TYLKO U NAS
Nadmierny deficyt już nie tak groźny
Polska może uniknąć procedury nadmiernego deficytu. Wygląda na to, że ofensywa mediacyjna, którą rozpoczął rząd premiera Mateusza Morawieckiego, kończy się sukcesem.
O szczęśliwym finale poinformował szef resortu finansów, Andrzej Domański, podczas debaty sejmowej nad projektem budżetu na 2024 rok. Dzień wcześniej na platformie X pojawił się taki tweet ministerstwa: „Osiągnęliśmy porozumienie ministrów finansów UE w sprawie reformy zarządzania gospodarczego. Polska aktywnie pracowała nad tą reformą. Wydatki na obronność będą specjalnie traktowane w procedurze nadmiernego deficytu. Sukces!”.
Chodzi o decyzje Rady ds. Gospodarczych i Finansowych (ECOFIN), która zreformowała reguły fiskalne. Dzięki niej państwa unijne skorzystają z bardziej liberalnych zasad wychodzenia z nadmiernego zadłużenia i z gigantycznych deficytów budżetowych. Dyskusja nad porozumieniem w sprawie nowych ram zarządzania gospodarczego w Unii Europejskiej toczyła się z udziałem m.in. Polski, Hiszpanii, Niemiec i Francji.
Nie cztery, ale siedem lat
Co takiego udało się ustalić? Jak informuje Ministerstwo Finansów, „w centrum zreformowanych ram zarządzania gospodarczego znajdą się plany średniookresowe przygotowywane przez państwa członkowskie na minimum cztery kolejne lata, które zastąpią obecne programy stabilności lub konwergencji i krajowe programy reform oraz będą determinowały ścieżkę wydatków wiążącą dla 4-7 kolejnych ustaw budżetowych”. Zagwarantowano także „różnicowanie w ramach nowych ram zarządzania gospodarczego wymaganych wysiłków państw członkowskich w celu poprawy finansów publicznych w zależności od poziomu zadłużenia (podział na państwa powyżej i poniżej 60 proc. PKB w odniesieniu do długu)”.
To tylko kilka z nowych ustaleń, z których szczególnie duże znaczenie dla naszego budżetu mają zapisy dotyczące armii i zbrojeń.
Resort finansów ujmuje to tak: „W toku negocjacji zabezpieczone zostały interesy Polski tj. szczególne traktowanie inwestycji obronnych w ramach procedury nadmiernego deficytu (EDP), a także uwzględniane w pakiecie inwestycji pozwalających wydłużyć ścieżkę korekty EDP z czterech do siedmiu lat. Jest to nas ogromny sukces, biorąc pod uwagę fakt, że jest to nowy element reguł UE, który został wprowadzony w efekcie dyskusji zainicjowanej przez Polskę”.
Zbrojenia na specjalnych warunkach
Ta inicjatywa pojawiła się już w czasie rządów Mateusza Morawieckiego, o której premier mówił podczas swojego exposé 11 grudnia 2023: „W polityce międzynarodowej o sile państwa, obok gospodarki, obok sprawnego zarządzania finansami publicznymi, świadczy również silna armia. 300 000 armia, świetnie uzbrojona, silny polski przemysł zbrojeniowy, 4 proc. PKB na wojsko polskie - to fundamenty naszego bezpieczeństwa i naszej suwerenności. Przy okazji chcę wspomnieć o dwóch sprawach. W ostatnich tygodniach wywalczyliśmy na Radzie Unii Europejskiej to, o co staraliśmy się od trzech, czterech lat, a mianowicie wydatki materiałowe na uzbrojenie, na armię polską, nie będą zaliczane w przypadku wyliczeń związanych z procedurą nadmiernego deficytu, nie będą zaliczane do deficytu budżetowego. To ważna bardzo ważna sprawa - nie ma więc żadnych wymówek w realnym wzmacnianiu armii polskiej”.
Temat procedury nadmiernego deficytu żyje już od kilku dobrych miesięcy, natomiast szczególnie mocno wybrzmiewa po wyborach wygranych przez koalicję Donalda Tuska. Tymczasem może się okazać, że Polska albo go uniknie, albo skutki jej wprowadzenia będą ledwo odczuwalne dla polskiej gospodarki.
Mówił o tym Paweł Borys, prezes PFR, w wywiadzie dla grudniowego wydania „Gazety Bankowej”: Według mnie prawdopodobieństwo, żeby w okresie przejściowym Komisja Europejska wykorzystywała procedury nadmiernego deficytu, będzie niewielkie. Dodatkowo polski rząd był w stanie przekonać Komisję Europejską, by przy korygowaniu ścieżki fiskalnej były brane pod uwagę wydatki inwestycyjne na obronność. To jest argument, żeby w ogóle nie obejmować Polski procedurą nadmiernego deficytu, nawet gdyby chciano to zrobić. Zwłaszcza jeżeli przyszły rząd pokaże, że w perspektywie lat 2025–2026 zejdzie z deficytem poniżej 3 proc. PKB. To absolutnie realne w sytuacji, gdy znikną koszty tarcz antykryzysowych, wzrost gospodarczy przyśpieszy i pojawi się finansowanie inwestycji ze środków unijnych.
Kłopot dla całej Unii
Wygląda na to, że procedura nadmiernego deficytu przestaje być straszakiem, którym można wytłumaczyć odstępstwa od wielu obietnic wyborczych. Z jej destrukcyjnej siły zdawał sobie doskonale sprawę rząd Mateusza Morawickiego, który przekonywał Unię od jej złagodzenia lub odstąpienia.
Zresztą nie był w tym osamotniony, gdyż prawie połowa państw UE jest w podobnej sytuacji. Pandemia, kryzys energetyczny i wojna na Ukrainie mocno zwiększyły wydatki rządów.
Gdyby procedura nadmiernego deficytu objęła całą tę grupę, Europa miałaby poważne kłopoty. Byłoby czym się martwić, bo według unijnych norm, dziura w budżecie państwa nie może przekraczać 3 proc. PKB, a dług kraju nie powinien być większy niż 60 proc. PKB. Jeżeli gospodarka nie spełnia tych wymagań, w ciągu kilku lat musi się do nich dostosować. W przypadku Polski nie spełniamy pierwszego kryterium, gdyż nasz deficyt przekracza 5 proc. PKB. Drugie nas nie dotyczy, gdyż do pułapu 60 proc. mamy jeszcze daleko.
Zgodnie z nowymi ustaleniami ECOFIN, z nadmiernym zadłużeniem będziemy mogli walczyć nie przez cztery lata, ale przez siedem, jeżeli oczywiście przedstawimy wiarygodny i zaakceptowany przez Brukselę plan reform (z czym nie powinno być problemu), a nasze inwestycje będą miały charakter tzw. prorozwojowy.
Według wyliczeń Instytutu Breugel, na które powołuje się Maciej Samcik, jeśli Polska załapie się na siedmioletnią ścieżkę obniżania deficytu budżetowego, to wystarczy, że będzie rocznie cięła go o 0,39 pkt proc. Jest to 13-14 mld zł.
Przy wydatkach sięgających 870 mld zł są pieniądze praktycznie nieodczuwalne dla budżetu. Oczywiście, pod warunkiem, że gospodarka będzie rozwijała się a takim tempie, jak w ciągu ostatnich ośmiu lat.
Stanisław Koczot