„Skoro górnicy sami się wystrzelali, to tort sam się rzucił”
Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu pokazał miejsce w szeregu ponad 1600 byłym funkcjonariuszom Służby Bezpieczeństwa, którzy złożyli do niego skargi przeciwko Polsce za – ich zdaniem niezasłużone i wynikające z dyskryminacji za dawną pracę w bezpiece – obniżenie emerytur w wyniku obowiązującej od 2009 roku ustawy dekomunizacyjnej. Członkowie Trybunału zdecydowali, że skargi Adama Cichopka i 1627 innych esbeków, a wśród nich matki znanego sędziego Igora Tulei, nie zostaną w ogóle rozpatrzone.
Czytając owe skargi odnosi się wrażenie, że pracujący w PRL „w służbie narodu” (taki tytuł nosił tygodnik wydawany przez MSW do 1989 roku) – łącznie z generalicją WRON-owską - w III RP siedzą w więzieniu bądź nie dojadają, są prześladowani, muszą przemykać się po zmierzchu pod ścianami budynków, a dyskryminacja jakiej są poddawani uniemożliwia im znalezienie pracy.
Ale sędziowie ze Strasburga dali prztyczka w esbecki nos podkreślając, że ustanowiony system obniżający emerytury nie oznaczał „nadmiernych obciążeń dla skarżących, którzy nie doznali utraty środków do życia albo całkowitego pozbawienia świadczeń, a system ten był i tak bardziej korzystny niż inne systemy emerytalne (…), praca skarżących w służbie bezpieczeństwa, stworzonej po to, by naruszać podstawowe prawa człowieka chronione przez Europejską Konwencję, powinna być uważana za istotną okoliczność dla zdefiniowania i uzasadnienia kategorii osób, które mogą być objęte redukcją świadczeń emerytalnych”.
Informacja o decyzji Trybunału prawie zbiegła się w czasie z zawieszeniem procesu przeciwko generałowi Czesławowi Kiszczakowi, oskarżonemu o przyczynienie się do śmierci górników z kopalni „Wujek”. Przyczyną jest „zły stan zdrowia” generała. Z przedstawionych na kolejnych procesach opinii wynika, że Kiszczak cierpi m.in. na: zły słuch, otępienie, spowolnienie psychiczne, zaburzenia pamięci i uwagi, co może powodować „możliwość zafałszowania" jego odpowiedzi; podejrzewa się także chorobę Alzheimera. Objawy pogłębiają się od dwudziestu lat i jeżeli generał nie wróci do pełni sił – przed sądem nigdy już nie stanie.
I na to się zanosi. „Zły stan zdrowia” jest tu znakomitym usprawiedliwieniem, zupełnie jak w PRL, gdy w ten sposób wyjaśniano odejście tego, czy innego I sekretarza KC PZPR, obalonego w wyniku wewnętrznych rozgrywek koterii partyjnych.
Dziś „zły stan zdrowia” służy do zapewnienia bezkarności winnym zbrodni na narodzie. Na potrzeby sądów Kiszczak jest niemal umierający, ale poza salą rozpraw dochodzi do cudownego ozdrowienia, w wyniku którego – co ujawnił rok temu „Super Express” - np. dziarsko działa w przydomowym ogródku. Albo, jak pisał w czerwcu 2012 roku „Fakt”, remontuje swoją daczę nad jeziorem Omulew na Mazurach. Ten sam „Fakt” dziennikarską prowokacją udowodnił także, że Kiszczak słyszy dość dobrze i bez problemu porozumiewa się z przechodniami pytającymi o drogę: „Nasz dziennikarz podszedł do generała z tyłu i cicho zapytał, gdzie jest pewna ulica. Generał usłyszał pytanie, odwrócił się i wskazał kierunek. Każdy głuchy chciałby tak słyszeć, panie generale”.
