"Gazeta Bankowa": Perła w kokonie
Dzieła rodzeństwa Witaczków nie zniszczyła ani wojna światowa, ani komuna, ale dobiły je po 1989 roku realia naszej wersji wolnego rynku. Dziś w podstołecznym Milanówku, kolebce polskiego jedwabnictwa, powstają anonimowe akcesoria z chińskiego surowca.
Gdyby Henryk i Stanisława Witaczkowie urodzili się w Ameryce, mieliby dziesiątki pomników, a ich nowatorski przemysł jedwabiu naturalnego, który stworzyli w 1924 r., byłby niewyczerpanym źródłem dostatku i chluby dla Polaków. A u nas mamy jeden z kolejnych przypadków rodzimej głupoty, bezmyślnego zmarnowania dorobku życia człowieka, który wizjonerstwo, wybitny talent i wszechstronne umiejętności spożytkował dla dobra rodaków i sławy ojczyzny.
Zamiłowanie do jedwabiu
Umiłowanie jedwabiu Henrykowi zaszczepił pradziad (po stronie mamy – Jadwigi), inżynier Rudolf Gillem, jeden z akcjonariuszy Spółki Jedwabniczej, zawiązanej w Warszawie w 1853 r. Spółka istniała – z przerwami – kilkadziesiąt lat i ona to właśnie przyczyniła się do nasadzenia w Polsce drzew morwowych, z których wiele przetrwało do XX wieku. Mama Henryka i Stanisławy – Jadwiga Bajkowska – za namową dziadka Rudolfa, ukończyła w 1890 r. kurs jedwabniczy w Muzeum Pszczelarstwa w Warszawie.
Kilkadziesiąt lat później jej syn Henryk też przeszedł kurs hodowli morwy i jedwabników oraz produkcji jajeczek jedwabnika systemem Pasteura, ale w... Gruzji. Tam bowiem władze carskie, wycofujące się z terenu Królestwa po wybuchu I wojny światowej, ewakuowały, często przymusowo, sporą część ludności polskiej. Stanisław Witaczek, urzędnik kolejowy, wraz z żoną Jadwigą i dziećmi – Stanisławą (ur. 1897) i jej młodszym bratem Henrykiem (ur. 1901) – znaleźli się w 1915 r. na Zakaukaziu, wśród kilkudziesięciu tysięcy Polaków, których wysiedlono.
W Gruzji Henryk ukończył w 1919 r. gimnazjum filologiczne (rozpoczął w Polsce gimnazjum im. M. Reja), należał do polskiej drużyny harcerskiej. Tam też przeszedł pierwszy etap wtajemniczenia w dziedzinę jedwabnictwa w Państwowej Stacji Jedwabniczej w Tyflisie (obecnie Tbilisi, stolica Gruzji); pracował jako robotnik w Doświadczalnej Wytwórni Nici i Tkanin, w której jego ojciec był kierownikiem działu produkcji.
Henryk edukację zaczął od sprzątania fabryki jedwabiu jako niewykwalifikowany robotnik. Stopniowo poznawał wszystkie działy produkcji: od rozwijania oprzędów, po tkanie i farbowanie przędzy i tkanin. Jednocześnie studiował na Wydziale Ekonomii Politechniki w Tyflisie. Jego siostra Stanisława pracowała społecznie i współtworzyła na Kaukazie organizacje zawodowe. Jak wspominała: „Będąc na obczyźnie podjęliśmy z Henrykiem postanowienie, że gdy wrócimy do kraju, to przystąpimy do zaszczepienia w Polsce jedwabnictwa naturalnego na skalę przemysłową.”
Marzenia o złotej nici
W 1921 r. Stanisława i Henryk Witaczkowie byli już w Polsce, zamieszkali w podstołecznym Milanówku. Stanisława podjęła pracę w spółdzielni wydawniczej „Książka”, a Henryk studiował prawo na Uniwersytecie Warszawskim. Jednocześnie przez kilka lat próbował zainteresować władze państwowe i gospodarcze przemysłem jedwabniczym, ale bez skutku. „Spotkawszy się z niedowierzaniem i niedocenianiem, a nawet z ostrą krytyką, chcąc dowieść, że jest to możliwe, postanowiłem wszystkie swe wysiłki włożyć i samodzielnie je zrealizować” – fragment z własnoręcznie napisanego życiorysu Henryka Witaczka.
Razem z siostrą, studentką biologii, wędrowali po Polsce, lokalizując stare drzewa morwy, sadzone przed pół wiekiem. Rozpoczęli pierwsze eksperymenty – rozprowadzanie sadzonek morwy i nasion, które pozyskiwali we własnym sadzie oraz otrzymywali w darze ze starych drzew, m.in. od hr. Łubieńskiego i od hr. Krasińskiego z Opinogóry. Sami zakładali szkółki i zaczęli prowadzić szkolenia o uprawie morwy i hodowli jedwabników. Szybko nastąpiło pospolite „ruszenie” Polaków – zaczęli nawet z jednego drzewa białej morwy hodować jedwabniki w mieszkaniach – produkcja trwała tylko dwa miesiące, raz w roku, więc można było wytrzymać tę niewygodę.
