Idę na referendum
Uważam, że nikt nie powinien decydować za mnie. A nie idąc na referendum czy na wybory pozwalam innym podejmować decyzję za mnie.
Nie ma tu żadnej różnicy, jeśli chodzi o rezygnację z prawa wpływu na sprawy publiczne. Póki w Polsce funkcjonują mechanizmy demokratyczne trzeba z nich korzystać, by nie okazało się, że stają się one jedynie fasadą, za którą jest coś zupełnie innego niż wydawałoby się na pierwszy rzut oka.
Uważam, że sprawy publiczne to tak naprawdę sprawy polityczne – choć oczywiście w różnym wymiarze – bądź lokalnym, bądź krajowym (i to bez względu na to, której definicji pojęcia polityki jest się zwolennikiem). Zatem każde referendum – zarówno ogólnonarodowe jak i lokalne ma charakter polityczny. Tak samo jak i wybory. Choć oczywiście na szczeblu lokalnym polityczność nie musi być reprezentowana przez partie ogólnokrajowe, mogą to wszak być lokalne komitety lub grupy wyborców. Ale nie istnieje coś takiego jak wybory czy referenda „niepolityczne”, jest to mit, czy pozostałość z czasów totalitaryzmu, w których polityka miała pozostać w rękach PZPR i jej satelitów SD i ZSL.
A dlaczego uważam, że w Warszawie potrzebne jest referendum? Można byłoby wymieniać długo, ale ja ograniczę się do jednego powodu. Mosty. Zarówno te, które są, jak i te które obiecano warszawiakom i na tym się skończyło. W przeciwieństwie do szeregu innych miast położonych nad rzekami Wisła dzieli Warszawę, zamiast być miejscem dla jej mieszkańców. Most Śląsko-Dąbrowski od dłuższego czasu w godzinach szczytu niedostępny jest dla samochodów prywatnych. Dojazd do Mostu Świętokrzyskiego wymaga przedarcia się przez korki na drogach dojazdowych, Most Gdański często korkują zjeżdżające z niego samochody jadące w kierunku centrum i miasto nie ma pomysłu jak na stałe poprawić tam organizację ruchu. Most Krasińskiego, który miał łączyć Bródno z Żoliborzem w ogóle nie powstał, bo najpierw miasto przeznaczyło kwotę potrzebną na jego wybudowanie na dofinansowanie stadionu Legii przekazanego prywatnemu koncernowi ITI, a potem uznało, że nie ma dość środków w budżecie na jego wybudowanie, mimo, że w kampanii wyborczej oczywiście obiecywano jego wybudowanie. O „moście na Zaporze” na południu Warszawy także … jedynie się mówi. Na Most Łazienkowski – nie bardzo jest jak wjechać, bo zamknięto część estakad, które to dotychczas umożliwiały. Most Grota Roweckiego prawdopodobnie wkrótce po referendum zostanie w połowie zamknięty, bez wcześniejszego zbudowania Mostu Krasińskiego lub mostu tymczasowego, które mogłyby przejąć przynajmniej część ruchu z tej najbardziej obciążonej przeprawy w Polsce. Mosty, organizacja ruchu na nich, rezygnacja z tych przepraw, które wcześniej były obiecywane sprawia, że oba brzegi Wisły coraz bardziej się od siebie oddalają. Nie zmieni tego „kadłubowy” odcinek centralny drugiej linii metra, który przejdzie przez Wisłę nie mostem, a tunelem, co znacząco podraża koszty inwestycji, ale po jego otwarciu mieszkańcy dalej położonych dzielnic i tak nie bardzo będą mieli jak do niej dojechać. Przy okazji budowy stacji metra pod Placem Wileńskim został zdemontowany tzw. pomnik Czterech Śpiących, symbol sowieckiej dominacji nad Polską. Upór obecnych władz Warszawy, by pomnik ten przywrócić na jego pierwotne miejsce, mimo sensownych propozycji, by przenieść go na Cmentarz Armii Radzieckiej przy ul. Żwirki i Wigury, gdzie jego wymowa byłaby zupełnie inna, to kolejna przyczyna, by iść na referendum w najbliższą niedzielę.
Władze miasta nie powinny bowiem ignorować potrzeb i odczuć mieszkańców, zarówno w sferze realnej (mosty), jak i moralnej (tzw. pomnik Czterech Śpiących).