
WYWIAD
Hutnictwo idzie na ścianę, a rząd się tylko przygląda
Bez działań osłonowych przed importem z Ukrainy niestety niedługo nie będziemy mieć polskiej stali, bo branża nie przetrwa, a dane za pierwsze półrocze są zatrważające – mówi Andrzej Karol, przewodniczący Krajowej Sekcji Hutnictwa NSZZ „Solidarność”.
Agnieszka Łakoma: Wasi koledzy z Sierpnia ‘80 protestują pod terminalem w Sławkowie, by zablokować napływ taniej ukraińskiej stali do Polski. Czy import z Ukrainy faktycznie może zniszczyć polskie hutnictwo?
Andrzej Karol: Nie jesteśmy przeciwni pomocy Ukrainie, ale jeśli Komisja Europejska zezwala na import bez ograniczeń, czyli bez wskazania ilości i gatunków wyrobów, to dla polskich zakładów jest bardzo niebezpieczne. Ukraińska stal trafia do unii praktycznie bez cła od 2022 roku, a na początku czerwca znów Bruksela wydłużyła ten okres o trzy lata czyli do 2028 roku. Wystarczy przeanalizować dane – w ubiegłym roku ukraińskie firmy dostarczyły do Europy około trzy miliony ton stali, z tego milion ton został u nas. Wyszło więc na to, że ze względu na bezpośrednie sąsiedztwo w naszą, polską branżę import ze Wschodu uderza najbardziej; inne kraje nie mają takiego problemu. Powstaje pytanie, jak to się ma do solidarności europejskiej? Może – skoro Komisja Europejska jest tak łaskawa dla ukraińskich producentów, to powinna zadbać, by nie zalewali swoimi produktami tylko jednego czyli polskiego rynku.
»» Relacja z protestu hutników i górników z Solidarności ‘80 na ptrzejściu granicznym w Sławkowie czytaj na portalu wPolityce.pl w publikacji TYLKO U NAS. Z bronią gładkolufową na górników i hutników! Rafał Jedwabny z protestu w Sławkowie: Zostaliśmy spacyfikowani
Zatrważające rozmiary importu stali z Ukrainy
Już pojawiają się prognozy, które pokazują, że ten rok będzie jeszcze trudniejszy dla polskiego hutnictwa od ubiegłego, bo import z Ukrainy rośnie, więc nasze zakłady nie mają gdzie sprzedać swoich wyrobów.
Niektóre dane za pierwsze półrocze są zatrważające. Na przykład 600 tysięcy ton ukraińskiej stali już dotarło do Polski, więc na koniec grudnia może być ponad 1,2 mln ton czyli przynajmniej o 20 proc. więcej niż w 2024 roku. Widzimy też, jak niektóre produkty wręcz zalewają nasz rynek. W przypadku blach gorącowalcowanych import za pierwsze sześć miesięcy 2025 r. wyniósł ponad 300 tys. ton i rok do roku wzrósł o 80 tys. ton. Zaś szczególnie poszukiwanych w budownictwie prętów (zwanych popularnie zbrojeniowymi), których z Ukrainy sprowadzono do naszego kraju w zeszłym roku 56,5 tysięcy ton, w tym może być nawet 193,3 tys. ton, czyli mówimy o czterokrotnym wzroście dostaw! To fatalnie odbije się na polskich zakładach, które nie są w stanie konkurować.
Wychodzi na to, że będąc poza UE i nie podlegając rygorom polityki klimatycznej obowiązującej w Europie, a także pomimo wojny ukraiński przemysł ma lepsze warunki prowadzenia działalności niż polski!
Tak jest faktycznie. Ukraińskie hutnictwo nie musi ponosić wydatków na pozwolenia na emisję CO2 w ramach Europejskiego Systemu Handlu Emisjami (EU ETS). To tylko jedna z przewag. Ukraińskie huty korzystają także z bardzo niskich cen energii pochodzącej z elektrowni atomowych. Więc tym bardziej nie ma mowy o równych warunkach prowadzenia działalności i funkcjonowania. Choć to są bezdyskusyjne dane i prawdziwe problemy dla naszej branży, to jednak ze strony rządu nie ma żadnej refleksji i żadnego zastanowienia. Nam szczególnie trudno pogodzić się z tą sytuacją, bo Polska tak wiele pomogła Ukrainie i pomaga nadal. Niestety jednocześnie rząd nie dba o polskie interesy i przez napływ towarów ukraińskich mamy poważne problemy gospodarcze.
