Dr Głębocki o Targowicy: Przebiegła pod hasłem obrony praworządności
Grupa magnatów zaprzedała suwerenność i całość ojczyzny w imię pychy i prywatnych interesów, skrytych pod pozorem obrony formalnej praworządności – mówi PAP dr hab. Henryk Głębocki, historyk z UJ. 230 lat temu, 18 maja 1792 r., Rosja we współpracy z konfederacją targowicką najechała Polskę
Polska Agencja Prasowa: Przed uchwaleniem Konstytucji 3 maja Rzeczpospolita była protektoratem rosyjskim. Dlaczego wszyscy władcy od Piotra Wielkiego do Katarzyny Wielkiej przywiązywali tak wielką wagę do sprawowania kontroli nad swoim sąsiadem?
Dr hab. Henryk Głębocki: Źródło tej strategii kryje się w samej istocie politycznych tradycji Rosji. Był nim imperialny charakter państwa rosyjskiego. Właściwie od XV wieku polityka Moskwy była zdeterminowana przez konfrontację o dziedzictwo Rusi Kijowskiej.
Momentem geopolitycznego zwrotu, którego konsekwencje trwają aż do dzisiaj, stała się wojna północna z początku XVIII w. To wtedy Rosja przystąpiła do realizacji planu podporządkowania Rzeczypospolitej. Ta zaś wchodziła od tej wojny jako równoważny, a nawet może silniejszy partner, a kończyła ją zniszczona działaniami zbrojnymi, które w przeważającej mierze prowadzono jej kosztem i na jej terytorium, jako faktycznego rosyjskiego protektoratu. To wtedy Piotr Wielki wyznaczył kierunki i metody podporządkowania Rzeczypospolitej.
Katarzynie II, która była konsekwentną kontynuatorką myśli politycznej Piotra I, chodziło o utrzymanie kontroli nad całą Rzecząpospolitą. Jednak panująca w XVIII w. zasada równowagi sił między wielkimi mocarstwami, po każdorazowym wstrząsie geopolitycznym na kontynencie, prowadziła do konieczności podzielenia się z Prusami i Austrią.
Jednym ze stworzonych już wtedy, na początku XVIII w., instrumentów realizowania tej polityki stało się prorosyjskie lobby popierające interesy Petersburga. Co prawda już wcześniej podejmowano próby korumpowania posłów lub urzędników, ale nie stworzono tak zwartej grupy dygnitarzy i magnatów zorientowanych na Rosję i powiązanych z nią swymi interesami. Z czasem pojawiło się też stronnictwo polityczne usiłujące plany reform politycznych oprzeć o Petersburg - familia Czartoryskich.
Elementem ubezwłasnowolnienia Rzeczypospolitej było również uniemożliwienie swobodnego wyboru władcy przez szlachtę. W 1733 r. po raz pierwszy wobec elekcji kandydata mającego poparcie większości głosujących dokonano otwartej zbrojnej interwencji wojsk rosyjskich, które narzuciły wówczas Augusta III. Dopełnieniem systemu podległości stało się obranie królem Stanisława Poniatowskiego, bezpośredniego kandydata Katarzyny II oraz ustanowienie systemu ambasadorskiego, w którym rosyjscy dyplomaci byli ważniejsi od władcy.
PAP: Dziś Rosja mówi o denazyfikacji Ukrainy i obronie miejscowej ludności rosyjskiej. Jakie argumenty moralne i historyczne uzasadniały rosyjską politykę ekspansji w ostatnich dekadach XVIII wieku? Na ile ówczesna retoryka przypomina współczesną?
Henryk Głębocki: Doradcy prezydenta Putina przed wojną z Ukrainą prześcigali się w przytaczaniu argumentów rodem z XVIII wieku. Jeden z czołowych ideologów Kremla Władimir Miedinski, znany ze skandali b. minister kultury, a niedawno przewodniczący rosyjskiej delegacji w pertraktacjach ze stroną ukraińską, nieraz w swoich publicznych wykładach powracał do argumentów Katarzyny II i kreślił granice „russkogo mira”, które przypominały jako żywo na zachodzie granice Rosji po III rozbiorze, oparte na Bugu i Niemnie. Dodajmy, że tę geopolityczną wyobraźnię dziedziczyli wcześniej bolszewicy i Stalin. Podobne wątki znajdziemy w wypowiedziach samego Putina i w jego otoczenia. Warto zauważyć, że imperium w tym kształcie nie obejmowało jeszcze zachodniej części Ukrainy, którą usiłowano włączyć podczas I wojny światowej, a czego dokonał Stalin.
Wielkie Księstwo Moskiewskie, a potem carstwo rosyjskie, od końca XV w. odwoływało się do tytułu „cara Wszechrusi”, związanego z ideą „zbierania ziem ruskich”. Władca Rosji miał być jedynym prawdziwie chrześcijańskim monarchą, któremu powinni podlegać wszyscy wyznający „wiarę ruską”, tj. prawosławną. Oznaczało to program zniszczenia Wielkiego Księstwa Litewskiego. To zaś ocalało pomimo stuletniej wojny z Moskwą w XVI w dzięki unii z Królestwem Polskim, co stworzyło Rzeczpospolitą.
