Opinie

www.sxc.hu
www.sxc.hu

Zadłużenie kraju i kredyt jako „panaceum” na wszystko.

Marcin Pociecha

Marcin Pociecha

Zwykły obywatel, który mówi i pisze, to co myśli.

  • Opublikowano: 12 czerwca 2013, 19:51

    Aktualizacja: 12 czerwca 2013, 19:55

  • Powiększ tekst

Nasze państwo jest już zadłużone na ponad 800 mld zł. Politycy będący u władzy zadłużają Polaków wbrew ich woli, aby tylko utrzymać się na stołkach i nie myślą w ogóle o przyszłych pokoleniach. Gdyby w ten sposób zadłużał się obywatel, to dawno nie miałby środków do życia, a prezes jakiejś firmy tak postępującej wyleciałby na zbity pysk i wylądowałby w więzieniu za niegospodarność. A ministrowie finansów tak postępujący są bezkarni… Sam koszt odsetek od zadłużenia państwa wynosi już ok. 40 mld zł/rocznie. Jest to ogromna kwota, którą można porównać np. do dochodów państwa z podatku dochodowego płaconego przez obywateli, albo do 2/3 wydatków, które ponosimy na całą służbę zdrowia!

Łukasz Piechowiak z portalu Bankier.pl pisze:

„Budżet państwa jest jak tort na weselu, ale nie dla każdego wystarczy kawałków. Politycy, żeby rządzić, muszą obiecać jak najwięcej. Jednak pieniądze nie biorą się znikąd. Aby sprostać roli gospodarza na weselu, państwo musi zaciągać kredyt, nazywany długiem publicznym. Na jego obsługę wydajemy 43 mld zł. Nie spłacamy go, tylko coraz bardziej się zadłużamy. Korzystają na tym banki i inne instytucje finansowe będące wierzycielami państwa, które czerpią dochody z odsetek płaconych przez podatników. Obecnie dług publiczny wynosi ponad 50% PKB, czyli wartości wszystkich wyprodukowanych dóbr i usług w Polsce w ciągu roku. Żeby to spłacić, każdy Polak musiałby pracować przez ponad pół roku jak niewolnik – bez wynagrodzenia, bez żadnych zakupów, a wszystkie wytworzone dobra i usługi oddawać za darmo swoim wierzycielom. Kolejne pół roku mógłby pracować normalnie, ale też nie zarobiłby ani jednej złotówki, bo całe wynagrodzenie oddałby w formie podatków, by państwo mogło odtworzyć budżet. To nie jest informacja przesadzona – dzień wolności podatkowej, czyli moment, kiedy przestajemy pracować na państwo, a zaczynamy dla siebie, wypada mniej więcej w połowie roku. Dług publiczny w przeliczeniu na jednego Polaka od oseska do starca to ponad 20 tys. zł! Każdy polityk, który proponuje budżet z deficytem, w rzeczywistości zaciska pętlę na szyjach obywateli. Clou programu polega na tym, że rządzący nie widzą w tym absolutnie nic złego, bo wzorce czerpali z nieomylnego zachodu. A ludzie kiedyś sądzili, że na syfilis najskuteczniejsza jest kuracja rtęcią.

Żyj po to, by kupić mieszkanie To jest wybitny przykład tego, jak system zrobił wodę z mózgu całkiem sporej części społeczeństwa. Mieszkanie stało się największą wartością, praktycznie celem życia. Dziesiątki tysięcy młodych ludzi dniami i nocami analizują swoją zdolność kredytową, oferty deweloperów, finansowe korzyści różnego typu rządowych programów, prawne aspekty i koszty zakupu nieruchomości. Wszystko dlatego, że jest to produkt drogi. Jest wręcz za drogi jak na możliwości przeciętnego Polaka i to powinno być dla każdego oczywiste! Wystarczy spojrzeć na średnie zarobki w Niemczech i ceny mieszkań w tym kraju. Z tego powodu większość młodych ma tylko jedną możliwość zakupu własnego mieszkania – muszą iść do banku po kredyt. Później czeka ich ponad 20 lat spłaty i życie w ciągłym zagrożeniu utraty pracy, z małą szansą na zmianę lokum na inne. Kredyt na mieszkanie jest jak smycz, która ogranicza mobilność młodych ludzi. Związuje go z miejscem pracy i życia dokładnie tak samo, jak kiedyś pańszczyzna przywiązywała chłopa do ziemi. Ucieczka jest bardzo trudna i obarczona ryzykiem, że jeżeli nie wywiążesz się z umowy, to konsekwencje i koszty poniesie najbliższa rodzina. Dodatkowo odpowiedzialnością za niegospodarność, ryzykiem, obarczony jest tylko klient – banku to nie dotyczy. W razie problemów finansowych zlicytuje kredytobiorcę za ułamek wartości majątku i zostawi na bruku z wciąż olbrzymim kredytem. Bank kontroluje „ognisko domowe”, bo uważa, że wszystko do niego należy. Kredyty udzielane są na cokolwiek, nie trzeba oszczędzać – wystarczy chcieć. Społeczeństwo w prosty sposób dało się zwieść na pokuszenie.”

Więcej w artykule „Polska droga do zniewolenia

Państwo daje na nowo narodzone dziecko tysiąc złotych becikowego, a w rzeczywistości dziecko dostaje do spłacenia dług w wysokości ponad 20 tysięcy złotych, a razem z ukrytym długiem emerytalnym jest, to ponad 80 tysięcy złotych - "Ukryty dług publiczny. "To już 80 tysięcy złotych na mieszkańca"

Im więcej dzieci, tym więcej niewolników, którzy będą ten system zasilać przez całe życie… Mechanizm jest dobrze pokazany na krótkim filmie: Cześć, jestem z rządu...

 

Można powiedzieć, że państwo działa w podobny sposób jak mafia, która przychodzi do nas co miesiąc po haracz, z tym, że robi to „w nowoczesny sposób”, tak, żeby ludzie nie byli tego świadomi, czyli poprzez podatki. Rodząc się mamy dług do spłacenia, który dostajemy w „prezencie” od państwa, następnie wmawia się nam, żebyśmy brali kredyt hipoteczny na mieszkanie np. w wysokości 150 tysięcy złotych, co będzie oznaczało, że po okresie kredytowania spłacimy bankowi drugie tyle, a w końcowej fazie życia i tak to mieszkanie oddamy bankowi poprzez odwróconą hipotekę, w zamian za jałmużnę kilkuset złotową na przeżycie. Jak widać system działa fantastycznie, ale nie dla nas, tylko dla banków, które zarabiają na nas krocie.

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych