Opinie

www.sxc.hu
www.sxc.hu

Witajcie w kolonii

Krzysztof Wołodźko

Krzysztof Wołodźko

Redaktor „Nowego Obywatela”, publicysta „Gazety Polskiej Codziennie”, członek zespołu „Pressji”.

  • Opublikowano: 29 czerwca 2013, 14:55

  • 12
  • Powiększ tekst

Związki zawodowe odmówiły współpracy z rządem Donalda Tuska w ramach Komisji Trójstronnej. Dalsze rozwój sytuacji w Polsce przedstawia się w czarnych barwach – najpewniej czeka nas los kolonii.

Kilka dni temu największe centrale związkowe zawiesiły swój udział w Trójstronnej Komisji ds. Społeczno-Gospodarczych i zaapelowały o odwołanie ministra pracy, Władysława Kosiniak-Kamysza. Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych, NSZZ „Solidarność”, Forum Związków Zawodowych opublikowały w związku z tą sytuacją swoje oświadczenie. Odnoszą się w nim m.in. do kolejnych ustawowych sposobów na uelastycznienie Kodeksu Pracy: „powstaje projekt, zgodnie z którym pracownik może być zmuszony do pracy w wymiarze nawet 13 godzin dziennie, przez 6 dni w tygodniu, w okresie kilku miesięcy. Nowe rozwiązania umożliwiają odrzucenie ośmiogodzinnego dnia pracy i zniesienie dodatkowego wynagrodzenia za pracę w godzinach nadliczbowych. Trzeba mieć świadomość, że w ostatnich latach polscy pracownicy z tego tytułu osiągali przychody przekraczające osiem miliardów złotych rocznie. Teraz o tyle będą ubożsi, a polską gospodarkę o taką sumę ograniczy spadek popytu wewnętrznego”.

Z całym listem można zapoznać się choćby na portalu „Nowego Obywatela”. Ale już tylko wyżej przytoczona kwestia pokazuje, w jakim kierunku zmierzają rządowe próby zmierzenia się z kryzysem. Przede wszystkim, mamy do czynienia z coraz dalej idącym wykorzystywaniem pracowników, obniżaniem i tak niskich w Polsce kosztów pracy. Wszystko to jednak kosztem realnej siły nabywczej milionów Polaków. Recepta na kryzys, która polega na coraz dalej idącej eksploatacji pracowników przy równoczesnym ograniczaniu ich siły nabywczej jest drogą donikąd. Spadek popytu nabywczego jest sprawdzoną drogą do dalszego wygaszania masowej konsumpcji produktów pierwszej potrzeby.

Nawet jeśli rośnie sprzedaż dóbr luksusowych, to przecież nie ona gwarantuje przychód czy trwanie (jeśli nie rozwój) dla dużej części małych i średnich przedsiębiorców. Można uelastyczniać kodeks pracy i płacić jeszcze mniej – ale to wszystko odbije się na zawartości koszyków polskich rodzin. Nawet liberalne marzenie o rozszerzającej się klasie średniej, jako gwarancie polskiego dobrobytu, bierze w tej sytuacji w łeb. Wszystko wskazuje na to, że polityka rządowa, korzystna dla najsilniejszych graczy kapitałowych, doprowadzi raczej do poszerzenia grup pracowników najemnych o niskich dochodach i skutecznie rozszerzy zasięg nowej klasy – prekariuszy, niby-proletariatu współczesnej gospodarki. „Biedni pracujący” to już dawno zjawisko znane u nas nie tylko z amerykańskich filmów. Tyle że zamiast przyczep służących za dom mamy coraz liczniejsze osiedla kontenerowe, do których trafiają rodziny o niskich dochodach. A przypomnę, że tylko od listopada 2011 roku do kwietnia 2013 roku stopa bezrobocia wzrosła z12,1% do 14,0%: przybyło około 340 tys. osób pozostających bez pracy.

Rząd Donalda Tuska, zgodnie z liberalnymi dogmatami, które od początku traktował za swoje, nigdy nie był zdolny prowadzić naprawdę efektywnej polityki społeczno-gospodarczej. To zresztą, niestety, specyfika bodaj wszystkich ekip od początków transformacji. Wygaszanie rodzimego przemysłu, potencjalnego koła zamachowego rodzimej gospodarki, najlepszym tego przykładem. Kolejnym: sprowadzanie aktywnej polityki społecznej państwa (prowadzonej na Zachodzie z powodzeniem od dziesięcioleci) do coraz mniej efektywnego „socjalu”. Wygląda na to, że następne lata przyniosą w Polsce wzrost rozwarstwienia i wytworzenie dwóch silnych klas: polityczno-biznesowej oligarchii i spauperyzowanych mas, rezerwuaru taniej siły roboczej. Jeśli w dodatku polskie rolnictwo w najbliższych latach zostanie oddane w ręce karteli specjalizujących się w przemysłowej produkcji żywności, niebezpiecznie zbliżymy się do standardów Ameryki Południowej. A sądząc tylko z porównania potencjałów Niemiec i Polski, kolonizatora mamy tuż za progiem.

Powiązane tematy

Komentarze