Informacje

Fot.sxc.hu
Fot.sxc.hu

Urzędnicy, którzy wysłali swoje dzieci i żony za granicę są podejrzani

Polska Agencja Prasowa

  • Opublikowano: 10 czerwca 2014, 05:41

  • Powiększ tekst

W chińskiej kampanii antykorupcyjnej na celowniku znaleźli się ostatnio urzędnicy, którzy wysłali swoje dzieci i żony za granicę, gdzie mogą utworzyć kanały do potencjalnego transferu nielegalnych zysków i znaleźć grunt do ewentualnej ucieczki z Chin.

Niemal 900, głównie średniego szczebla, urzędników rządowych w prowincji Guangdong zostało zdegradowanych i zmuszonych do rezygnacji lub przejścia na wcześniejszą emeryturę - pisze w poniedziałek agencja AP. Chodzi o urzędników nazywanych "gołymi przedstawicielami", których żony lub dzieci mają albo prawo stałego pobytu, albo obywatelstwo zagraniczne.

Jest to pierwszy przypadek, kiedy władze prowincji podjęły działania wobec tzw. gołych przedstawicieli czy też gołych urzędników. Stali się oni w Chinach synonimicznym określeniem skorumpowanych urzędników, budzących zdziwienie, jak to możliwe, by na państwowym skromnym garnuszku możliwe było utrzymywanie rodziny za granicą. Ogólna definicja gołych urzędników wyklucza chińskich przywódców, których dzieci jedynie studiują za granicą, nie mając tam prawa stałego pobytu ani paszportu innego państwa, choć - jak pisze AP - jest to kwestia dyskusyjna.

Posunięcie władz Guangdongu zwiastuje zwrot w antykorupcyjnej kampanii obiecanej przez prezydenta Xi Jinpinga. Zjawisko "gołych urzędników" utrudniało dotąd rozliczenie nieuczciwych przedstawicieli władz i ich nielegalnego majątku.

Władze Guangdongu podały, że takich gołych urzędników znalazły ponad tysiąc, ale około jednej piątej z nich obiecało sprowadzić z powrotem do Chin swoje rodziny.

Według analityków i mediów Guangdong, położony blisko półautonomicznego Hongkongu, co stwarza możliwości łatwiejszego wydostania się za granicę, był naturalnym miejscem do tego najnowszego posunięcia w kampanii antykorupcyjnej.

Ale problem nie ogranicza się do tej południowej prowincji. W 2012 roku Wang Guoqiang (czyt. Łang Kuo-ciang), były szef partyjny w małym mieście Fengczeng (czyt. Fengczeng) w prowincji Liaoning w północno-wschodnich Chinach uciekł z żoną i - jak głosiła plotka - z 30 mln dolarów do córki w USA. W parę miesięcy później władze wszczęły dochodzenie w sprawie łapówek przyjmowanych przez Wanga, partia usunęła go ze swoich szeregów i rządowego stanowiska. Ale Wang już był w USA.

Xi, obejmując partyjny ster w końcu 2012 roku, obiecał oczyścić szeregi partii i rozprawić się z korupcją, zarówno na niskim, jak i wyższym szczeblu kadr i ostentacyjnym marnotrawstwem. W kampanii, uważanej za jedną z najkosztowniejszych w nowoczesnej historii Chin, stołki straciło kilkudziesięciu rządowych i partyjnych oficjeli oraz przedstawicieli kadry zarządzającej w państwowych przedsiębiorstwach.

Zdaniem części badaczy w ciągu ostatnich dekad tysiące chińskich urzędników uciekło z majątkiem idącym w miliardy dolarów.

"Ci przedstawiciele elity nie wierzą w przyszłość partii komunistycznej na dłuższą metę i razem z pieniędzmi zabierają państwowe tajemnice lub prawa własności intelektualnej dotyczące wysokiej technologii" - powiedział Willy Lam, ekspert ds. chińskiej polityki z Uniwersytetu w Hongkongu. Według niego partię bardziej martwi to właśnie, że "exodus członków elity może narazić bezpieczeństwo państwa".

Uderzenie w gołych urzędników w Guangdongu to kampania pilotażowa, która rozszerzy się dalej - uważa Mao Zhaohui (czyt. Dżao-hłej), szef antykorupcyjnego ośrodka badawczego w pekińskim uniwersytecie Renmin (czyt. Żen-min). A "to oznacza, że władze centralne wzmacniają dyscyplinę polityczną" - dodał.(PAP)

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych