Kamil Muzyka: żadne państwo nie będzie zawłaszczać ciał niebieskich lub ich fragmentów przez zasiedlenie
Czy stoimy u progu nowej ery kosmicznej? Jak wygląda obecna sytuacja prawna podboju kosmosu? O tym w wywiadzie dla wGospodarce.pl mówi Kamil Muzyka, doktorant INP PAN, członek zarządu Polskiego Stowarzyszenia Transhumanistycznego, aktywista na rzecz górnictwa asteroidalnego.
Arkady Saulski: Stajemy przed historycznym momentem - firma Moon Express nie tylko chce wznowić program lotów księżycowych, ale planuje też być pierwszą prywatną instytucją, która wyśle na Księżyc lądownik. Co takiego zmieniło się w ostatnich latach, że biznes zaczął interesować się kosmosem "na poważnie"?
Kamil Muzyka: Zmieniły się możliwości, takie jak ceny usług wynoszenia ładunku na orbitę i poza nią. Także miniaturyzacja i usprawnienie elektroniki (która różni się od tej w naszych komputerach między innymi odpornością na ciężkie warunki panujące w przestrzeni kosmicznej, jak i w obudowie pojazdu kosmicznego, w jakim się znajdują). To sprawia że zmniejszają się nakłady, które muszą być poniesione w celu wysłania obiektu na orbitę lub na Księżyc. Dodatkowo dochodzą technologie odzyskiwalnych członów rakietowych czy rakiet suborbitalnych.
Ciesze się na wieść, że Moon Express dostał zgodę FAA i innych decyzyjnych agencji na wysłanie lądownika na powierzchnię Księżyca. O ile omawiane są projekty takie jak europejski Moon Village, kontynuacja chińskiego programu, wznowienie rosyjskiego programu księżycowego, to jednak prywatne misje eksploracyjne, osadnicze czy mające na celu pozyskiwanie surowców, energii, produkcję specyficznych materiałów, będą dla nich poważną konkurencją.
Oczywiście ME otrzymał zgodę na posadzenie lądownika, jednak to nie oznacza, że wszystko dopięli na ostatni guzik. Trzeba też pamiętać, że jest to jedynie sonda, nie będzie to ani misja górnicza, ani osadnicza. Jest to misja w ramach Google X-prize. Jednak w przetarcie ścieżki administracyjnej dla innych tego typu przedsięwzięć jest bardzo istotne, a firma zapowiada, że po wylądowaniu nie spocznie na laurach.
Kosmos do tej pory traktowany był jako ryzykowny interes - nakłady na inwestycje technologiczne muszą być spore, a zysk oddalony w czasie. Dlaczego teraz firmy podejmują to ryzyko?
Jest słynne powiedzenie z lat trzydziestych, mówiące że regułą przy eksperymentach związanych z rakietami powinno być założenie, że mogą wybuchnąć. Przemysł kosmiczny jednak to nie tylko rakiety, to także całe systemy satelitarne, kontrakty z rządowymi agencjami i projekty międzynarodowe. Przemysł często jest dostawcą technologii, podzespołów lub zakontraktowanym usługodawcą wynoszącym ładunek na orbitę. Tu dochodzimy do właściwej kwestii. Space X, Virgin, Blue Origin, Deep Space Industries, Planetary Resources muszą najpierw zarobić pieniądze i pogłębić swoje doświadczenie i zaplecze technologiczne bardziej „przyziemnymi kontraktami”, czy to wynoszenia zaopatrzenia na ISS, czy umieszczania satelitów na orbicie albo użycia własnych systemów do obserwacji Ziemi i teledetekcji.
CZYTAJ TEŻ: Kosmiczne konsorcjum: polscy inżynierowie należą do najlepszych na świecie.
Póki przedsiębiorstwo nie będzie na tyle bogate, by samo przeprowadzić dalekosiężny ryzykowny projekt, będzie musiało szukać kontraktów z agencjami rządowymi, bądź szukać innego bogatego sponsora takiego przedsięwzięcia.
