WYWIAD
Dołowanie górnictwa to jedna wielka manipulacja
Górnictwo zostało samo ze swoimi problemami i powstaje wrażenie, jakby nikt nie pomyślał o skutkach wynikających z ekspresowego wdrażania Zielonego Ładu - mówi Adam Gorszanów, ekspert branży górniczej, były wiceprezes ds. handlu Polskiej Grupy Górniczej, współautor raportu o stanie górnictwa w Polsce, opublikowanego dziś na portalu dobitnie.pl.
Agnieszka Łakoma: Jeśli którykolwiek sektor zamieniłby 4,8 mld złotych zysku nagle, w ciągu zaledwie dwóch lat na 13,4 mld złotych strat, natychmiast padłoby pytanie nie tylko o przyczyny, ale i kto za o odpowiada. Z taką sytuacją mamy do czynienia w polskim górnictwie, a jedyne co słyszymy, to że górnicy za dużo zarabiają, a państwa jeszcze do nich dopłaca, a w ogóle to tylko branża górnicza i kopalnie zatruwają atmosferę i niszczą klimat. Jak pan to ocenia?
Adam Gorszanów: Dla mnie to jedna wielka manipulacja. Skoro energetyka węglowa to podstawa naszego systemy elektroenergetycznego, zatem górnictwo jest jedną z kluczowych branż dla gospodarki. I tak będzie przez kolejne kilkanaście, a nawet więcej lat. A jeżeli ktoś ma co do tego wątpliwości, niech zajrzy do raportów Polskich Sieci Elektroenergetycznych i zobaczy, że zaledwie kilka dni temu, gdy była mgła, nie świeciło słońce i nie wiało, 85 proc. zapotrzebowania na energię w naszym kraju pokrywały elektrownie węglowe, a tylko 4 proc. odnawialne źródła i do tego konieczny był import – 11 proc. Tym bardziej więc warto przypomnieć, że mamy ponad 36 GW mocy zainstalowanej w instalacjach OZE a maksymalnie potrzebujemy 25 GW, zaś stabilnej podstawy systemu energetycznego w naszym kraju bez węgla nie będzie. Oczywiście otwarte jest pytanie, czy ten węgiel będzie polski, czy z importu…
Z czego wynika pogorszenie wyników w sektorze górniczym?
To efekt przyśpieszenia dekarbonizacji, którego efektem jest malejące zapotrzebowanie na węgiel w energetyce i przemyśle, zwłaszcza że obecny polski rząd robi wszystko, by Polska była prymusem we wdrażaniu Zielonego Ładu. Choć to nie dziwi, bo partie, które szły po władzę w 2023 roku niosły takie hasła na sztandarach, a teraz w przyśpieszonym tempie wprowadzają je w życie, kosztem całej gospodarki. Popyt na węgiel w energetyce zmalał o 30 proc., choć utrzymujemy moce górnictwa; a jego sprzedaż ilościowo ogółem zmalała o 20 proc.
Czy to nie jest tak, że brakuje jasnej i spójnej polityki dla energetyki i górnictwa? I istniała ona tylko gdy działało ministerstwo energii, zaś po 2020 roku energetyka postawiła na odnawialne źródła, zwłaszcza farmy wiatrowe i atom. A górnictwo dostało strategię likwidacji…
Faktycznie ten 2020 rok to swoista cezura czasowa. Trudno zrozumieć, co spowodowało zmianę podejścia do polityki energetycznej Polski, być może ówczesny rząd chciał wykonać gest w stronę Brukseli, ale też instytucje finansowe wstrzymywały masowo finansowanie inwestycji w paliwa kopalne. Ostatecznie doszło do rozbicia kompetencji w rządzie; strategia energetyczna trafiła do Ministerstwa Klimatu, tak samo jak i prawo geologiczne, a za nadzór nad spółkami Skarbu Państwa odpowiadało Ministerstwo Aktywów Państwowych, które starało się koordynować politykę wobec obu sektorów energetyki i górnictwa. Niestety, zachłyśnięcie się OZE było bardzo widoczne, a po zmianie rządu – wszystko przyśpieszyło. Nastąpiło dalsze rozbicie kompetencji, a Ministerstwo Przemysłu powołano chyba tylko po to, by nie było manifestacji i protestów górniczych w Warszawie, bo te w Katowicach są mniej nośne. Górnictwo zostało samo ze swoimi problemami i powstaje wrażenie, jakby nikt nie pomyślał o skutkach wynikających z takiego podejścia i z ekspresowego wdrażania Zielonego Ładu.
Czyli mamy do czynienia z realizacją unijnej polityki klimatycznej w Polsce bez rzetelnej analizy kosztów?