Nie ma żadnej reakcji rządu Donalda Tuska
Rząd może zrzucić wszystko na unijne władze i Brukselę. W końcu to one zgodziły się przedłużyć do 2028 roku bezcłowy import.
Skoro premier Mateusz Morawiecki mógł wprowadzić ograniczenia importu zbóż i produktów rolnych, to też Donald Tusk mógłby podjąć odpowiednie decyzje w sprawie stali i wyrobów hutniczych. Oto właśnie prosiliśmy rząd. Tylko „wystarczy chcieć” i zacząć coś robić. W rozporządzeniu unijnym w art. 2 jest możliwość wprowadzenia tymczasowego zawieszenia importu. Niestety, wychodzi na to, że głównym problemem rządu nie jest zalew importu z Ukrainy i fatalna sytuacja naszych hut, ale to czy jakiś minister siedzi w jednym samolocie z prezydentem. Nie rozumiem, jak można nie dostrzegać realiów i gigantycznych problemów sektora stalowego i innych branż.
Latem w liście do premiera Donalda Tuska, pod którym podpisali się nie tylko szefowie związków zawodowych, ale także firm sektora, padła propozycja nie tylko zablokowania importu stali ukraińskiej tak, jak to miało miejsce właśnie w przypadku zboża, ale także w ogóle rozwiązania innych problemów, jak choćby droga energia. Czy dostaliście jakąkolwiek odpowiedź?
Nie ma żadnej reakcji. Dlatego czasem mam wrażenie, że władze celowo nic nie robią, by nam pomóc. Gdy zbliżały się wybory prezydenckie, to premier Tusk wykazał raz zainteresowanie naszymi problemami i wziął udział w spotkaniu Zespołu Trójstronnego. Ale na tym się skończyło, choć obiecał kolejne rozmowy. Bez działań osłonowych przed importem z Ukrainy, niestety niedługo nie będziemy mieć polskiej stali, bo branża nie przetrwa, choć tyle słyszymy o koniecznych inwestycjach w obronność. Tym bardziej, że tani import to tylko jeden z listy problemów branży, do tego dochodzi bardzo droga energia w naszym kraju i obowiązki klimatyczne czyli nakaz dekarbonizacji. Inna kwestia to cła wprowadzone przez prezydenta Donalda Trumpa. Zagrożeń jest więc wiele.
»» O polskiej branży hutniczej czytaj tutaj:
Zatrzymanie wielkiego pieca już blisko. Co z hutnikami?
Unijny plan to tylko pudrowanie rzeczywistości
Przemysł. Reaktywacja stalowego giganta
Ceny energii są zabójcze dla branży
Energia w całej Unii Europejskiej – w porównaniu z na przykład Stanami Zjednoczonymi czy Chinami, jest dla przemysłu droga i podnosi koszty produkcji, obniżając konkurencyjność. Jak pod tym względem Polska wypada na tle innych unijnych państw?
Niestety, mamy jedne z najwyższych cen energii w Europie, więc nasze hutnictwo nie może konkurować także na wewnątrzunijnym rynku, bo te wysokie ceny a zatem i koszty produkcji przekładają się na cenę finalną produktów. Jednocześnie tak od polskiego sektora, jak i od hutnictwa w innych krajach Wspólnoty oczekuje się radykalnej zmiany technologii w ramach transformacji energetycznej i przejścia na produkcję tzw. zielonej stali. Główny zaś problem polega na tym, że cała ta koncepcja jest bardzo kosztowna i zwyczajnie nie do zrealizowania. Wystarczy wziąć pod uwagę ilość potrzebnej w tym procesie energii i wydatki z tym związane, a już widać, że to się nie opłaca. Gdybyśmy chcieli przejść na produkcje z użyciem instalacji wodorowych, to zużywają one siedmiokrotnie więcej energii. Zatem jeśli nasza branża potrzebuje rocznie teraz ok. 6 TWh energii elektrycznej, to musiałaby zwiększyć zużycie do 42 TWh. I to jeszcze wykorzystując przede wszystkim zieloną energię, czyli z odnawialnych, a więc niestabilnych źródeł. Pytanie o sens takich koncepcji samo się nasuwa. Tym bardziej, że przecież mamy likwidować stabilną energetykę węglową, bo szkodzi klimatowi.
