmiast po upływie terminu spłaty, a pożyczkobiorcy będą też częściej przenosić się z jednego banku do drugiego, popadając w spiralę zadłużenia.
Kolejny zapis mówi o wprowadzeniu limitu kosztów pozaodsetkowych, czyli wysokości dodatkowych opłat pobieranych przez firmy pożyczkowe. Szkoda tylko, że limit ten nie będzie dotyczył kart kredytowych czy debetu na koncie osobistym.
Co ciekawe, w toku prac nad projektem zrezygnowano z ustanowienia rejestru firm pożyczkowych. Podobno żadna publiczna instytucja nie kwapiła się do jego prowadzenia. Warunki konieczne do spełnienia przy zakładaniu działalności pożyczkowej określono też wyjątkowo liberalnie: niekaralność członków zarządu, 200 tys. zł na początek i forma organizacyjna spółki kapitałowej.
Tymczasem, do walki z lichwiarską przestępczością wystarczą już obecnie obowiązujące przepisy i odrobina dobrej woli. Art. 304 kodeksu karnego chroni przed wykorzystywaniem przez nieuczciwe firmy pożyczkowe przymusowego położenia ich klientów i zawierania z nimi umów, na podstawie których dłużnik jest zobowiązany do zwrotu kwot niewspółmiernych do otrzymanego świadczenia. Przestępstwa z tego artykułu podlegają karze pozbawienia wolności do trzech lat.
Gwoli sprawiedliwości – firmy pożyczkowe mogą, a nawet powinny mieć swoje miejsce w gospodarce. Chronią bowiem określoną grupę klientów przed zupełnym wykluczeniem finansowym i wpadnięciem w szpony pożyczkowego czarnego rynku. Pomagają im w okresowym utrzymaniu bieżącej płynności finansów osobistych. Służą szybkiemu zaciąganiu krótkoterminowego zadłużenia w sytuacjach losowych. I tak dalej. Jednak wszystko to musi odbywać się w sposób cywilizowany, a zadłużenie Polaków, a wraz z nim skala działalności firm pożyczkowych, nie może przekroczyć pewnych bezpiecznych rozmiarów. Tymczasem wszystko zmierza właśnie w tym kierunku. Jak wynika z ostatniego sprawozdania (za pierwszy kwartał bieżącego roku) brytyjskiej firmy International Personal Finance, właściciela marki Provident, z 11,3 mln funtów zysku tego podmiotu, aż 9,5 mln zostało wypracowane w Polsce i na Litwie.
Zmieniając nieco wątek, można się też domyślać, że to właśnie Provident oraz jemu podobne firmy, a wespół z nimi – w zakresie depozytów – zapewne i banki, liczą na przejęcie klientów upadających Spółdzielczych Kas Oszczędnościowo-Kredytowych.
A co do projektu, o którym mowa, to ktoś najwyraźniej zadbał, by był on dziurawy i nieprecyzyjny, promował zaciąganie pożyczek na większe sumy i dłuższy termin, a firmom takim jak Provident nie uczynił większej szkody. Warto zapytać, kto, a w przyszłości zbadać, czy te same grupy interesów nie stoją za postępującym demontażem systemu SKOK-ów?