Energooszczędnie dopłacimy bankom
Pan Pytalski pyta, dlaczego „w temacie” dopłat do mieszkań i domów energooszczędnych znowu chce się zrobić ludzi w konia. Pytalski wykazuje proekologiczną postawę. Zupełnie jednak nie nadąża za logiką myślenia rządowych prominentów.
Chyba, że za typowo ekologiczne uznaje się wspieranie nie obywateli własnego kraju, ale przede wszystkim banków i deweloperów. Pytalski wyczytał bowiem, że – jak to się modnie określa – „ruszył” program rządowych dopłat do ekologicznego budownictwa mieszkaniowego. Zainteresowani budową domów lub zakupem mieszkań energooszczędnych mogą już wnioskować w bankach o kredyt z dopłatą Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w dwóch bankach zrzeszających banki spółdzielcze oraz samych BS oraz w BOŚ. Pytalski podejrzewa, że dopłaty do kredytów wychodził dla banków spółdzielczych sam wicepremier Piechociński, a Związek Banków Polskich wystarał się o pieniądze z myślą o bankach komercyjnych. Do końca roku kredyty proekologiczne z rządową dopłatą ma włączyć do swojej oferty Getin Noble Bank, Nordea Bank Polska, Deutsche Bank PBC oraz Bank Zachodni WBK. Inwestor budowlany może liczyć na jednorazowe, bezzwrotne dofinansowanie w wysokości do 50 tys. zł dla tzw. budynku pasywnego (nie może zużywać więcej niż 15 KWh na metr kw.) i do 30 tys. zł dla budynku energooszczędnego (nie może zużywać więcej niż 40 KWh na metr kw.). Kupujący mieszkanie dostanie odpowiednio 16 tys. zł lub 11 tys. złotych. Wielkość dofinansowania na budowę domu czy mieszkanie zależy od wskaźnika zużycia energii oraz od kilkunastu innych warunków, w tym dotyczących sprawności instalacji grzewczej i przygotowania wody użytkowej. O tym, czy dom spełnia normy energooszczędności, będą decydować za ok. dwa tysiaki specjaliści z branży audytu energetycznego bez których lokum nie dostanie stosownej pieczęci kwalifikacyjnej.
Nosem na nowy program kręcą deweloperzy. Konrad Płochocki, dyrektor generalny Polskiego Związku Firm Deweloperskich szczerze przyznaje, że:
deweloperzy już budują domy energooszczędne, ale żaden z 25 wymogów co do energooszczędności postawionych przez program nie jest spełniony, mimo że efekt finalny został osiągnięty.
Pytalski nie sądzi, by był to duży problem i firmy musiały jakoś diametralnie przestawiać swoją produkcję. Zmieni się kilka przepisów i po kłopocie.
Pytalskiego nie irytuje sam fakt, że promowana jest ekologia. Tym bardziej, że ma świadomość, iż będąc w Unii Europejskiej musimy wypełniać postanowienia unijnych dyrektyw, w tym dotyczących oszczędzania na dogrzewaniu domów; inaczej unijni urzędnicy dadzą nam po kieszeni, jak to już bywało. Dyrektywa zobowiązuje państwa członkowskie do budowania po 2020 r. wszystkich budynków w standardzie o niemal zerowym zużyciu energii. Obecnie budownictwo zużywa 40 proc. energii ogółem, w tym około 68 proc. energii elektrycznej. Nie drażni nawet fakt, że państwo wspiera raczej zamożnych ludzi, bo takich stać na budowę domu energooszczędnego. Koszt budowy domu pasywnego z wykończeniem to ok. 700-900 tys. złotych, a w miarę energooszczędnego to 500-600 tys. zł – trzeba więc wydać na taki dom jakieś 100-200 tys. zł więcej, niż na budowany z tańszych materiałów.
Ale do licha, to nie jest dopłata do budowy domu, ale faktycznie jest to przede wszystkim wspieranie banków i deweloperów! Budujący dom czy kupujący mieszkanie bez kredytu nie dostanie dofinansowania. Dlaczego państwo polskie zmusza obywateli do zadłużania się? Kto na tym programie najwięcej skorzysta? Czy aby nie pośrednik-bank i audytorzy energetyczni, być może też ubezpieczyciele, których zsumowane koszty usług pochłoną gros dopłaty. Trudno zrozumieć, dlaczego obywatel ma nie mieć wyboru: otrzymuje dopłatę z kredytem lub jeśli nie chce kredytu, dostaje ją do ręki. Oczywiście po spełnieniu odpowiednich warunków.