Pandemia trwa, ale już się jej nie boimy
Im dłużej pandemia trwa, tym bardziej czujemy się sfrustrowani i bezsilni. Nie jesteśmy superbohaterami i w dłuższej perspektywie nie potrafimy wytrzymać takiego ciągłego napięcia. Wielu z nas w końcu wciśnie guzik i wyłączy ten pandemiczny alarm, który wył w naszych głowach przez ostatni rok nawet, jeśli zagrożenie wciąż jest realne – powiedziała PAP dr Agata Rudnik z Instytutu Psychologii Uniwersytetu Gdańskiego.
Jak zauważyła dr Rudnik, pandemia COVID-19 dotknęła każdego z nas z osobna, odcisnęła duże piętno na zdrowiu psychicznym dorosłych oraz dzieci, przypomniała o kruchości naszego istnienia. W tym trudnym czasie wielu z nas musiało zmierzyć się z długotrwałym, przewlekłym stresem, który sieje ogromne spustoszenie w naszym organizmie pod wieloma względami - wpływa na nasze funkcjonowanie poznawcze, neurologiczne, a także układ immunologiczny. Wiele osób doświadczyło traumy.
„Musimy pamiętać, że pandemia cały czas trwa i patrząc na statystyki, to ma się ona całkiem nieźle. Jesteśmy tym bardzo zmęczeni. Im dłużej to wszystko trwa, tym bardziej czujemy się bezsilni i sfrustrowani. Tymczasem linia mety nieustanie się od nas oddala. Nie jesteśmy superbohaterami i w dłuższej perspektywie nie potrafimy wytrzymać takiego ciągłego napięcia” - podkreśliła psycholog.
Zwróciła uwagę, że obowiązek sprostania wielu wyzwaniom, zmęczenie, stagnacja, ciągły niepokój i lęk wyzwalają w nas wiele emocji, różne reakcje i zachowania. Zaczynają działać mechanizmy obronne, które mogą mieć negatywne konsekwencje. Coraz częściej zaczynamy wypierać zagrożenie, bagatelizujemy ryzyko zachorowania. Przykładem są osoby, które całkowicie ignorują ostrzeżenia i restrykcje, nie przestrzegają zaleceń ochronnych. Ludzie zobojętnieli na informacje związane z COVID-19.
„Wielu z nas w końcu wciśnie guzik i wyłączy ten pandemiczny alarm, który wył w naszych głowach przez ostatni rok nawet, jeśli zagrożenie wciąż jest realne”- dodała dr Rudnik.
„Paul Slovic, psycholog z Uniwersytetu w Oregonie, przeprowadził badania dotyczące tzw. odrętwienia psychicznego – obojętności, która objawia się, gdy mamy do czynienia z przytłaczającym nieszczęściem. Uczestnikom eksperymentu pokazano zdjęcie biednego dziecka lub zdjęcie dwojga biednych dzieci i zapytano ich o gotowość do przekazania datku. Okazało się, że o wiele szybciej jesteśmy skłonni pomóc jednej osobie niż grupie osób. Dzieje się tak, ponieważ łatwiej jesteśmy w stanie zrozumieć, wykazać empatię wobec jednostki. Z jedną osobą jest nam łatwiej się utożsamić”- wyjaśniła rozmówczyni PAP. Jak dodała, Slovic powiedział niegdyś: „Pojedyncze życie jest cenne, ale jego wartość postrzegamy jako niższą, gdy staje się ono częścią większej tragedii”.
Zdaniem dr Rudnik, dużą rolę w tym, aby uniknąć zobojętnienia na pandemię, otaczające nas nieszczęścia i cierpienie, mogą odegrać media.
„Oczywiście możemy ten kryzys pokazać, jako ciąg liczb, strumień suchych wypowiedzi polityków czy ekspertów. Możemy jednak zrobić to zupełnie inaczej - przypomnieć, że za każdą liczbą, apelem lekarzy stoi wnuczka, która płacze po utracie babci, zrozpaczony małżonek, który musiał pochować ukochaną żonę czy matka, która już nigdy nie przytuli córki”- wskazała.
Ekspertka zauważyła, że na początku pandemii wszyscy bardzo mocno angażowali się w pomoc drugiemu człowiekowi, np. opiekę nad seniorami, szycie maseczek, przygotowywanie posiłków dla medyków. „Wielu z nas myślało wówczas, że być może nareszcie się zatrzymamy, zaczniemy więcej myśleć o bliskich, o drugim człowieku, staniemy się dla siebie bardziej życzliwi. Tymczasem badania pokazują, że tak się nie stało. Podobnie było w przypadku śmierci Ojca Świętego Jana Pawła II. Mieliśmy nadzieję na to, że w naszym społeczeństwie coś się zmieni, że poprawią się relacje międzyludzkie, ale nie wiem, czy trwało to dłużej niż dwa tygodnie” - oceniła.
„Trudno powiedzieć, jak pandemia nas zmieni. Widzimy, że ta dynamika jest bardzo podobna do innych kryzysów. Najpierw mamy do czynienia ze zrywem społecznym, następnie trochę bardziej zamykamy się w sobie, stajemy się nieco bardziej egoistyczni. Myślę, że w końcu nadejdzie ten moment równowagi”- dodała.
Podkreśliła, że najważniejsze jest, aby zadbać o swoje zdrowie psychiczne.
„Badania pokazują, że najważniejsze są relacje z bliskimi. Satysfakcjonujące, wysokie jakościowo relacje z innymi ludźmi w dużej mierze stanowią o naszym szczęściu. Warto też na chwilę się zatrzymać, aby zastanowić się nad własnymi uczuciami, emocjami. Nie chowajmy ich głęboko w sobie. Porozmawiajmy o tym, co przeżywamy, czego doświadczamy, o naszych myślach i uczuciach. Niezwykle ważne na drodze do osiągnięcia zdrowia psychicznego jest też określenie tego, co rzeczywiście sprawia nam przyjemność, co daje nam satysfakcję. Należy też pamiętać o odpowiedniej diecie, unikaniu używek. Pomóc powinna także aktywność fizyczna” - zaznaczyła dr Rudnik.
Powiedziała też, że coraz więcej osób nie boi się zwrócić do psychiatry czy psychologa po fachową pomoc. „Cieszy mnie, że zmieniło się nasze podejście i coraz chętniej korzystamy z pomocy specjalistów. Nie ma w nas już takiego wstydu. Z konsultacji psychologicznych i psychoterapii możemy skorzystać bezpłatnie w ramach NFZ. Choć rzeczywiście w wielu poradniach kolejki osób oczekujących do specjalistów są długie, warto wiedzieć, że w przypadku korzystania z pomocy psychologicznej nie obowiązuje rejonizacja. Można więc dzwonić do różnych placówek”- wyjaśniła.
Na Uniwersytecie Gdańskim działa Centrum Wsparcia Psychologicznego, w ramach którego z bezpłatnej, fachowej pomocy specjalistów mogą skorzystać studenci, doktoranci i pracownicy uczelni. Aby uzyskać pomoc należy zgłosić się drogą mailową na adres: [email protected] lub przez stronę internetową: [www.centrumwsparcia.ug.edu.pl]www.centrumwsparcia.ug.edu.pl.
„Proponujemy bezpłatne wsparcie w postaci maksymalnie trzech spotkań ze psychologiem. Dodatkowo, w ramach naszych działań, możliwe są również konsultacje z psychiatrą, jeśli jest taka potrzeba. Do naszego Centrum można zgłosić się z każdym problemem”- zaznaczyła dr Rudnik.
PAP/ as/