wSieci: Ludzie w ogóle nie powinni się dowiedzieć o wyborze OFE czy ZUS - mówi doradca premiera
Czy naprawdę damy się traktować jak stado baranów bez prawa głosu? Pozostanie w OFE to dziś szansa na powiedzenie „nie” władzy, która nie słucha ludzi. I szansa – choć tu konieczna jest ostrożność – na dodatkową emeryturę.
Takiej manipulacji społeczeństwem jak w przypadku wdrażanej właśnie zmiany emerytalnej nie było w Polsce od czasów PRL. Co gorsza, nikt tego nie ukrywa. Gdy dziennikarze bliskiej przecież rządowi „Gazety Wyborczej” zapytali Bogusława Grabowskiego, członka Rady Gospodarczej przy premierze, dlaczego na stronach internetowych Ministerstwa Finansów i innych organów państwa nie ma właściwie żadnych informacji umożliwiających porównanie wyników funduszy emerytalnych i opłat przez nie pobieranych, usłyszeli w odpowiedzi coś, co nawet ich zszokowało:
„I bardzo dobrze, że nikomu nie będzie się chciało otwierać tych kilkunastu plików. Ludzie w ogóle nie powinni się dowiedzieć o wyborze OFE czy ZUS. A dopiero w sierpniu powinni się zorientować, że wszyscy zostali przeniesieni w całości do ZUS”.
Żeby było jasne – to nie jest ironia, to radość, że uda się obywateli „przenieść”, choć formalnie mają „zdecydować”.
Ale o jakim decydowaniu można mówić, skoro na OFE nałożono kaganiec. Co im wolno? Właściwie nic.
Fikcja informacji
Rządzący zatroszczyli się o to, żeby przed końcem lipca w głowach Polaków pojawiło się jak najmniej wątpliwości na temat słuszności wyboru ZUS. Ba, by się o możliwości wyboru dowiedzieli po fakcie. Dlatego w znowelizowanej ustawie o systemie emerytalnym jest zapis zabraniający reklamy OFE. Zakaz wszedł w życie w połowie stycznia i skończy się dopiero po 31 lipca. Komisja Nadzoru Finansowego wystosowała do funduszy pismo, w którym zwraca uwagę, że
„podejmowanie czynności przez podmioty/osoby działające w imieniu lub na rzecz Otwartych Funduszy Emerytalnych, w tym agentów ubezpieczeniowych związanych z informowaniem o możliwości dokonania wyboru między ZUS a OFE, może prowadzić do naruszeń przepisów prawa”.
Była to reakcja na kampanię reklamową „Zostaję z OFE”, z którą w listopadzie wystartowały PKPP Lewiatan i PTE.
„wSieci” dotarło do dodatkowych wyjaśnień przesłanych przez Urząd Komisji Nadzoru Finansowego do funduszy. W dokumencie datowanym na 25 marca 2014 r. czytamy przypomnienie-ostrzeżenie, że za prowadzenie
„zakazanej działalności reklamowej” KNF „będzie zobowiązana do nałożenia na powszechne towarzystwo emerytalne kary administracyjnej w wysokości od 1 do 3 mln”.
I jeszcze jedno pogrożenie:
„Przepis przewiduje obligatoryjne nałożenie kary, a zatem organ nadzoru pozbawiony został przez ustawodawcę wyboru co do potrzeby zastosowania tego instrumentu nadzorczego”.
Pismo wyszczególnia następnie, jakich treści nie mogą podawać publicznie OFE:
„pozycji rynkowej, udziału w rynku, liczby członków czy też informacji wskazujących dany fundusz emerytalny na tle innych funduszy emerytalnych (np. z perspektywy wysokości pobieranych opłat”. I dalej: „Informacja nie powinna zawierać żadnych dodatkowych treści, które nie zostały przewidziane w przepisie […], a w szczególności […] zachęcających do pozostania członkiem tego konkretnego funduszu […], np. poprzez udostępnianie wypełnionych formularzy”.
W innym miejscu KNF przypomina, co OFE mogą podawać w informacjach skierowanych do klientów. Lista jest krótka: nazwa funduszu, jaką firmą zarządzają OFE, siedziba, dane kontaktowe.
Co to ma wspólnego z wolnością wyboru? Nie wolno ogólnie zachęcać do pozostania w OFE, nie wolno pokazywać wyników konkretnego funduszu. Widać tu, że ostrzeżenia, iż cała operacja to wielki skok na pieniądze obywateli, były słuszne. Widać dokąd doszła władza, która odwołuje się do przekazu liberalnego i wolnościowego dziedzictwa „Solidarności”. Władza, której zależałoby na dobru obywateli, pozwoliłaby im się dowiedzieć, co ma do powiedzenia druga strona. Nic dziwnego, że w funduszach panuje strach.
-– Niech pani mnie o nic nie pyta, bo za złamanie tego przepisu mogę zapłacić do 3 mln zł kary
-– mówi jeden z pracowników dużej firmy analitycznej, zapytany przeze mnie o to, jak teraz wygląda polityka inwestycyjna OFE. Przepis jest kuriozalny. Dotychczasowi klienci funduszy muszą wybrać, czy w nich pozostać, czy być wyłącznie w ZUS, ale – podkreślmy raz jeszcze – każda informacja ze strony OFE, która ma klientom pomóc w podjęciu decyzji, będzie złamaniem prawa. Przepis ten został co prawda zaskarżony przez prezydenta RP do Trybunału Konstytucyjnego, lecz wyrok zapadnie, gdy okienko transferowe będzie już zamknięte. Desperacja rządu bierze się stąd, że jeśli w OFE pozostanie więcej niż 50 proc. z 16 mln członków, to rząd będzie miał problem z obniżeniem deficytu do 3 proc.
Otwarte Fundusze Emerytalne próbują walczyć, wykorzystując jedyną lukę w przepisach: nie reklamują się, ale wysyłają listy do swoich klientów z informacją o koncie i zgromadzonych składkach. Zaznaczają też, że opłata od składki (prowizja) będzie dwukrotnie niższa niż dotychczas i wyniesie tylko 1,75 proc. Czy to wystarczy? Szef jednego z funduszy powiedział (oczywiście anonimowo), że będzie dobrze, jeśli w OFE zostanie 10–15 proc. klientów.
Od 1 kwietnia do 31 lipca 2014 r. członkowie otwartych funduszy emerytalnych (OFE) mogą zdecydować, gdzie będzie kierowana część ich składek emerytalnych, począwszy od składki za lipiec 2014 r. Ci którzy chcą, aby składka w wysokości 2,92% była odprowadzana do OFE, powinni dostarczyć do ZUS odpowiedni dokument: "Oświadczenie członka otwartego funduszu emerytalnego o przekazywaniu składki do otwartego funduszu emerytalnego oraz o zapoznaniu się z informacją dotyczącą powszechnego systemu emerytalnego oraz informacją dotyczącą otwartych funduszy emerytalnych" - oświadczenie dostępne jest m.in. na stronie ZUS
Ewa Wesołowska, wSieci