Opinie

Kreml rusza na wojnę z elektrosamochodami

Michał Kozak

  • Opublikowano: 28 października 2017, 12:06

    Aktualizacja: 28 października 2017, 12:08

  • 5
  • Powiększ tekst

Lawinowo rosnący segment samochodów z napędem elektrycznym, które z zabawki dla bogatych stają się środkami komunikacji dostepnymi dla coraz szerszej rzeszy konsumentów, plus ogłaszane przez kolejne kraje europejskie zamiary zamknięcia swoich rynków dla samochodów z silnikami napędzanymi ropą i benzyną - plany zakazu rejestracji samochodów z napędem tradycyjnym zgłosiły już rządy Francji, Wielkiej Brytanii i Niemiec a rezygnację z produkcji takich pojazdów zapowiedział szereg koncernów motoryzacyjnych, ewidentnie wywołały popłoch na Kremlu. Nic w tym dziwnego — coraz bardziej dziurawy rosyjski budżet może stracić podstawowe źródło dochodów, jakim jest eksport ropy naftowej.

Rosyjskie «Izwiestia» opublikowały ostatnio wypowiedź prezesa państwowego koncernu naftowego «Rosnieft» Igora Sieczina, który podczas X Euroazjatyckiego Forum Gospodarczego przekonywał, że wykorzystywana do produkcji energii elektrycznej dla elektromobili węglowa generacja przynosi więcej szkód ekologicznych niż spalanie ropy i benzyny przez samochody z napędem tradycyjnym, zaś we współczesnym świecie nie do końca rozwiązano problemy bezpiecznej produkcji i utylizacji akumulatorów.

Sieczin stanął w jednym szeregu z unijną biurokracja próbującą ograniczać generację węglową równocześnie wyciągając dłoń do Francuzów dominujących dziś w Europie w sferze energetyki jądrowej oraz lubujących się w rosyjskim gazie ziemnym Niemców pokazując, gdzie Kreml chce szukać sojuszników w walce o zachowanie naftowego status quo. Jak przekazują «Izwiestia» zaproponował, by zamiast ograniczeń wykorzystania silników wewnętrznego spalania i rezygnacji z nich przyspieszyć tempo zmniejszania udziału generacji węglowej, a także zwiększyć wykorzystanie gazu ziemnego i energetyki jądrowej.

Wypowiedź Sieczina nie była pierwszym rosyjskim atakiem w stronę elektromobili. Z punktu widzenia Polski równie ważne wydaje się jego wystąpienie na lipcowym Petersburskim Forum Ekonomicznym, w którym wskazał kierunek ataku mający zablokować lub przynajmniej zahamować proces odchodzenia przez Europę od ropy. Wówczas prezes «Rosniefti» wyliczał, że do tego, by zmniejszyć o 2 proc. poziom światowego spożycia ropy naftowej niezbędne byłoby uruchomienie zakładów zdolnych wyprodukować akumulatory o łącznej pojemności ponad 500 GWh przekonując przy tym, że produkcja akumulatorów potrzebuje znaczącego wzrostu zużycia niklu, litu i kobaltu oraz systemu utylizacji zużytych akumulatorów co, jak podkreślał «powinno wywołać pytania u ekologów».

I nic w tych atakach dziwnego - od wielu lat około połowy dochodów rosyjskiego budżetu to te płynące z eksportu, głównie na rynki Europy Zachodniej, ropy naftowej i gazu ziemnego. (wyjątkiem w tej regule było zeszłoroczne wahnięcie, gdy stanowiły one «zaledwie» 36 proc.) Przejście przez kraje unijne na samochody z napędem elektrycznym to dla Moskwy katastrofa — cios, po którym trudno sobie wyobrażać funkcjonowanie Rosji w charakterze mocarstwa nie tylko światowego, ale choćby regionalnego. Warto przy tym pamiętać, że wypowiedzi szefa «Rosniefti» to tak naprawdę głos samego Putina. Sieczin to najbardziej zaufany współpracownik rosyjskiego prezydenta — ich współpraca rozpoczęła się jeszcze w 1991 r. we władach miejskich Sankt Petersburga, a potem podążał za nim przez kolejne szczeble politycznej kariery. W 2009 r. Sieczin został określony w rankingu Forbesa mianem «człowieka numer dwa» w Rosji.

Jego wypowiedzi nabierają więc szczególnego znaczenia dla Polski w kontekście elektromobilności wskazanej przez wicepremiera Mateusza Morawieckiego jako priorytetowy kierunek rozwoju polskiej gospodarki i planów budowy w naszym kraju jednego z większych na świecie zakładów produkujących akumulatory na rynek samochodów z napędem elektrycznym. Jak wskazują płynące z Moskwy sygnały już niebawem możemy stać się w tej sytuacji przedmiotem zmasowanego i prowadzonego równolegle z wielu stron kordynowanego przez Kreml ataku.

W najłagodniejszej formie mogą to być sponsorowane przez Kreml akcje pseudoekologów paraliżujących na wszelkie możliwe sposoby proces inwestycyjny. Doświadczenie w tym zakresie Moskwa ma bogate — wystarczy wspomnieć organizowane w latach 80-tych zeszłego stulecia «spontaniczne» protesty europejskich organizacji pacyfistycznych przeciwko lokalizacji w Europie Zachodniej amerykańskich rakiet z głowicami jądrowymi, jak się później okazało sowicie opłacane z czarnej kasy sowieckich służb specjalnych. W grę wchodzą próby blokowania na poziomie instytucji unijnych polskiej generacji węglowej, wskazanej przez zaufanego człowieka Kremla jako «zagrożenie». Nie można wykluczać jednak nawet organizacji przez rosyjskie służby akcji dywersyjnych o charakterze terrorystycznym. Niemożliwe? A czy cztery lata temu wydawało się możliwym wysyłanie tysięcy żołnierzy bez znaków rozpoznawczych, by zagarnąć część terytorium państwa, z którym Rosja podpisała umowę o przyjaźni, i któremu gwarantowała nienaruszalność terytorialną? Tymczasem rosyjska agresja wobec Ukrainy i aneksja Krymu pokazały, że w relacjach z Kremlem zdarzenia niewiarygodne nie istnieją.

Powiązane tematy

Komentarze