Oczywiście inną sprawą są miliardy do zgarnięcia przy górnictwie kosmicznym lub produkcji orbitalnej.
Przejdźmy do planów Moon Express - są możliwe do realizacji? Czy to tylko głośne hasło marketingowe?
Samo wyniesienie ładunku i jego wylądowanie na Księżycu było już robione nie raz w przypadku robotów i sond. Obecnie w ramach Google Lunar X-prize dwie drużyny zapewniły sobie kontrakt na wyniesienie rakietą ładunku, Moon Express oraz Team IL z Izraela. X-prize Foundation i Google wiedzą co robią, więc mamy pewność, że odsiane zostały projekty niepewne.
CZYTAJ TEŻ: Ekspert: kosmiczne górnictwo może być opłacalne. Odmieni kształt światowej gospodarki.
Dalsze plany dotyczące osadnictwa kosmicznego i wydobywania surowców z powierzchni Księżyca, mianowicie izotopu Helu (Hel-3) oraz minerałów ziem rzadkich czy platynowców, zależą od powodzenia tej misji, jak i pozyskania inwestora, który wspomoże prace badawczo-rozwojowe i sfinansuje samą misję wydobywczą i położenie odpowiedniej infrastruktury. W końcu trzeba będzie wymieniać i naprawiać maszyny, a urobek miałby zostać wysłany z powrotem na Ziemię.
Czy Moon Express może rzucić wyzwanie takim gigantom jak Elon Musk czy Richard Branson? Na jakim etapie są ich projekty?
Obecnie zaczynają właśnie tak jak Virgin Galactic i Space X. Ich założyciele nie skończyli studiów podyplomowych na kierunku „Zarządzanie podbojem kosmosu”. Branson wydawał płyty muzyczne, a Musk posiada licencjaty i porzucony doktorat. Tak samo jest w przypadku Moon Express, Naveen Jain to dawny przezes InfoSpace, a Robert D. Richards i Barney Pell to ludzie od Singularity University, kierujący wcześniej innymi projektami. Jest w nich potencjał i po pierwszych sukcesach nabiorą większego tempa. Zapowiadali umieszczenie radioteleskopu (ILO) International Lunar Observatory na po ciemniej stronie Księżyca oraz zostali wybrani do inicjatywy Lunar CATALYST, prowadzonej przez NASA. Musk też musiał latać z małym towarem i nieraz wszystko poszło z dymem, zanim dostał lepszy kontrakt.
Coraz częściej można spotkać się z opiniami, że wkraczamy w nową erę kosmiczną. Jakie projekty mogą nas czekać w nieodległej przyszłości? Kosmiczne wizje autorów science fiction się sprawdzą? A może czeka nas coś mniej efektownego?
Na pewno misja asteroidalna (Asteroid Redirect Mission, dzieląca się na część robotyczną i załogową, gdzie astronauci będą zbierać ręcznie próbki z przyholowanej asteroidy) i prywatne stacje kosmiczne. Jak szybko one powstaną? To zależy od programów politycznych i budżetów agencji kosmicznych, co porusza Lewis w „Mining the Sky”, podstawowej książce popularnonaukowej opisującej górnictwo asteroidalne. Moon Village jest doniosłym projektem, w który zaangażowane będzie kilka krajów, ale nie wiadomo czy ESA wygrzebie się spod założonych już wcześniej planów zwiększenia konstelacji satelitów obserwujących Ziemię oraz misji stricte badawczych.
Pół roku temu ze swoim projektem legislacyjnym dotyczącym uporządkowania prawnego kwestii astro-górnictwa wyszedł Luksemburg. Jakie mamy postępy w tej sprawie?
