Lokalizacja i kapitalizm państwowy - Prognozy na III kwartał 2020 r.
W ciągu ostatnich trzydziestu lat, po zakończeniu zimnej wojny, a w szczególności po historycznym przystąpieniu Chin do Światowej Organizacji Handlu w 2001 r., świat stał się jeszcze bardziej powiązany i zintegrowany dzięki technologii i globalizacji
Jednak począwszy od prezydentury Trumpa – a ponadto, w ciągu ostatnich kilku miesięcy, w coraz szybszym tempie przez pandemię Covid-19 – wydaje się, że świat się rozpada przez egoizm, nieufność i podejście „albo my, albo oni”. Przedkładanie własnego narodu ponad inne to obecnie modus operandi nie tylko w kręgach politycznych, ale także w planach łańcuchów dostaw przedsiębiorstw, które znalazły się w trudnej sytuacji na skutek obecnego kryzysu.
Ten powszechny odwrót od globalnych łańcuchów dostaw w połączeniu z dążeniem do autarkii doprowadzi do szeroko zakrojonego reshoringu i programów zachęt do produkowania dóbr „u siebie”. Na pierwszy ogień pójdą wyroby medyczne, biorąc pod uwagę kompromitujący brak przygotowania niemal wszystkich krajów na w zasadzie nieuniknioną pandemię. Jednak ta nowa potrzeba mierzenia odpowiedzialności politycznej narodową samowystarczalnością w odniesieniu do strategicznych gałęzi gospodarki oznacza również, że energia, żywność, a przede wszystkim technologia uznane zostaną za dobra „krytyczne”. Potencjalnie wyższe koszty krańcowe produkowania lokalnie okażą się mniej ważne niż imperatyw polityczny do wykazania się odpowiednią samowystarczalnością. Innymi słowy, wzrosną ceny niemal wszystkiego – a do tego w ujęciu realnym, nie tylko na skutek inflacji.
Będzie to niezwykle kosztowne: dla konsumenta, dla rządów (ze względu na konieczność zwiększenia wydatków fiskalnych), a także dla rynku pracy (koszty krańcowe będą wyższe niż produktywność krańcowa).
Jednak o wiele gorsze niż implikacje deglobalizacji może być uświadomienie sobie, że Covid-19 przyspieszył śmierć wolnego rynku jako motoru gospodarki. Decyzja o ratowaniu wszystkiego, co możliwe, jest zrozumiała, jednak pogłębia ryzyko, że wzrost realnego PKB w wyniku zombifikacji gospodarki będzie w dalszym ciągu wykazywał tendencję spadkową.
Nawet tak znany z oszczędności kraj jak Niemcy całkowicie przerzucił się na keynesizm w desperackiej próbie zapobieżenia spadkowi popytu i produktywności. Wydatki niemieckiego rządu przyćmiły już te u innych państw członkowskich UE, sięgając około 38% PKB i obejmując nowe wydatki, gwarancje kredytowe, ulgę podatkową po stronie podaży i wiele innych środków. Kiedy Niemcy dołączają do zwolenników nieograniczonego wydawania pieniędzy, jest to oznaka śmierci wolnego rynku.
Kiedy państwa wydają pieniądze, wydaje się to wsparciem dla gospodarki i zapewnia chwilową poprawę. Istnieje jednak ryzyko, że dokonuje się to kosztem niskiej produktywności, zombifikacji i wypierania prywatnego kapitału – co prowadzi do pogorszenia perspektyw realnego PKB.
Rynki muszą dążyć do samoregulacji, eliminując nieproduktywne zachowania i podmioty z gospodarki. Warto w tym miejscu przypomnieć znane i wręcz nadużywane - choć bardzo trafne – porównanie rynków finansowych i gospodarki do lasu. Aby utrzymać zdrowie ekosystemu i zapobiec nagromadzeniu materiałów, które umożliwiałyby gigantyczny, niszczycielski pożar, niezbędna jest większa liczba niewielkich pożarów.
Kryzys związany z Covid-19 od początku miał niszczycielskie skutki, ponieważ nasze przesycone długiem gospodarki były wyjątkowo nadwrażliwe i delikatne. Stosując bardziej tradycyjną, „austriacką” definicję autorstwa Josepha Schumpetera, kluczową funkcją rynków (i wzrostu) jest koncepcja „twórczej destrukcji”, czyli „mechanizmu nieustannych innowacji w zakresie produktów i procesów, dzięki któremu nowe jednostki produkcyjne zastępują stare”. Na skutek polityki zerowych/ujemnych stóp procentowych i ratowania wszystkich przez cały czas koncepcja ta została porzucona na dobre. Nie będzie już „pożarów lasu”, które zapewniłyby żyzny grunt dla nowych podmiotów zdolnych do ponownego ożywienia gospodarki; nasza przyszłość to jeszcze niższa produktywność i niższy wzrost realnego PKB przy gigantycznym obciążeniu długiem.
Kiedy skończą się bodźce fiskalne, skutki dla rynków (i zatrudnienia) będą wyjątkowo negatywne. W efekcie bezpośrednich i pośrednich kredytów, pakietów ratunkowych i dotacji, w wielu krajach poziom wydatków publicznych przekroczy 50% PKB. Interesy rządu znajdą posłuch w sektorze przedsiębiorstw, zostaną też wdrożone nowe regulacje mające na celu „ratowanie gospodarki i miejsc pracy” za pomocą pieniędzy podatników.
Jak na ironię, mimo iż Covid-19 i kto wie, jakie jeszcze przyszłe wirusy są w stanie gruntownie wpłynąć na ludzi i gospodarki, nasza reakcja na kryzys wiąże się z jeszcze większym zagrożeniem. W najlepszym przypadku gospodarka rynkowa ulegnie zawieszeniu; w najgorszym przypadku zastąpi ją kapitalizm państwowy. Ten model nie jest w stanie zwyciężyć, ponieważ otwarte rynki zobowiązane są do odkrywania cen, alokacji dóbr, innowacji, a nawet demokracji.
W efekcie lokalizacji, gospodarczego szowinizmu i kapitalizmu państwowego istotnie ucierpi wzrost, zatrudnienie, tkanka społeczna i rynki. Takie podejście do walki z kryzysem związanym z Covid-19 to prosta droga do przyjęcia ograniczonej, prowincjonalnej, nostalgicznej narracji postulującej samowystarczalność poszczególnych krajów – i jest to droga bez odwrotu. Walka z pandemią i z przyszłymi podobnymi zagrożeniami wymaga bardziej globalnego, nie lokalnego, podejścia.
Steen Jakobsen, Główny Ekonomista i CIO Saxo Banku