Również żywo zainteresowana przeszłością Katarzyna II wykorzystywała argumenty historyczne do uzasadniania swojej polityki. Przypomnijmy, że sama nie miała żadnych legalnych podstaw do panowania, jako uzurpatorka, która przejęła władzę po zamordowaniu męża i odsunięciu od tronu syna, przyszłego Pawła I.
Charakterystyczne jednak dla tworzonych nieraz ad hoc uzasadnień było to, że pod wpływem oświecenia, którego reprezentantką w tej części świata chciała być także „Semiramida północy”, I rozbiór, podobnie jak Prusacy, caryca uzasadniała raczej argumentem panującej w Rzeczypospolitej anarchii i nietolerancji. Dowodem miały być hasła głoszone przez konfederację barską. Tę argumentację z powodzeniem udawało się przenieść na salony europejskie dzięki zaprzyjaźnionym i opłacanym filozofom i pamflecistom. Łatwo dostrzec perfidię tych uzasadnień. Nie chodziło tu o tolerancje dla wyznań obcych, bo ta obowiązywała, ale domagano się od Rzeczypospolitej przyznania równych praw politycznych przedstawicielom mniejszości religijnych, czego nie było w żadnym innym kraju europejskim. W samej Rosji karano śmiercią za konwersję z prawosławia, a tzw. starowierzy, wyznawcy starej formy prawosławia sprzed refom z połowy XVII w., chroniący się na terytorium Rzeczypospolitej, byli tu wyłapywani i zsyłani na Syberię. Dodajmy, że aż do 1905 r. zmiana wyznania była w Rosji karana więzieniem.
Dopiero uzasadnienie II i III rozbioru było nieco bardziej rozbudowane historycznie. Historycy dostrzegają w użytych wtedy argumentach dowód na zainteresowanie Katarzyny II historią. Wzorem była Austria, która przed I rozbiorem posłużyła się argumentem praw do księstw halickiego i włodzimierskiego (tzw. Galicja i Lodomeria).
II rozbiór z 1793 r. objął znaczną część ziem białoruskich i ukraińskich i był uzasadniany koniecznością wyrównania krzywd. Symbolem tego stał się wybity z nakazu carycy medal z napisem: „Przywróciłam to, co było oderwane”. W ten sposób uzurpatorka odwoływała się do dziedzictwa Rusi Kijowskiej, odnawiając zarzuconą argumentację praw historycznych (jeszcze nie etnicznych).
W czasie wojny w obronie konstytucji majowej w 1792 r., Insurekcji Kościuszkowskiej 1794 r. i podczas przygotowań do III rozbioru w 1795 r. Katarzyna II do swojej dotychczasowej narracji dodała niezwykle nośny i znowu skierowany do legitymistycznych elit Zachodu argument o konieczności stłumienia ogniska jakobinizmu, które miało znaleźć miejsce nad Wisłą. Polska miała więc zostać zlikwidowana w imię racji historycznych (te argumenty kierowano do opinii rosyjskiej), ale zarazem walki z podrywającymi porządek europejski rewolucjonistami francuskimi (te z kolei argumenty kierowano „na eksport”). Katarzyna głosiła, że jej armie dokonują więc „dejakobinizacji” Rzeczypospolitej. Praktycznym wyrazem ówczesnej „operacji specjalnej” była rzeź Pragi przez Suworowa i inne rosyjskie okrucieństwa oraz pierwsza na taką skalę grabież dóbr kultury, m.in. wywiezienie zbiorów Biblioteki Załuskich.
PAP: Na ile propaganda Petersburga trafiała do ówczesnej zachodnioeuropejskiej opinii publicznej, na którą wielki wpływ wywierali ówcześni „użyteczni idioci”, czyli filozofowie oświecenia zachwyceni walką z „ciemną i anarchiczną” Polską. Czy można zauważyć ciągłość tej argumentacji z retoryką Rosji w kolejnych trzech stuleciach?
Henryk Głębocki: Myślę, że ta ciągłość wyraża się m.in. w „mapach mentalnych” obowiązujących wciąż na zachodzie od okresu oświecenia. Europa Środkowa i Wschodnia była na nich ukazywana jako obszar, który musi zostać ucywilizowany, „dopełniony” kulturą zachodnią. Rosja potrafiła wykorzystać pieniądze i wpływy wśród filozofów oświecenia do przedstawienia się jako siła postępu służąca cywilizowaniu tej części świata. Chodziło też o poskromienie anarchicznej natury, mówiąc słowami Fryderyka Wielkiego, polskich „Irokezów Europy”. To był wielki sukces propagandowy.
Zachowanie niezależnej od Rosji Polski wciąż wspierała Francja. Oczywiście działała na zachodzie wpływowa grupa filozofów zapatrzonych w Rosję i przez nią opłacanych, chcących w jej ogromnym potencjale i systemie samodzierżawia widzieć laboratorium postępu i „kraj przyszłości”.
