2021 rokiem hossy na rynkach towarowych
W ciągu 227 lat notowań rynkowych hossa na rynkach towarowych miała miejsce zaledwie sześciokrotnie. Zespół analityków Saxo Strats przewiduje, że 2021 rok będzie początkiem siódmej z nich
Hossa na rynkach towarowych to kluczowy element nowego sekularnego reżimu inflacyjnego – wydarzenie, które niewielu żyjących inwestorów miało okazję zaobserwować za czasów swojej kariery zawodowej, ponieważ ostatnia taka hossa zakończyła się mniej więcej czterdzieści lat temu. Co istotne, nowa inflacja zapoczątkuje brutalny odwrót od panującej obecnie euforii na rynkach aktywów, napędzanej mocno ujemnymi realnymi stopami i najluźniejszą w historii polityką pieniężną.
Naszym zdaniem temat ten szybko przyciągnie uwagę większości inwestorów w 2021 r. i stan ten może się utrzymać co najmniej przez następne dziesięć lat. Głównym czynnikiem jest tu reakcja na pandemię, która jedynie przyspieszyła trendy dotyczące nierówności, narastające od lat 80. przez kolejne trzy dekady globalizacji. Od tego momentu będzie następować prawdziwa zmiana paradygmatu w miarę, jak polityka przestanie się koncentrować na zapewnianiu stabilizacji finansowej, skupiając się na dążeniu za wszelką cenę do stabilizacji społecznej.
Stabilizacja finansowa dotyczy utrzymania płynności na rynkach i zapewnienia, że system finansowy nie zahamuje i będzie w stanie podjąć ekspansję kredytową przy równoczesnym ograniczaniu strat poniesionych w ramach poprzedniego cyklu. Od czasu ocalenia LTCM przez Greenspana w 1998 r., lekarstwem politycznym w każdym cyklu było poluzowanie warunków finansowych połączone z ratowaniem istniejących aktywów i majątku w nadziei osiągnięcia efektu „skapywania”, czy też, jak określają to ekonomiści, „efektu majątkowego”. Niepożądanym skutkiem ubocznym był fakt, iż każdy cykl sprawiał, że bogaci stawali się jeszcze bogatsi, co prowadziło do utworzenia społeczeństwa złożonego z klasy rentierów i całej reszty, a także do coraz większej nierówności.
W czasie pandemii Covid-19 nierówności te stały się najzwyczajniej w świecie zbyt duże i mimo iż w bieżącym cyklu w przypadku warstwy najbogatszej obserwujemy podobne wyniki, co we wcześniejszych cyklach, mamy do czynienia z interwencjami rządów oferującymi bezprecedensowe wsparcie dla najbardziej poszkodowanych uczestników gospodarki, ponieważ obecnie priorytetem politycznym stała się stabilizacja społeczna.
Działania mające na celu utrzymanie miejsc pracy, przynajmniej próby zapobiegania upadłości mniejszych przedsiębiorstw, ułatwianie codziennego życia za pośrednictwem wsparcia dochodowego, bezpośredni transfer środków w postaci czeków pomocowych: w ostatecznym ujęciu wszystko to mniej lub bardziej przypomina realizację koncepcji bezwarunkowego dochodu podstawowego. W reakcji na kryzys z lat 2008-2009 miała miejsce początkowa fala bodźców fiskalnych, która na mniejszą skalę zapowiadała odpowiedź na kryzys Covid-19, jednak w przeciwieństwie do poprzedniego cyklu, w obecnym cyklu rządy w żadnym wypadku nie powrócą do brutalnego reżimu oszczędnościowego wdrożonego wkrótce po 2009 r., zarówno w Stanach Zjednoczonych (co przyczyniło się do zwycięstwa Trumpa), jak i w Wielkiej Brytanii (co doprowadziło do Brexitu) czy w Europie (co spowodowało napięcia o charakterze egzystencjalnym oraz głęboką recesję w większości państw peryferyjnych). Tym razem będziemy mieli do czynienia z w pełni keynesowskimi wydatkami – być może nawet wykraczającymi poza cokolwiek, co Keynes kiedykolwiek sobie wyobrażał – w ramach Nowoczesnej Teorii Monetarnej (MMT) zakładającej, że pieniądze drukuje się bez względu na implikacje dotyczące długu, a rozgrzane drukarki jest w stanie ostudzić jedynie inflacja.
Paradygmat stabilizacji społecznej obejmuje trzy główne cele: zmniejszenie nierówności (a dzięki temu zwiększenie popytu), zieloną transformację oraz poprawę infrastruktury.
Pierwszą implikacją tej zmiany jest przeniesienie nacisku na zapewnienie dochodu minimalnego, co doprowadzi do wdrożenia większej liczby bodźców popytowych, ponieważ osoby najniżej wynagradzane zwykle są w stanie zaoszczędzić najwyżej niewielką część swoich dochodów. Innym rządowym bodźcem popytowym będzie zielona (ekologiczna) transformacja, która początkowo nie przynosi zysków, o ile nie towarzyszą jej olbrzymie dotacje publiczne. Ponadto od czasu reżimu oszczędnościowego po kryzysie z lat 2008-2009 znacznie ucierpiały inwestycje w infrastrukturę, po części związane z zieloną transformacją. Ich lista jest nieskończenie długa i obejmuje m.in. drogi, mosty, sieci elektroenergetyczne czy infrastrukturę internetową.
