Informacje

www.sxc.hu
www.sxc.hu

Kamil Muzyka: "Polska ma swoje tradycje rakietowe"

Arkady Saulski

Arkady Saulski

dziennikarz Gazety Bankowej, członek zespołu redakcyjnego wGospodarce.pl, w 2019 roku otrzymał Nagrodę im. Władysława Grabskiego przyznawaną przez Narodowy Bank Polski najlepszym dziennikarzom ekonomicznym w kraju

  • Opublikowano: 10 marca 2017, 10:38

    Aktualizacja: 10 marca 2017, 10:52

  • 2
  • Powiększ tekst

Znając założenia Polskiej Strategii Kosmicznej możemy podjąć poważny dialog na temat tego czy polski program kosmiczny ma w ogóle sens. O kosztach, perspektywach i politycznych zagrożeniach mówi w wywiadzie dla wGospodarce.pl Kamil Muzyka z Polskiego Towarzystwa Transhumanistycznego.

Znamy już założenia Polskiej Strategii Kosmicznej. Niestety - sprawę komentowano dwojako - albo żartowano albo zamilczano - to naprawdę tak oderwana od rzeczywistości idea?

Oderwany od rzeczywistości technicznej i technologicznej nie jest. Wystarczy wpisując w wyszukiwarkę hasło „Polska Strategia Kosmiczna”, by natrafić na rekomendacje, uwagi i zastrzeżenia przedstawione w listach otwartych przez PSPA (Polish Space Professionals Association) czy PZPSK (Polski Związek Pracodawców Sektora Kosmicznego), następnie porównać je z finalną wersją dokumentu. Żartowanie, kręcenie nosem, negowanie to trochę jak nasz narodowy sport, a „Poland Can’t Into Space” jest memem o międzynarodowej sławie. Nie ma problemu z aplikacjami satelitarnymi, hackathony odbywają się regularnie, tzn. jest na to potencjał i młodzi zdolni i ambitni którzy tego się podejmują. Trwają prace nad ustawą o krajowym rejestrze obiektów kosmicznych, więc jest postęp w tej dziedzinie. Z kształceniem inżynierów pod rozwiązywanie problemów technicznych w przypadku European Rover Challenge czy Balic Challenge też nie ma, zawodników co nie miara. ARP uruchamia program akceleracyjny, ogłoszony we wrześniu podczas kongresu sektora kosmicznego w Rzeszowie, z kształceniem kadr włącznie. Pojawiają się kierunki kosmiczne na uczelniach (min. Politechnika Gdańska, Łódzka, Uniwersytet Zielonogórski). Problemem może być faktyczna ilość pieniędzy przeznaczonych z budżetu państwa na ten program, i tą część krytyki rozumiem. Oczywiście obśmiewano też koncepcje New Space w Polsce. Jasne że w naszych warunkach ekonomicznych nie jest możliwe stworzenia samodzielnego projektu pokroju Cislunar – 1000, planowanego przez amerykański United Launch Alliance. Ale można inwestować, jak robi to Luksemburg. Z New Space jest jeszcze problem „start-upów”. Jest sporo małych i mikroprzedsiębiorstw z bardzo przełomowymi planami, które wymagają tylko dodania „dofinansowania”. Trzeba być ostrożnym by nie wpaść na hochsztaplerów i kanciarzy, chcących zbić szybką fortunę na naiwnym inwestorze. Także jedynym problemem jaki widzę, to de facto budżet. Państwo ma też inne wydatki.

Znamy też plan. Mikrosatelity, rozwój innowacji technologii satelitarnych etc. Czy ewentualność budowy polskiego kosmodromu wpisywałoby się w te założenia?

Do wynoszeń suborbitalnych jak najbardziej. Nie można tego nazwać Przylądkiem Canaveral, ale rok temu ogłoszono taki projekt. Polska ma swoje tradycje rakietowe, m.in projekt Meteor, oraz w modelarstwie rakietowym (któremu brakuje jednak to dość liberalnej ustawy o rakietach badawczych i modelarskich). Póki co, od pół roku jest jest cisza w tej kwestii. Natomiast autonomia satelitarna, własne zdolności SAR (syntetyczna apertura radiowa) i optyczne są bardzo ważne tak dla obronności jak i gospodarki kraju. W tekście strategii przyjętej przez Ministerstwo Rozwoju jest ujęta kwestia dostępu do danych satelitarnych i konkurencji z zachodnimi przedsiębiorstwami. Konstelacje mikrosatelitów też mają swoją przyszłość, więc czemu nie?