Ich system ma się różnić od amerykańskiego. Amerykański system przypomina XIX-wieczne prawo wielorybnicze, gdzie wielorybnik miał prawo do surowców zebranych z pochwyconego wieloryba. Nie mieli jednak prawa do zastrzeżenia sobie wieloryba przed złapaniem, należały one do nikogo i tylko ten, kto pochwycił, miał prawo. Oczywiście istniały normy na wypadek sporów i dysput co do własności wieloryba, np. jeżeli zabity kaszalot miał w ciele oznakowane harpuny innej jednostki, jednak jest to nadal „wolna amerykanka”.
Luksemburg poszedł w stronę udzielenia licencji „kosmiczno-wydobywczej” przez właściwą agencje rządową, a skończony projekt ma pojawić się w połowie 2017 roku. Obecnie trwają konsultacje. Projekt ma zawierać bardziej szczegółowe założenia niż amerykański Space Resource Exploration and Exploration Act, będący częścią SPACE Act z 2015 roku. Problemem takich licencji będzie, jak w przypadku amerykańskim (którzy też potrzebują pozwoleń od FAA, NOAA, NASA itp), to, że przepis będzie dotyczył wyłącznie podmiotów mających swoją siedzibę lub przedstawicielstwo w Luksemburgu. Może się to nie podobać ONZ-owskiemu UNCOPUOS. Nadal istnieją akademicy i aktywiści walczący o powrót do Porozumienia Księżycowego z 1979 roku.
Osobiście skłaniałbym się ku zmianie statusu prawnego asteroid, z terytorium (jak pozostałe ciało niebieskie) na mienie ruchome jak proponuje Dr Andrew Tingkan. Uprościłoby to wiele spraw związanych z ich pochwyceniem i wykorzystaniem, bez konieczności pisania długich przepisów, na paluszkach obchodzących śpiące traktaty międzynarodowe.
Czy szybciej zobaczymy kopalnie na Księżycu czy na asteroidach w Układzie Słonecznym?
Szybciej będzie rozłupana asteroida niż powstanie pracująca sztolnia pod powierzchnią Księżyca. Genialny pomysł na zastosowanie metod górniczych przy zakładaniu placówki księżycowej miała Kanadyjska Agencja Kosmiczna, moim zdaniem nawet lepszy niż plan ESA. Rosjanie, Chińczycy, Amerykanie planują własne misje księżycowe, jednak ze względu na napięty budżet i problemy ekonomiczne, na razie głównie Chińczyków stać na powtórzenie sukcesu programu Apollo.
Póki co misje asteroidalne są większym priorytetem, szczególnie ze względu na aspekty obrony planetarnej.
Czy takie górnictwo byłoby w ogóle opłacalne? Z biznesowego punktu widzenia.
Pierwsza misja będzie najdroższa, gdyż będzie musiała przetestować wszystkie założenia oraz wyłożyć całą infrastrukturę (holowania, rozdrobnienia, segregacji i transportu na Ziemię). Pierwszą misją, jaka ma pochwycić asteroidę, będzie Asteroid Redirect Mission, która będzie prowadzona w ścisłej współpracy z sektorem prywatnym, szczególnie Space X. Misje komercyjne dokonywane przez licencjonowane lub w inny sposób uprawnione przedsiębiorstwa będą niosły za sobą wysokie nakłady. Zwracać się zaczną po drugiej udanej misji, chociaż zarobek z urobku będzie podatny na wahania rynkowe, a koszty zależne od zastosowanych technologii wynoszenia systemu, wielorazowości i regenerowalności w kosmosie jednostki pochwycającej (chodzi o tankowanie i ewentualne uzupełnianie baterii i smarowanie).
A kiedy kolonizacja planet? Czy to też jest bliżej niż nam się wydaje? I czy się ludzkości, znowu myśląc ekonomicznie, opłaci?