Teraz przejdźmy do inflacji. W kontekście tak silnego oddziaływania ze strony rządów, a obecnie również pieniądza instytucjonalnego, jednym z istotnych aspektów jest koszt nakładów fizycznych i surowcowych niezbędnych do zaspokojenia rosnącego popytu konsumentów oraz do realizacji szeroko zakrojonych inwestycji. Od żywności i paliwa po metale przemysłowe i egzotyczne minerały i materiały, całe segmenty produkcyjnej strony naszych gospodarek nie są w stanie sprostać nowemu popytowi po latach mało rentownych i niedostatecznych inwestycji. W szczególności polityczna chęć inwestowania w nieefektywną zieloną energię spowoduje powszechny wzrost wejściowych cen energii w miarę dążenia do ostatecznego osiągnięcia faktycznych postępów w zakresie odejścia od gospodarki węglowej.
Symbolem transformacji i odejścia od paliw kopalnych stały się samochody elektryczne, jednak, co ciekawe, wymagają one około czterokrotnie więcej miedzi niż pojazdy konwencjonalne. Budowa infrastruktury umożliwiającej ich ładowanie, nie mówiąc już o zapewnieniu, że wykorzystywana w tym celu sieć elektroenergetyczna zasilana będzie ze źródeł innych niż węgiel czy gaz ziemny, spowoduje jeszcze większe zużycie tego metalu.
Nawet cena samych paliw kopalnych najprawdopodobniej mocno pójdzie w górę, ponieważ niewielu odważy się w nie zainwestować, co oznacza, że ta najbardziej kapitałochłonna branża będzie mieć problem ze wzrostem produkcji, a krańcowy koszt kapitału bez trudu przekroczy 10-15%. Inwestycje w energię wynoszą obecnie niecałe 300 mld USD rocznie w porównaniu z 900 mld USD dziesięć lat temu, przy czym należy pamiętać, że te 300 mld USD musi zaspokoić coraz większy popyt na energię elektryczną.
Podsumowując, do czynników hossy na rynkach towarowych zaliczymy:
-
Brak podaży ze względu na niedoinwestowanie oraz względy środowiskowe i klimatyczne;
-
Wykorzystywanie większych ilości surowców, ponieważ zielona transformacja wymaga ich znacznie więcej;
-
Rządowe deficyty fiskalne, które będą musiały się utrzymać przez co najmniej dziesięć lat, aby umożliwić osiągnięcie zakładanego celu, tj. pełnego zatrudnienia;
-
Wzrost znaczenia Indii. Do 2030 r. ludność tego kraju wyniesie niemal 1,5 mld, z czego ponad połowa będzie poniżej 30. roku życia. Tak młody profil demograficzny stanowi olbrzymi kontrast w porównaniu z Chinami, gdzie siła robocza już dziś się kurczy w wyniku realizacji polityki jednego dziecka. Do 2030 r. Indie przejmować będą coraz większą część światowych zasobów;
-
Ujemne realne stopy procentowe (kiedy inflacja przekracza stopę procentową banku centralnego). Wiele osób obecnie uważa, że jedynie akcje wiążą się z premią za ryzyko, jednak surowce również dążą w tym kierunku. Z początkiem 2021 r. koszyk 28 głównych surowców charakteryzuje się dodatnim zyskiem z rolowania, innymi słowy, inwestorzy są wynagradzani za posiadanie surowców. Przykładowo, w chwili, kiedy to piszę, w przypadku rudy żelaza różnica pomiędzy ceną spot a ceną na styczeń 2022 r. przekracza 38% (styczeń 2021 r.: 169, styczeń 2022 r.: 122);
-
Świat fizyczny kontra świat cyfrowy. Pandemia znacznie przyspieszyła również rozpowszechnienie zakupów przez Internet. Popyt okazał się zbyt duży, przez co infrastruktura pozostała w tyle. Koszty spedycji (w przypadku kontenerów) wzrosły o 400%, a według naszych szacunków koszty ostatniego etapu dostawy wzrosły średnio o 50%. Nie ma wystarczająco dużo kontenerów, furgonetek, samochodów ani kierowców, aby sprostać tempu tej transformacji. Naturalnie, budowa tej infrastruktury jedynie jeszcze bardziej przyspieszy inwestycje, co z kolei przełoży się na wyższe wydatki na podstawowe surowce, takie jak ruda żelaza, stal, kobalt, platyna, pallad, srebro, miedź i inne metale.
Dla inwestorów 2020 r. upłynął pod znakiem zielonej transformacji. Taka jest narracja. Obecnie, kiedy potrzebujemy zrealizować te aspiracje i projekty, tematem numer jeden stała się faza wdrożenia, co oznacza fizyczny świat ze wszystkimi jego ograniczeniami.
2021 r. to dla nas rok, w którym narracja dotycząca bardziej przyjaznej dla środowiska, wspieranej przez rząd transformacji społecznego paradygmatu zderzy się z rzeczywistością: zbyt małą podażą, nieadekwatną infrastrukturą oraz światem biznesu, który tak mocno skupił się na wkraczaniu w świat cyfrowy i wirtualny, że zapomniał o realnym świecie fizycznym. Można oferować online najlepszy produkt na świecie i sprzedać miliony jego egzemplarzy, jednak jeżeli nie jesteśmy w stanie go produkować, transportować ani dostarczać, szanse na zysk są niewielkie.
Poprawa infrastruktury, ESG (kwestie dotyczące środowiska, społecznej odpowiedzialności i ładu korporacyjnego) oraz agenda klimatyczna leżą w interesie każdego z nas. Podobnie jak Covid-19 przypomniał nam, jak bardzo nasza być może przestarzała gospodarka jest wrażliwa na ewentualne zakłócenia, 2021 r. przypomni nam, jak należy żyć, działać i zarabiać w realnym świecie.