Jeszcze niedawno też sądziłem, że nie ma ludzi, którzy potrafiliby u nas ocenić i korzyści, i straty zwiane z wdrażaniem zielonej strategii, ale jednak pojawiają się dowody, że podejmujący decyzje nie są pozbawieni odpowiedniej wiedzy, lecz lobby energetyki słonecznej i wiatrowej ma liczne narzędzia wpływu i możliwości finansowe, którym trudno się przeciwstawić. Choć OZE oznaczają dla nas wszystkich olbrzymie koszty i nie chodzi jedynie o inwestycje, czyli budowę wiatraków czy farm fotowoltaicznych, te instalacje będą potrzebowały także wsparcia po uruchomieniu i wszyscy za to zapłacimy w naszych rachunkach. Ale lobby OZE jest bardzo silne i wypracowało przez lata mechanizmy służące także budowaniu poparcia społecznego. Tymczasem za energetyką konwencjonalną lobbuje tylko strona społeczna oraz nieliczni odważni eksperci i naukowcy. To oni ostrzegają, że wiążemy sobie „kamień młyński u szyi”: droga energia zniszczy przemysł i miejsca pracy i co powoduje powszechną biedę. Wystarczy przyjrzeć się sytuacji w Niemczech, które od dwóch dekad stawiają na OZE i liczyły, że ich potęga innowacyjna zapewni dobrobyt i rozwój gospodarczy. Tymczasem okazało się, że to Chiny z tanią energią i przez to niskimi kosztami produkcji są liderami w wytwarzaniu aut elektrycznych, paneli i wiatraków. U nas – wystarczy podać przykład jednego miasta – Bytom, gdzie bezrobocie jest dwucyfrowe, ale lada dzień zamknięta zostanie ostatnia kopalnia. Miasto, które zbudowano na węglu jest smutnym pomnikiem dekarbonizacji.
Koszt wydobycia tony węgla w Polsce to około 1 000 zł, a sprzedawany jest do elektrowni za 330 złotych za tonę. Jak to możliwe? Czy to energetyka nastawiona na OZE rządzi i ustala zasady gry dla górnictwa?
Nigdy nie było równowagi w relacji energetyka – górnictwo i to ostatnie musiało się dostosowywać do oczekiwań elektrowni. Przez lata staraliśmy się wypracowywać równowagę, ale teraz górnictwo sprzedaje węgiel do energetyki nie tylko poniżej kosztów produkcji, ale i poniżej ceny rynkowej. Wcześniej obowiązywała zasada, że górnictwo miało dostawać dopłatę wyrównawcza do węgla - do ceny rynkowej. A teraz sprzedaje taniej, bo walczy o płynność i o wypłaty dla górników. Energetyka wcześniej miała kary za niewywiązanie się z umów na dostawy węgla, a teraz te reguły złamano i energetyka odbiera węgiel za tyle, za ile uważa. Przy obecnej strukturze organizacyjnej, gdzie głównym właścicielem górnictwa jest Skarb Państwa, bo ma 85 proc. władztwa, nie byłoby problemu ze wsparciem branży. Ale to energetyka jest w stanie wymusić satysfakcjonującą dla siebie cenę węgla. Nie tylko OZE jest powodem spadku popytu, ale także przechodzenie na gaz, który miał być paliwem przejściowym w UE, a który musimy importować. Zużycie węgla maleje nawet o 10 proc. rocznie, a potencjał wydobywczy mamy na poziomie tym samym co 2023 roku
Wydaje się, że odpowiedź jest prosta – zmniejszyć ten potencjał wydobywczy. Ale czy będzie to takie proste?
Łatwo nie będzie, ale w naszym raporcie proponujemy koncentrację wydobycia węgla w tzw. Polskim Zasobie Węglowym, czyli podmiocie kontrolowanym przez Skarb Państwa, w którym zebrane byłyby wszystkie kopalnie. Umożliwiłoby to też przywrócenie inwestycji, by możliwie najbardziej efektywnie wydobywać węgiel. Szczególnie, że przynajmniej przez dwie dekady będzie jeszcze podstawą bezpieczeństwa energetycznego. Pieniądze są na dopłaty do węgla, a nie ma na likwidację kopalń, to trzeba zmienić; jasno powiedzieć i zrealizować. Konieczna jest również rewizja polityki surowcowo-energetycznej państwa, by urealnić terminy dla dalszego funkcjonowania elektrowni węglowych. Obecna polityka prowadzi nas prosto do uzależnienia od surowców importowanych; gazu, biomasy i węgla
Ale to prawdziwa rewolucja! Jacek Sasin jako szef resortu aktywów planował powołanie NABE, ale bez skutku. Wydzielenie kopalni do jednego podmiotu to wyzwanie tak samo jak wycofanie LW Bogdanka z giełdy. Jak to zrobić?
