W Norwegii zarabianie na wojnie budzi potężne opory
Hejt leje się premiera Mateusza Morawieckiego za zwrócenie uwagi na potężny skok zysków norweskich koncernów wskutek wojny na Ukrainie. Jak zawsze a nagonkach internetowych lubują się politycy Konfederacji. Poseł Adam Dziambor pierwszy zagrał w trąbkę szyderstwa, w związku z tą wypowiedzią szefa rządu – pisze portal wPolityce.pl.
Jeszcze w marcu znany i opiniotwórczy portal Euractiv zwracał uwagę na ten problem - i to słowami dużo mocniejszymi niż tymi, których użył Morawiecki.
Wojna dała Norwegii nieoczekiwany wzrost dochodów z ropy naftowej, a teraz kraj, obawiając się, że będzie postrzegany jako „zarabiający na wojnie”(war profiteer), zastanawia się, co zrobić z niespodziewanym zyskiem.
Według banku Nordea, wzrost cen ropy i gazu, napędzany sankcjami nałożonymi na Rosję po inwazji na Ukrainę, może spowodować, że Norwegia zgromadzi w tym roku prawie 1,5 biliona koron (150 miliardów euro) dodatkowych przychodów z ropy i gazu.
Norwegia, największy eksporter ropy i gazu w Europie Zachodniej, a już i tak jeden z najbogatszych krajów na świecie, zarabia każdej sekundzie prawie 50 000 koron (5 125 euro) więcej, niż oczekiwano. I to bez kiwnięcia palcem. Ale to dobrodziejstwo - czytamy w artykule - powoduje wyrzuty sumienia. Są chwile, kiedy zarabianie pieniędzy nie jest zabawne i to jest właśnie ta chwila — mówi minister ropy i energii Terje Aasland.
Euroactiv podkreśla, że większość dochodów Norwegii z ropy trafia do skarbca państwa – poprzez podatki, dywidendy i bezpośrednie udziały w polach naftowych i gazowych – które następnie lokowane są narodowym funduszu majątkowym, już i tak największym na świecie.
To dziś 200 000 euro na każdego z 5,4 miliona mieszkańców Norwegii.
Norwegia nie może uciec przed nieprzyjemnym faktem: jest to forma zarabiania na wojnie — napisał we wstępniaku dziennik Dagbladet.
Podczas gdy Ukraina jest niszczona, a większość innych krajów odczuwa głównie negatywne skutki wojny, takie jak wyższe ceny energii, wyższe ceny żywności i ogólna inflacja, my zyskujemy stwierdziła redakcja, dodając:
Musi to znaleźć odzwierciedlenie w sposobie, w jaki myślimy o używaniu pieniędzy”.
Wiele głosów mówi o konieczności redystrybucji całości lub części tych „brudnych łupów wojennych”.
Norweska Partia Zielonych wezwała do umieszczenia miliardów dodatkowych petrodolarów w „funduszu solidarnościowym”, który będzie wykorzystywany jako rodzaj planu Marshalla na różne potrzeby.
Partia zasugerowała, że celem może być sfinansowania pomocy humanitarnej, jak i odbudowy Ukrainy, pomocy Europie w zmniejszeniu jej zależności od rosyjskiego gazu i pomocy najbiedniejszym krajom w przeciwdziałaniu rosnącym kosztom energii i żywności.
Dodatkowe dochody z ropy naftowej z wojny powinny trafić na Ukrainę, a nie na nas — podkreśla się.
Jak dotąd centrolewicowy rząd zobowiązał się do pomocy humanitarnej dla Ukrainy „do 2 mld koron (200 mln euro).
Ambasador Europejskiego Paktu Klimatycznego Paal Frisvold zasugerował tymczasem, że Norwegia powinna zrezygnować z „superzysków” i ograniczyć ceny gazu sprzedawanego do krajów europejskich, które dopiero wychodzą z pandemii, niektóre z dużymi długami.
Nasze zyski są fakturami innych — powiedział agencji AFP.
Najważniejsze jest okazanie solidarności, okazanie przywództwa w historycznym momencie. Moje dzieci będą mnie pytać: Tato, co robiła Norwegia podczas wojny na Ukrainie? Nie chcę im mówić, że zabijaliśmy — powiedział.
Euroactiv/wPolityce.pl/RO
CZYTAJ TEŻ: Ukraine war profits fuel unease in Norway