Jak ocenia Pan ten projekt "kosmodromowy"? Może nie opłaca nam się wznoszenie go od zera lecz lepiej wykorzystać istniejącą gdzieś infrastrukturę albo wydzierżawić obiekt za granicą?

Najbardziej opłacającym się byłoby wydzierżawić obiekt jak najbliżej równika, chociaż musiałby to być region stabilny politycznie i gospodarczo, a na dodatek z dobrą logistyką. Pomorski kosmodrom, będzie czymś zbliżonym bardziej do norweskiej Andoyi czy szwedzkiego Esrange niż Bajkonuru. Wszystko rozbija się o pieniądze. Koszty utrzymania nawet suborbitalnego kosmoportu będą wysokie, a też dużo zależy od chętnych, konkurencyjności i procedur. Nie mówiąc o logistyce lądowej. Tak więc póki co sami nie będziemy oferować turystyki kosmicznej i załogowych lotów.

Niedawno francuska firma Thales podpisała porozumienie z polskim rządem, które zakłada rozwój technologii satelitarnych i kosmicznych. Teraz elementy bardzo zbliżone do tamtego porozumienia pojawiają się w Strategii. Udany lobbing Francuzów? Czy może racjonalne działanie? A może jedno i drugie?

Przecież Thales Alenia Space Polska jest częścią Polskiego Związku Pracodawców Sektora Kosmicznego, obok takich przedsiębiorstw jak min Sener Polska. Strategia musiała być ułożona pod programy ESA oraz możliwości spółek działających na naszym rodzimym rynku. Taka strategia musi uwzględniać zapotrzebowanie państwa w usługi, szczególnie w dziedzinie obronności, rozwój sektora prywatnego, ale także i możliwości rodzimych spółek.

Na koniec - jak ocenia Pan perspektywę czasową wdrożenia Strategii? Czy będzie ona wrażliwa na ewentualne zmiany polityczne? A może powinno być to coś co łączy nas ponad podziałami?

Jest możliwa, jeżeli zaczniemy już dziś pracować nad elementami 2017-2020. Co do wrażliwości politycznej, niestety takie programy są bardzo wrażliwe. Przykładem może być esowski projekt Asteroid Impact Mission, który wypadł z budżetu ESA drogą głosowania rady ministerialnej. Nadal Moon Village jest odległym konceptem, gdyż priorytetem jest Obserwacja Ziemi. Nie wiadomo czy zmiany resortowe w którymś punkcie, nie skasują całkowicie tego programu, zmodyfikują pod nowych graczy. Budżety agencji kosmicznych i ich długofalowe projekty już nie chodzą zbytnio w parze, jeżeli chodzi o projekty wysokiego ryzyka. Dlatego większą rolę zaczyna odgrywać sektor New Space, np. w Stanach Zjednoczonych czy Luksemburgu. Polityczną stabilność mają programy Chińskiej Republiki Ludowej oraz Federacji Rosyjskiej, nawet programy NASA są mocno podatne na zmiany w gabinecie prezydenckim oraz kongresie (co pokazują zmiany po zastąpieniu George’a W. Busha przez Baracka H. Obamę, a obecnie przez Donalda J. Trumpa). Wystarczy przeczytać niedawno uchwalony „National Aeronautics and Space Administration Transition Authorization Act of 2017”. Piękna wizja, jak połączenie wizji SpaceX z Blue Origin i Lockheed-Martin. Jest tam Mars, jest migracja z LEO na przestrzeń okołoksiężycową, na punkcie libracyjnym L1 (Cis-lunar space), misja przekierowania asteroidy (ta sama która musiała dokonać poważnej redukcji rozmiarów za poprzedniej administracji). Owszem, mówi się także o stworzeniu agencji infrastruktury, rozwoju i ruchu kosmicznego, która przejmie sporą część zadań NASA, skupiając się wyłącznie na zdolnościach wynoszeniowych o kooperacji z podmiotami New Space (min mogłaby odziedziczyć program Next STEP-2, ergo wdrażać Cislunar-1000). Ale to jak z von Braunowską koncepcją lotu załogowego na Marsa, który miał nastąpić po programie Apollo. Budżet i wola polityczna nie pozwoliły, a te same powody stały też za fatalnymi decyzjami przy programie STS (Shuttle). Z łączeniem ponad podziałami to rzadko cokolwiek wychodzi. W naszym kraju nawet organizacje pomocy charytatywnej potrafią dzielić. Dlatego będąc pełnym nadziei i entuzjazmu, należy zachować zdrowe, krytyczne myślenie, i zapiąć pasy. Tak na wszelki wypadek politycznych i gospodarczych turbulencji.

Rozmawiał Arkady Saulski.

Powiązane tematy

Komentarze