Opinie

Wyładowanie elektryczne / autor: Pixabay
Wyładowanie elektryczne / autor: Pixabay

Niemcy zostaną porażone przez prąd

Marek Siudaj

Marek Siudaj

Redaktor zarządzający wGospodarce.pl

  • Opublikowano: 8 listopada 2018, 16:24

    Aktualizacja: 9 listopada 2018, 16:38

  • Powiększ tekst

Odkąd pojawił się pomysł budowy polskiego samochodu elektrycznego, słychać spory i kpiny, czy się nam uda, czy też nie? Są tacy, co wyśmiewają pomysł polskiego elektrowozu, twierdząc, że nie wyjdzie, a są tacy (a ja jestem wśród nich), co wyrażają ostrożny optymizm. Ale prawda jest taka, że nawet jeśli nam nie wyjdzie, to nie my będziemy największymi przegranymi elektromobilności.

Otóż za 20 lat ponoć połowa sprzedawanych na świecie aut będzie miała napęd elektryczny.

Zdaję sobie sprawę, że to stwierdzenie nie budzi większych emocji, ale jest ono ogromnie znaczące. Jest wiele mniej lub bardziej skomplikowanych elementów samochodów, ale najbardziej skomplikowany jest silnik. Poziom skomplikowania wynika m.in. z regulacji prawnych, które wyznaczają różnego rodzaju wymagania dla spalin itd. Kto nie wierzy, niech sprawdzi, gdzie koncerny samochodowe zamawiają inne części i podzespoły, a skąd biorą silniki. O ile większość podzespołów może zrobić każdy, to umiejętność produkcji silników jest ograniczona do zaledwie kilku, może kilkunastu koncernów.

Jasne, samochód to nie tylko silnik, ważne jest jeszcze wykończenie, to, jak się go prowadzi, ale na drogach jeżdżą auta lepsze i gorsze, zaś nie ma takich bez silnika.

Tyle że teraz to się zmieni. Silnik będzie mógł zrobić każdy. Oczywiście, będą silniki lepsze lub gorsze, ale generalnie silnik będzie można zrobić nawet w szopie. O dziwo, teraz znacznie bardziej wyjątkowa będzie wiedza, jak się robi pozostałe podzespoły. Nie chcę powiedzieć, że będzie to jakaś wiedza tajemna, ale tak się śmiesznie składa, że jest to bardziej skomplikowane niż zrobienie silnika elektrycznego.

Jeśli popatrzeć na geografię przemysłu motoryzacyjnego, to widać, że w Polsce oraz wielu krajach naszego regionu tworzy się dużą część podzespołów samochodowych. Niemcy – ale nie tylko oni – zdecydowali się wyprowadzić za granicę tworzenie tych mniej kluczowych podzespołów, sobie zostawiając prawo do płyty podłogowej, silnika oraz marki (te czasem produkują za granicą, ale wyłącznie w swoich firmach, a nie u kooperantów). Ale jeśli wyeliminować z tego markę i silnik, to zostaje płyta, która jednak niekoniecznie może pasować do auta elektrycznego, bo była tworzona pod ciężki silnik spalinowy. Innymi słowy – zostaje niewiele.

Tak się dziwnie złożyło, że elektryczna rewolucja uderza w to, co było podstawą potęgi niemieckiego przemysłu motoryzacyjnego. Nie mówię, że prąd zlikwiduje ten przemysł, ale na pewno ogromnie ograniczy jego zasięg. Inne kraje też będą próbować tworzyć własne pojazdy elektryczne i przez jakiś czas – tak jak było to w przypadku aut spalinowych – będzie więcej wytwórców tych pojazdów i większa konkurencja. Ogromne niemieckie koncerny będą musiały mocno schudnąć, aby tę konkurencję małych wytrzymać.

Wygląda więc, że wkrótce Ingolstadt czy Wolfsburg mogą posmakować losu, który teraz jest udziałem np. Detroit. To zaś oznacza potężne osłabienie całych Niemiec. Istnieje więc szansa, że prąd porazi Niemcy na tyle, że przynajmniej na jakiś czas uda się przywrócić równowagę w Europie.

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych