Czy dopłaty do e-aut to przepis na tony złomu?
Czy polski rząd powinien dopłacać do importu starych elektryków, ściąganych z Europy Zachodniej i przeznaczać na ten cel nawet miliard złotych?
Rząd oferuje 40 tys. złotych dla każdego, kto kupi starego elektryka. A ponieważ w Polsce trudno liczyć na podaż takich aut na rynku wtórnym, spodziewany jest import z krajów takich jak Niemcy, Francja, Belgia czy Holandia, gdzie kierowcy pozbywają się się takich samochodów .
Ze względu na wysokie ceny – średnio nowe auto osobowe elektryczne w naszym kraju kosztuje ćwierć miliona złotych - dotychczas obowiązujący system dopłat dla kupujących je nie spowodował rozwoju elektromobilności, bo najwyraźniej poziom zamożności Polaków na to nie pozwala. Teraz popularyzacji mają służyć dopłaty do starych elektryków.
Ruszają dopłaty za pieniądze z KPO
Już wkrótce - według zapowiedzi przedstawicieli rządu - gdy tylko Bruksela prześle kolejne pieniądze w ramach Krajowego Planu Odbudowy (KPO), będzie można starać się o zakup używanych aut elektrycznych. Formalnie nie mogą być starsze niż czteroletnie, ale eksperci mają wątpliwości, czy to realny wymóg i obawiają się, że nadal system zachęt nie przyczyni się do popularyzacji elektryków w naszym kraju.
Na dopłaty do wszystkich (nowych i używanych) elektryków z KPO ma trafić znacząca kwota – bo 1,6 mld zł. Nawet jeśli mniej niż połowa z tej puli zostanie przeznaczona dla nabywców aut używanych, to w grę wchodzą bardzo duże – jak na polskie realia gospodarcze i budżetowe - pieniądze. I wiele wskazuje na to, że przysłużą się Niemcom, Francuzom i Holendrom, którzy będą pozbywać się swoich zużytych (nieco) „samochodów z wtyczką”.
»» O dopłatach z KPO czytaj więcej tutaj:
Przedwyborcze KPO, czyli półtora miliarda na elektryki
Niedobre doświadczenia z używanymi autami spalinowymi
Jakub Faryś, prezes Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego uważa, że „o ile w przypadku nowych samochodów jedyne zastrzeżenia budziła zbyt niska wartość pojazdu objętego dopłatą wynosząca 225 tys. zł, to w przypadku dopłat do samochodów używanych bardzo istotne okażą się szczegóły - w tym precyzyjne określenie, jakie pojazdy będą podlegać dopłatom”.
Ekspert przypomina o „niedobrych doświadczeniach z rynkiem używanych samochodów spalinowych”, czyli sprowadzaniu do Polski przez lata głównie aut starszych, ponad 10-letnich. I ta tendencja utrzymuje się, choć wydawać by się mogło, że powinna ulec zmianie wraz z podniesieniem poziomu życia. Tymczasem dane Instytutu Badań Rynku Motoryzacyjnego Samar za ubiegły rok pokazują, że średni wiek sprowadzanych „z Zachodu” samochodów osobowych to 13 lat. (W 2023 roku do naszego kraju przyjechało ponad 736 tys. „osobówek”.)
Jak zablokować import aut zajeżdżonych?
Dlatego zdaniem Jakuba Farysia, „należy dołożyć wszelkiej staranności, żeby na nasz rynek nie trafiały już wyeksploatowane samochody elektryczne, a ograniczenie wieku pojazdu do czterech lat wydaje się rozsądne”. Jednocześnie jednak wskazuje, że „praktycznie we wszystkich krajach europejskich dopłatom towarzyszył obowiązek używania tego pojazdu przez co najmniej 2-3 lata”. Zatem „oznaczałoby to, że nabywcy korzystający z systemu dopłat będą sprowadzali pojazdy ponad czteroletnie. – A tego nie chcemy. – dodał prezes PZPM.
Dane za zeszły rok wskazują, że sprowadzane do Polski używane auta elektryczne miały średnio pięć i pół roku. Natomiast według innych danych (Barometru AAA Auto) w 2023 roku dostępne na rynku wtórnym samochody elektryczne, a było ich ponad 9,5 tys., wyceniano średnio na niemal 133 tys. zł. W tej sytuacji dopłata z KPO w wysokości 40 tys. zł (a maksymalnie 48 tys. zł dla mniej zamożnych i po zezłomowaniu starego auta spalinowego) oznacza, że by kupić „stare” auto z wtyczką i tak trzeba będzie wysupłać niemal 90 tys. zł.
»» O autach elektrycznych czytaj więcej tutaj:
Odwrót od elektryków. To klienci wymusili zmianę
W Europie sprzedaż „elektryków” strasznie dołuje
E-auto dla każdego czy e-mobilność na papierze?
Elektromobilność utknęła?
Aleksander Rajch z Zarządu Centrum Nowej Mobilności uważa, że elektryfikacja „na skalę masową” nie uda się, jeśli zdecydowanie nie wzrośnie popyt wśród nabywców indywidualnych na używane elektryki „z rynku wtórnego”.
Przypomnijmy, że najnowsze dane z końca kwietnia wskazują, iż po polskich drogach jeździ niemal ok. 58 tysięcy osobowych elektryków i 53 tys. hybryd plug-in. Jednocześnie działa ok. 6,7 tys. ogólnodostępnych punktów ładowania, ale tylko 28 proc. z nich ma zainstalowane tzw. szybkie ładowarki.
»» O autach elektrycznych w Polsce czytaj więcej tutaj:
Po polskich drogach jeździ 112 tys. „elektryków”
Rozwój e-mobility w całej Europie nie następuje tak szybko, jakby tego oczekiwały władze unijne, które przeforsowały w zeszłym roku wprowadzenie od 2035 roku zakazu rejestracji nowych aut z tradycyjnym napędem czyli spalinowych.
Agnieszka Łakoma
»» O bieżących wydarzeniach w gospodarce i finansach czytaj tutaj:
Benzyna po 10 zł za litr – to nie fikcja!
Od stycznia 800 plus wyłącznie dla ukraińskich uczniów