W nomenklaturze prawa kosmicznego używa się określenia „osadnictwo kosmiczne”, bądź „zasiedlenie kosmosu”, czy „zamieszkiwanie w kosmosie”. Dotyczy to głównie kwestii negatywnych konotacji słowa kolonizacja w kontekście międzynarodowym, nie mówiąc już o tym, że artykuł II Traktatu o Przestrzeni Kosmicznej z 1969 stanowi, że żadne państwo nie będzie zawłaszczać ciał niebieskich lub ich fragmentów przez zasiedlenie.
Osadą kosmiczną, w rozumieniu projektu amerykańskiej ustawy „The Space Exploration, Development, and Settlement Act of 2016” (H.R. 4752) jest: „społeczność ludzi żyjących ponad granicą ziemskiej atmosfery, posiadająca ekonomiczne możliwości do prawidłowego utrzymania swojej populacji poprzez neutralny lub pozytywny bilans handlowy dobrami i usługami, i posiadającą zdolność do rozszerzenia swojej przestrzeni mieszkalnej w razie potrzeb, zgody społeczności oraz w granicach prawa międzynarodowego”. Nawiązując do Roberta E. Heinleina, „there is no such thing as a free lunch” (ang. nie ma darmowych obiadów). Takie osady będą musiałyby być w dużej mierze samowystarczalne.
Niejeden zespół, przedsiębiorca, społeczność twierdzi, że należy najpierw skolonizować Marsa. Nawet jeden z pierwszych moonwalkerów, astronauta Edwin „Buzz” Aldrin wspiera pomysł lotu załogowego i założenia placówki na Marsie. Prawda jest następująca – pierwsze powinny być stacje orbitalne o wysokim stopniu samowystarczalności. Dopiero na takich można by przetestować systemy które wyślemy na Księżyc lub Marsa. Wszyscy muszą zdać sobie sprawę że po tych ludzi nie przyleci śmigłowiec z ratownikami, a ekspedycja nie może zejść ze zbocza z rannymi. Ci ludzie muszą czekać na ewentualną pomoc z Ziemi. Nawet w przypadku księżyca jest to ciężka sprawa.
Co do ekonomicznej opłacalności, to jest to kwestia która zdusiła projekty L5 Society. Oczywiście osada kosmiczna może świadczyć usługi turystyczne, prowadzić badania naukowe w określonych warunkach oraz wysyłać na Ziemię energię (w formie mikrofal lub paliwa do reaktorów) i surowce. W przypadku księżyca musiałaby posiadać swoistą windę na taśmie, jaką pragnął stworzyć Liftport, celem zmniejszenia zapotrzebowania na paliwo przy lądowaniu i startowaniu zasobników/wahadłowych frachtowców z zaopatrzeniem. Czasami sam się zastanawiam czy jednak zależność od handlu z Ziemią nie odbije się na autonomii takiej osady. Im bardziej będzie samowystarczalna energetycznie, surowcowo, tlenowo, żywieniowo, zaopatrzona w sprzęt i specjalistów np. medycznych, tym Ziemskie władze mają mniejsze możliwości nacisku ekonomicznego i groźby zagłodzenia osady (a głód jak wiemy, jest bronią w polityce międzynarodowej).
Jednak opłaci się to naukowo (Nowe warunki i wyposażenie do badań laboratoryjnych, możliwość przetestowania hipotez naukowych), powstaną nowe innowacyjne rozwiązania z zastosowaniem w przemyśle (wynalazki), technologie upstreamowe zrodzą technologie spin-offowe (lepsze baterie, nowe metody upraw roślin, tworzenie małych ekosystemów o wysokiej bioróżnodności, budulce, pochłaniacze dwutlenku węgla), a także społecznie. Możliwość zasiedlenia innych części układu słonecznego będzie motorem zmian społecznych. Jeżeli będzie to napędzane przez surowce z asteroid, księżyca i zasilane wysokoefektywnymi systemami energii odnawialnej, dojdzie do kolejnego przełomowego punktu w historii ludzkości.
Mam nadzieje że będziemy w stanie dożyć chociaż początku takiego stanu.
Rozmawiał Arkady Saulski.