Już w 1924 r. Witaczkowie przeprowadzili osiem wychowów jedwabnika, ale mieli problem z wykorzystaniem surowca. W willi „Józefina”, przy ul. Piasta 13, gdzie mieszkali, w suterenie Henryk skonstruował urządzenia do rozmontowywania kokonów oraz ręczne krosna tkackie. Miał pomysł stworzenia placówki doświadczalnej i zakładu produkcyjnego wytwarzającego tkaniny jedwabne – w willi „Józefina” w 1924 r. zarejestrowano Centralną Doświadczalną Stację Jedwabniczą w Milanówku (CDSJ). Trzy lata później odbył się pierwszy Instruktorski Kurs Jedwabniczy dla 42 słuchaczy – prowadzony przez Stanisławę Witaczkównę. Kursy trwały corocznie, aż do 1951 r. Przez 24 lata tego typu szkolenie ukończyło ponad 700 osób, które pracowały w fabryce, a niektóre podjęły własną działalność jedwabniczą. Pięć lat po powstaniu CDSJ, w 1929 r. w Poznaniu, podczas Powszechnej Wystawy Krajowej placówka miała już swój pawilon wystawienniczy.
Widząc sukces młodego przedsiębiorcy, przychylniejszym okiem na dzieło rodzeństwa Witaczków zaczęły patrzeć władze II RP. Sadzenie drzew morwy zaczęło być wspierane i propagowane m.in. przez: Ministerstwo Rolnictwa (które nakazało zakładanie szkółek morwowych w nadleśnictwach), Ministerstwo Komunikacji (które zaleciło obsadzić tory żywopłotami morwowymi, co miało chronić trakcje przed śniegiem oraz służyć dróżnikom jako materiał do hodowli jedwabników), Ministerstwo Pracy i Opieki Społecznej (które propagowało hodowlę w zakładach opiekuńczych) oraz Ministerstwo Sprawiedliwości (które zainicjowało sadzenie morwy i rozwijania hodowli jedwabników przy więzieniach). Młodzieńcze marzenia rodzeństwa Witaczków nabrały realnego wymiaru. Z całego kraju zaczęły napływać kokony – surowiec do produkcji jedwabiu; były już przygotowane „maszyny” – początkowo domowym sposobem skonstruowane przez Henryka. I tak ruszyła, początkowo na małą skalę, produkcja polskiego jedwabiu.
Przez kilka lat CDSJ rozpowszechniła w Polsce miliony sadzonek morwowych, prowadziła kursy instruktorskie, odczyty, pokazy i konkursy, wydawała podręczniki, plakaty i ulotki. Dyrektorem naczelnym był Henryk, ale to Stanisława wykładała podczas kursów dla instruktorów jedwabnictwa i była współautorką wszystkich prac na temat jedwabnictwa wydawanych przez te placówkę.
Podwaliny pod fabrykę
Z uciułanych pieniędzy i pożyczek od przyjaciół, Witaczkowie zakupili ziemię na peryferiach Milanówka, przy ul. Brzozowej 1. W cztery lata po zarejestrowaniu CDSJ wmurowano kamień węgielny pod budowę przyszłych zakładów jedwabiu naturalnego. Niecałe dwa lata później, 1 czerwca 1930 r., odbyło się poświęcenie pawilonu kursów jedwabniczych na zakupionym terenie. Uroczystego przecięcia wstęgi dokonał prezydent Ignacy Mościcki, który kilkakrotnie wyraził słowa uznania rodzeństwu Witaczków za ich pionierską działalność.
W 1936 r. wybudowano budynek tkalni i stopniowo zwiększał się park maszynowy. W 1938 r. CDSJ miała kapitał zakładowy w wysokości 150 000 zł. W tym czasie w fabryce pracowało 137 osób, pięciu techników i 22 urzędników. W pierwszych latach działalności CDSJ w Milanówku produkowano przede wszystkim tkaniny odzieżowe, później dekoracyjne, liturgiczne i sztandarowe, a od 1933 r. nowatorskie tkaniny i linki spadochronowe dla wojska. Ważnym elementem produkcji były nici do szycia, które z powodzeniem konkurowały z nićmi znanej firmy niemieckiej Güttermann oraz nici chirurgiczne i izolacyjne. Nadal istotną częścią działalności CDSJ było zaopatrywanie hodowców w sadzonki drzew morwowych, jaja jedwabników (grenę), skup kokonów, opracowanie i druk instrukcji oraz podręczników. Prowadzono szeroką akcję propagandową jedwabnictwa: odczyty, felietony w radiu, sprzedaż gablot z eksponatami do szkół, itd. – tym zajmowała się przede wszystkim Stanisława Witaczek, prekursorka współczesnej reklamy. Do 1939 r. Witaczkowie opublikowali siedem wydań publikacji popularno-naukowej „O hodowli jedwabników”.
Małgorzata Dygas
Pełna wersja artykułu w najnowszym wydaniu „Gazety Bankowej". Zapraszamy do lektury.
Szukaj "Gazety Bankowej" w salonach prasowych Relay oraz Inmedio.