Nie wiem, co musiałoby się stać, by PRL osądzić. Pamiętamy z jakimi trudnościami udało się skazać członków Plutonu Specjalnego ZOMO, którzy strzelali do górników z „Wujka”. Zresztą czego można oczekiwać po niezlustrowanym wymiarze sprawiedliwości, który personalnie, bądź pokoleniowo tkwi przez cały czas w peerelu? Nie dziwmy się więc takim „perełkom” jak uniewinnienie Stanisława Kociołka od zarzutów w sprawie Grudnia 1970 roku i określenie przez sąd masakry robotników jak „śmiertelnego pobicia”. Rację ma prof. Antoni Dudek, gdy twierdzi: „Jeżeli dosięga w końcu kogoś sprawiedliwość za zbrodnie dyktatury, to dzieje się to po wielu latach i dotyczy to wyłącznie „ręki”, która uderzała, natomiast „głowa”, która tym kierowała, zostaje uniewinniona". Co prawda Dudek mówi tu o orzeczeniu w sprawie Grudnia, jednak opinię tę można z powodzeniem odnieść do niemal wszystkich spraw dotyczących zbrodni z PRL.
Przez cały czas czkawką odbija się magdalenkowy dogowor pomiędzy władzami PRL a podziemnym „styropianem” z Adamem Michnikiem na czele. Michnik, już jako poseł Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego atakował w Sejmie w początkach września 1989 roku posła Kazimierza Ujazdowskiego za wniosek o ukaranie sędziów skazujących w procesach pokazowych w latach stalinowskich. Potem poszło z górki, m.in. po przyjęciu ustawy amnestyjnej, gwarantującej spokojny byt pracownikom aparatu bezpieczeństwa. A gdy w 1996 roku Komisja Krajowa „Solidarności” w specjalnym oświadczeniu postulowała rozliczenie zbrodni komunistycznych przeciwko narodowi polskiemu naczelny „Wyborczej” opowiedział się po właściwej stronie. 17 grudnia w „Gazecie Wyborczej” pisał: „Górnicy z kopalni „Wujek” polegli za wolną i demokratyczną Polskę. W takim państwie prawo winno być prawem. Liderzy „Solidarności” najpewniej o tym zapomnieli, proponując bliżej nie sprecyzowany trybunał nadzwyczajny dla rozliczenia stanu wojennego. Rzecznik „S” chce się wzorować na Trybunale Norymberskim, gdzie sądzono hitlerowskich ludobójców. Jest to pomysł przerażający, który – brany dosłownie – może przekształcić Polskę w piekło bezprawia”.
Więc Polska została odbudowana zgodnie z tym modelem: komuniści są bezkarni, a państwo pozostało niezdekomunizowane. Po to spaliśmy na styropianie, na to wychodzi. Zbrodniarz komunistyczny nie zostanie osądzony, ale do trzech lat więzienia grozi byłemu opozycjoniście Zygmuntowi Miernikowi za znieważenie funkcjonariusza publicznego oraz naruszenie jego nietykalności cielesnej w czasie pełnienia obowiązków. Miernik rzucił w tortem w sędzię Annę Wielgolewską, po tym jak ogłosiła ona decyzję o zawieszeniu postępowania wobec Kiszczaka. Zbrodnia to niesłychana!
„Skoro górnicy sami się wystrzelali, to tort sam się rzucił” – komentował logikę wymiaru sprawiedliwości Miernik. Nie dziwię się, nawet jak się ma skórę słonia, to tego już było za wiele i człowiekowi po prostu puściły nerwy. „Dość naigrywania się z prawa i z narodu polskiego. Tak skorumpowanych sądów, jak dziś, nie było nigdy, nawet za komunizmu. Chronienie przestępcy, który przyznał się do swojej winy, jest niepoważne. Nieukarane zbrodnie rodzą nowe zbrodnie” – mówił Zygmunt Miernik. Podobnie myśli wielu prześladowanych przez komunę, którzy do tej pory nie znaleźli sprawiedliwości
Natknęłam się kiedyś na zdjęcie przedstawiające Adama Michnika i Czesława Kiszczaka, bodajże podczas rozmów okrągłego stołu. Michnik pokazuje na nim znak „V”. Zdjęcie prorocze.