Jednak zarówno Ludwik XV jak i Ludwik XVI byli przeciwnikami ekspansji Rosji. Celem ich polityki, tzw. sekretu królewskiego, było zbudowanie geopolitycznej bariery powstrzymującej Rosję, poprzez sojusz z Rzecząpospolitą, Szwecją i Turcją. Jednym z najważniejszych przejawów tej strategii była wojna o sukcesję polską po śmierci Augusta II w 1733 r. i pomoc dla konfederacji barskiej oraz Turcji walczącej z Rosją i wspierającej konfederatów w latach 1768-1774. Jednak I rozbiór w 1772 r., klęska Turcji w wojnie z Rosja w 1774 r., a w końcu zaangażowanie Francji w wojnę o niepodległość Stanów Zjednoczonych zmieniły kurs tej polityki na rzecz ułożenia interesów z Rosją.
W latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych upadkiem Rzeczypospolitej najbardziej zaniepokojona była Wielka Brytania, która wcześniej, rywalizując z Francją, była raczej sojuszniczką Petersburga. W czasie dwóch kolejnych rozbiorów uwaga Europy została jednak skupiona już na wydarzeniach we Francji. W epoce walki o ocalenie Konstytucji 3 maja Rzeczpospolita nie miała więc geopolitycznego sojusznika na mapie Europy.
Musimy pamiętać o tych zewnętrznych kontekstach losów Polski. Po upadku naszego państwa europejską historiografię i wyobraźnię zdominował, i był podtrzymywany przez propagandę zaborców, obraz upadku zanarchizowanej Rzeczypospolitej, która sama rzekomo odpowiadała za swój los.
PAP: Rosja posługiwała się również metodą skłócania i kupowania elit Rzeczypospolitej. Czy jednak postępowanie targowiczan i innych polskich polityków służących Petersburgowi można tłumaczyć jedynie cynizmem i korupcją? Być może część z nich naiwnie wierzyła w ideały dawnego republikanizmu i uważali, że ratują państwo.
Henryk Głębocki: Zagadnienia jurgieltu, czyli systemu opłacania zdrady oraz konfederacji targowickiej, łączą się, ale są to oddzielne zjawiska. Stałe opłacanie lub inne formy gratyfikacji części polskich elit przez Rosję pojawiło się wraz z powstaniem tzw. partii moskiewskiej na początku XVIII wieku. Wskazują na to m.in. badania prof. Doroty Dukwicz, prowadzone w archiwach rosyjskich, dotyczące II połowy XVIII w. Skala tego zjawiska była jednak inna, niż dotąd nam się wydawało. Na swej „liście płac” Rosja starała się mieć zwykle zaledwie kilkunastu najważniejszych dygnitarzy Rzeczypospolitej, którzy w ówczesnym systemie politycznym mogli stworzyć wokół siebie stronnictwo poselskie.
W warunkach tak znieprawionego systemu oligarchicznego uchwalenie Konstytucji 3 maja było prawdziwym przewrotem politycznym w imię odzyskania suwerenności. Jednocześnie w Rzeczypospolitej doszło do rewolucji moralnej nowej generacji, która stała za reformami Sejmu Wielkiego, insurekcją kościuszkowską i późniejszą epopeją walki u boku Napoleona. Ta patriotyczna młodzież wychowana została w szkołach stworzonych przez Komisję Edukacji Narodowej i stała w opozycji do kręgu targowickich spiskowców-dygnitarzy, którzy przywykli do funkcjonowania w warunkach państwa w pełni uzależnionego od woli sąsiedniego mocarstwa.
Oczywiście, wielu przedstawicieli elity szlacheckiej obawiało się reform Sejmu Wielkiego i zarzucenia tradycji republikańskich czy likwidacji odrębności Korony i Wielkiego Księstwa Litewskiego, ale nie oznaczało to, że od razu poparli zaledwie kilkunastu targowiczan, którzy w Petersburgu przygotowywali manifest konfederacji, mający charakter politycznego spisku opartego na Rosji. Było ich tak niewielu, że mieli problemy z obsadzeniem przyznanych sobie funkcji. Konfederacja targowicka w pierwszej fazie jej istnienia była wielką propagandową mistyfikacją, z której zdawali sobie sprawę jej formalni twórcy. Przełomowym momentem stało się dopiero przystąpienie do konfederacji Stanisława Augusta.
Na koniec warto zwrócić uwagę na symboliczną zbieżność nazwy miejscowości „Targowica” z popularnym na wschodzie Polski określeniem targowiska. To pograniczne miasteczko na dalekich kresach Rzeczypospolitej, na wschodnim krańcu Podola, prywatna własność Stanisława Szczęsnego Potockiego, jednego z najważniejszych targowiczan, niegdyś miejsce handlu z kozakami, wyznaczono na ogłoszenie manifestu fikcyjnej konfederacji. Nabrało ono symbolicznego znaczenia, bo na trwałe związało się z aktem zaprzedania obcemu mocarstwu przez grupę magnatów suwerenności i całości ojczyzny w imię pychy i prywatnych interesów, skrytych pod pozorem obrony formalnej praworządności systemu politycznego.
Czytaj też: PSG: Wojna o 100 proc. podniosła koszt naszych inwestycji
PAP/mt