Rozliczamy kraje z emisji CO2, a nie z konsumpcji? To absurd
Dlaczego rozliczamy kraje z emisji CO2, a nie z konsumpcji? To absurd. Zachód eksportuje produkcję i wypina pierś do orderów
Na marginesie narastającej histerii w sprawie zmian klimatycznych, warto zauważyć rzecz podstawową: rozliczanie poszczególnych państw nie może się opierać wyłącznie w odniesieniu do poziomu emisji C02 jest absurdem, mocno falsyfikującym rzeczywistość. Cóż bowiem z tego, że, załóżmy, Europa dojdzie do poziomu neutralności klimatycznej w 20150 roku, skoro zrobi to nie osobistym wyrzeczeniem, ale eksportem brudnej produkcji do krajów azjatyckich?
Już dziś za 27,5 proc. globalnej emisji odpowiadają Chiny, które przecież olbrzymią część tego, co wytwarzają, eksportują do Europy. Na drugim miejscu są Stany Zjednoczone (16,9 proc.), a na trzecim Indie (5,9 proc.). Europa zbija swoje wskaźniki (lub ich wzrost) ale nie dlatego, że drastycznie zbija swój wkład w globalną emisję. Europa po prostu przenosi swoją emisję gdzie indziej. Tam, gdzie wytwarzane są te wszystkie plastiki, które zapełniają nasze kosze na śmieci, i tam, gdzie wytwarza się to wszystko, z czego na co dzień korzystamy w naszym życiu.
Uczciwiej byłoby więc rozliczać państwa nie za emisję, albo nie tylko za emisję, ale również za konsumpcję. Z punktu widzenia ideologów klimatycznych nie ma przecież znaczenia, czy dwutlenek węgla uleci w powietrze w Berlinie czy w Pekinie, w Paryżu czy w Delhi. To jest sprawa całkowicie obojętna dla przyszłości planety. Znaczenie ma sama emisja, której poziom jest generalnie wprost proporcjonalny do naszego poziomu życia.
Zwolennicy religii klimatycznej wciąż nie są w stanie odpowiedzieć na podstawową wątpliwość: dlaczego dysponując tak wątłymi podstawami naukowymi postulują tak daleko idące zmiany w życiu ludzkości? W jaki sposób wytłumaczą, że w ostatnim tysiącleciu, w czasach,gdy nie istniał poważniejszy przemysł, dochodziło do poważniejszych wahnięć niż obserwujemy to obecnie? Czy chodzi im rzeczywiście o klimat, czy też walka z globalnym ociepleniem ma być wehikułem rewolucyjnej, marksistowskiej w istocie zmiany w życiu ludzkości? Ostatni manifest Grety Thunberg wskazuje jasno, że intencje są przede wszystkim ideologiczne.
CZYTAJ: „El Confidencial” demaskuje Thunberg. Strajki klimatyczne są powiązane z dużym biznesem
Jednocześnie warto podkreślać, że sprzeciw wobec ideologii (religii) klimatycznej nie oznacza, że nie chcemy troszczyć się o czyste środowisko naturalne, o czyste powietrze i świat bez plastiku w oceanach. To są postulaty racjonalne, do których ludzkość w sposób naturalny dorosła. Trzeba jednak sprzeciwiać się takiemu stawianiu sprawy, które stawia na ławie oskarżonych ludzkość jako taką, i które tak naprawdę proponuje nam rezygnację z rozwoju, z troski o zastępowalność pokoleń, ostatecznie nawet z istnienia. To jest bardzo niebezpieczne szaleństwo. W sumie to kolejna emanacja powracającej co jakiś czas nienawiści do człowieka. Tej samej nienawiści, która wydała z siebie w XX wieku dwa straszne totalitaryzmy. Bo przecież patrząc na zaczadzone twarze niektórych aktywistów klimatycznych możemy poważnie pytać, czy aby wkrótce nie zaczną oni zabijać ludzi? Rzecz jasna dla dobra ludzkości.
CZYTAJ TEŻ: „ABC”: Ekologiczna podróż Grety przez Atlantyk to mistyfikacja