A może w strategii dla hutnictwa będą konkretne rozwiązania. Formalnie powinna być już prawie gotowa…
Formalnie rzeczywiście powinna być gotowa, ale nie wiemy, na jakim etapie są prace. Także w tej sprawie odbijamy się od ściany, bo jedyne gremium, o jakim wiemy, to zespół powołany przez byłą minister przemysłu Marzenę Czarnecką, które miało opracować strategię dla przemysłu stalowego. Nie ulega wątpliwości, że prace postępują bardzo powoli, a biorąc pod uwagę, że tego resortu już nie ma, zaś do potencjalnego planu dla naszej branży mają być dołączane kolejne, to na rewolucyjne rozwiązania i dobre koncepcje nie ma co liczyć. Skoro strategia ma uwzględniać także interesy firm nastawionych na skup i eksport złomu, to wiadomo, że są one sprzeczne z naszymi. My uważamy, że złom powinien zostać na miejscu - w magazynach. Wystarczy zobaczyć, jak kraje które zajmują się jego skupem, a wśród liderów jest Turcja, robią biznes na tym, że po przetworzeniu importowanego złomu ślą gotowe wyroby do Europy. Poza tym polska strategia będzie miała sens tylko wtedy, gdy władze unijne zmienią podejście do dekarbonizacji przemysłu stalowego i zmniejszą obciążenia wynikające z EU ETS. Staramy się o tym mówić jak najwięcej i apelujemy do polskiego rządu, by domagał się od Komisji Europejskiej rezygnacji z nierealistycznych planów jak choćby „zielona stal”.
Albo szybkie działania osłonowe, albo upadek branży
„Zielona stal” to problem nie tylko dla polskiego hutnictwa. Gigant, jakim jest ArcelorMittal, wyliczył koszty związane z tą technologią w swoich europejskich zakładach na 40 miliardów dolarów! A w ostatnich miesiącach słyszymy o tym, że największe koncerny zawieszają projekty dekarbonizacyjne i to pomimo hojnych rządowych i unijnych dotacji liczonych w setkach milionów euro. Może więc bardziej powinniście liczyć na wpływy w Brukseli i opinie szefów tych koncernów zamiast na aktywność polskiego premiera?
Mam nadzieję, że te informacje o kosztach i braku opłacalności coraz skuteczniej docierają do unijnych władz. Branża nie tylko w Polsce ale w ogóle w Europie nie jest przeciwna polityce klimatycznej, jednak nie można jej narzucać celów i obostrzeń, które są groźne i w konsekwencji powodują tylko utratę konkurencyjności. Widzimy po publikowanych danych, iż gospodarka europejska jest w światowym ogonie i trudno dostrzec szanse na rozwój. Nawet gdyby unijne huty poniosły gigantyczne koszty i wszystkie dokonały transformacji - przeszły na „zieloną stal”, to będzie tak droga, że nikt nie kupi ich wyrobów.
Co czeka unijny sektor stalowy, jeśli Komisja Europejska nie zmieni podejścia i będzie dalej forsować zieloną strategię dla hutnictwa a import z Ukrainy ciągle będzie rósł?
Upadek – to najkrótsza odpowiedź. Bruksela swoją polityką klimatyczną już praktycznie zaczęła niszczyć przemysł i potęgę gospodarczą kontynentu. Wystarczy wspomnieć, że dla unijnego hutnictwa prawdziwym sukcesem byłaby odbudowa mocy do poziomu sprzed 13 lat, kiedy to wykorzystywało 85 proc. swoich mocy. Teraz to zaledwie 60 proc. – tak bardzo jest źle.
Obawiam się, że jeśli Komisja Europejska nie wyciągnie wniosków, nie zatrzyma polityki klimatycznej i nie zniesie przynajmniej części obostrzeń, to potentaci światowi definitywnie wyprowadzą się z krajów Unii Europejskiej. Obecnie warunki działalności i utrzymania produkcji są bardzo ciężkie, a szans na poprawę konkurencyjności póki co nie ma. Eurokraci powinni mocno się zastanowić, w jakim kierunku ma pójść przemysł. Albo będą szybkie działania osłonowe, albo upadek przemysłu.
Rozmawiała Agnieszka Łakoma
»» Odwiedź wgospodarce.pl na GOOGLE NEWS, aby codziennie śledzić aktualne informacje
»» O bieżących wydarzeniach w gospodarce i finansach czytaj tutaj:
Chińskie towary płyną do Europy dużo krótszą trasą!
Repolonizacja metodą Tuska: „Serce CPK” w obce ręce!
Wołowina drożeje, eksport rośnie. Co się dzieje?
»»Granica polsko-białoruska otwarta. Nie będzie żadnych odszkodowań dla firm transportowych? – oglądaj w telewizji wPolsce24
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.