Do tego trzeba mieć odwagę. Bogdanka, która jest najbardziej efektywna i ma najtańszy węgiel, m.in. dzięki uwarunkowaniom geologiczno-górniczym, plus inne kopalnie - te najlepiej rokujące - powinny być traktowane nie tylko jako gwarancja bezpieczeństwa energetycznego, ale tak naprawdę tanie źródło energii. Normanie wiele krajów rozumie, że na bazie paliw własnych trzeba budować bezpieczeństwo i rozwój gospodarki; nie wiem, dlaczego w naszym kraju nie ma takiego podejścia.
Co się stanie, jeśli nie dojdzie do faktycznej restrukturyzacji górnictwa i utrzymamy obecny stan?
We wnioskach w naszym raporcie wskazujemy, że możliwy jest w perspektywie 2–3 lat upadek kluczowych spółek, zaczynając od Polskiej Grupy Górniczej, a do tego skokowy wzrost importu i poważne ryzyko dla bezpieczeństwa energetycznego.
To oznacza poważne skutki społeczne i masowe zwolnienia. Jednak także restrukturyzacja wiąże się z zamykaniem zakładów górniczych. Czy można liczyć na akceptację ze strony pracowników i górników?
Ten problem społeczny już istnieje, a ostatnio tylko został przypudrowany przez rząd przez dotacje. Pytanie jak długo rząd będzie bierny i czy dopuści, by ta banka w końcu pękła, a wówczas skutki będą jeszcze bardziej bolesne. Jeśli obecny model dla górnictwa nie spełnia oczekiwań, trzeba podjąć realne a nie pozorowane działania. Strona społeczna w 2021 roku zgodziła się na stopniowe wygaszanie górnictwa w Polsce do 2049 roku. Zatem plan jest, a problem polega tylko na tym, że nie ma dla niego notyfikacji Komisji Europejskiej. Był też projekt Funduszu Transformacji Śląska – miały powstać nowe gałęzie przemysłu, lecz kłopot polega na tym, że przemysł się w ogóle z Unii Europejskiej wyprowadza. Warto też pamiętać, że w górnictwie są wysoko wykwalifikowani pracownicy, elektrycy, elektrotechnicy, mechanicy, to specjaliści, którzy mogą znaleźć pracę i których można zagospodarować, ale trzeba cokolwiek zaproponować im w tym zakresie. U nas niestety transformacja głownie polega na werbalnych zapewnieniach i ruchach PR, nie ma prawdziwych działań. Wystarczy stworzyć odpowiednie warunki podatkowe, by ściągnąć inwestorów. Część pieniędzy przeznaczonych na likwidację może być skierowana na wsparcie nowych projektów gospodarczych.
Jak ocenia pan szanse na zmianę podejścia w Unii Europejskiej do polityki klimatycznej?
Zmiana Polityki Klimatycznej UE dla Polski jest możliwa jest tylko przez Polexit i są w kraju środowiska wspierające tę ideę, ale to mało realne rozwiązanie. Z drugiej strony powinniśmy zbudować w ramach UE koalicję państw czyli silnej grupy, która dążyłyby do rewizji zielonej polityki, zmian w systemie handlu emisjami – EU ETS i zablokowania ETS2, czyli podatku węglowego w ciepłownictwie i transporcie, to realny scenariusz. Ograniczenie regulacji wiązanych z emisyjnością i zasadnicza zmiana modelu funkcjonowania ETS tak, by wybrane energochłonne branże zwolnić z niego, by ceny energii spadły, byłoby dobrym rozwiązaniem. Wszyscy wiedzą, że bez taniej energii UE nie odzyska konkurencyjności, tak jak i władze USA zdają sobie sprawę, że nie mogą przegrać wyścigu z Chinami, gdy chodzi o budowę centrów AI i nowoczesnych technologii, więc wracają do paliw kopalnych. Unia powinna to samo zrobić, wydzielić sektory i branże niezbędne dla rozwoju gospodarczego kontynentu i je zwolnić z podatku od emisji. Ale by to było możliwe musi być silna grupa państw, które chciałyby to zmienić. Wiele rządów europejskich nadal niestety jest przesiąkniętych ideologia Zielonego Ładu, choć już wiadomo, że reszta świata ma zupełnie inne podejście i nikt nie będzie brać przykładu z polityki klimatycznej Europy, bo wszyscy widzą, jakie skutki ten model przynosi. Trzeba także u nas o tym, jak najwięcej mówić i informować społeczeństwo - odkłamywać fałszowaną przez kilkanaście lat rzeczywistość.
Rozmawiała Agnieszka Łakoma
»» Odwiedź wgospodarce.pl na GOOGLE NEWS, aby codziennie śledzić aktualne informacje
»» O bieżących wydarzeniach w gospodarce i finansach czytaj tutaj:
Jest decyzja w sprawie stóp! RPP łamie schemat
Komu zależy na „zadymie” wokół banku centralnego?
UE kombinuje, jak pokonać awersję do finansowego ryzyka
»»Tusk ślepy na potrzeby górników – górnicy z Jastrzębskiej Spółki Węglowej w studio telewizji wPolsce24
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.