Komisję Weryfikacyjną do tzw. dzikiej reprywatyzacji w stolicy wchodzi w życie
W piątek weszła w życie ustawa powołująca Komisję Weryfikacyjną do tzw. dzikiej reprywatyzacji w stolicy. Komisja ma badać zgodność z prawem decyzji administracyjnych ws. reprywatyzacji nieruchomości. Prace komisji będą jawne.
Ustawa o "szczególnych zasadach usuwania skutków prawnych decyzji reprywatyzacyjnych dotyczących nieruchomości warszawskich wydanych z naruszeniem prawa" nie zakreśla ram czasowych decyzji, które ma badać komisja. Nie określono też terminu zakończenia jej prac.
Jak mówił niedawno wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki, komisja mogłaby zacząć działać pod koniec maja. Jej ośmiu członków powołuje i odwołuje Sejm, a przewodniczącego - premier. Każdy klub opozycyjny ma mieć w komisji po jednym przedstawicielu - zapowiadali wcześniej przedstawiciele rządu.
Powołanie komisji to pokłosie afery reprywatyzacyjnej w stolicy, która głośna stała się latem 2016 r. po ujawnieniu przez "Gazetę Wyborczą" szczegółów sprawy wartej ok. 160 mln zł działki przy Pałacu Kultury i Nauki, pod dawnym adresem Chmielna 70. Na mocy decyzji ratusza z 2012 r. została ona przejęta przez trzy osoby, które nabyły roszczenia od spadkobierców - mimo że odszkodowanie za nią dostał wcześniej jej ostatni przedwojenny właściciel, obywatel Danii. Prokuratorskie zarzuty mają już osoby zaangażowane w zwrot działki, m.in. b. urzędnik ratusza Jakub R. i znany adwokat Robert N.
Pomysł komisji rząd ogłosił jesienią 2016 r. Jak w październiku 2016 r. oceniała premier Beata Szydło, przez ostatnie lata rządów PO-PSL w Warszawie dochodziło do skandalicznych sytuacji; minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro mówił, że władze Warszawy "w rzeczywistości sankcjonowały działania różnych maści oszustów i biernie przyglądały się procesowi, który prowadził do krzywdy tysięcy mieszkańców Warszawy wyrzucanych często na bruk". "Co więcej, władze miasta Warszawy sowicie wypłacały odszkodowania liczone w dziesiątkach czy setkach milionów zł ludziom, którzy nigdy nie powinni dostać ani grosza, bo nie mieli żadnego tytułu do nieruchomości" - dodał.
MS przygotowało projekt ustawy, którą Sejm uchwalił 9 marca br., a 31 marca podpisał prezydent Andrzej Duda.
Opozycja podkreślała, że komisja będzie wkraczała w kompetencje władzy sądowniczej, ale nie będzie niezawisła jako swoisty "trybunał ludowy". Przedstawiciele rządu mówili o przywróceniu elementarnego poczucia sprawiedliwości i naprawieniu krzywd, oraz że komisja jest gwarancją, iż państwo "dorwie grupę cwaniaków", którzy brali udział w aferze reprywatyzacyjnej.
Zgodnie z ustawą, przewodniczący komisji ma być sekretarzem stanu w resorcie sprawiedliwości lub MSWiA - jest powoływany przez premiera na wniosek szefa MS złożony w porozumieniu z szefem MSWiA. Oprócz niego w komisji będzie pracować osiem osób - członkowie komisji muszą mieć wyższe wykształcenie prawnicze lub "niezbędną wiedzę w zakresie gospodarowania nieruchomościami" i cieszyć się "nieposzlakowaną opinią". Ustawa mówi, że członkowie komisji są niezależni i nie podlegają służbowo Ministrowi Sprawiedliwości.
Komisja będzie mogła np. utrzymać w mocy decyzję reprywatyzacyjną (uznać słuszność zwrotu nieruchomości), albo uchylić ją i podjąć decyzję merytoryczną, która pozwoli odebrać bezprawnie pozyskaną nieruchomość. Będzie też mogła uchylić decyzję reprywatyzacyjną i przekazać sprawę do ponownego rozpatrzenia organowi, który ją wydał, wraz z wiążącymi wskazaniami co do dalszego postępowania. Może też stwierdzić wydanie decyzji reprywatyzacyjnej z naruszeniem prawa, jeśli wywołała nieodwracalne skutki prawne. W takiej sytuacji komisja będzie mogła nałożyć na osobę, która skorzystała na wydaniu decyzji reprywatyzacyjnej, obowiązek zwrotu nienależnego świadczenia w wysokości odpowiadającej wartości bezprawnie przejętej nieruchomości.
Komisja ma prawo wstrzymywania postępowań innych organów (np. sądów) oraz wpisywania w księgach wieczystych ostrzeżeń o toczącym się jej postępowaniu. Ma też prawo przyznawania od miasta Warszawy odszkodowania lub zadośćuczynienia lokatorom, jeśli nieprawidłowości reprywatyzacyjne spowodowały pogorszenie ich sytuacji materialnej.
Według ustawy, osoba wezwana na świadka lub biegłego ma obowiązek stawić się i złożyć zeznania - pod rygorem grzywny do 10 tys. zł.
Zgodnie z ustawą, organa administracji rządowej i samorządowej udzielają komisji pomocy, m.in. przedstawiają niezbędne informacje i dokumenty oraz wydają opinie. Na wniosek przewodniczącego prokurator przekazuje komisji informacje i dokumenty z prowadzonego postępowania - chyba że "sprzeciwia się temu dobro postępowania przygotowawczego".
Komisja wydaje decyzje i postanowienia większością głosów, w głosowaniu jawnym, w obecności co najmniej 5 członków, w tym jej przewodniczącego. Komisja wydaje decyzje po zasięgnięciu opinii Społecznej Rady - jej organu opiniodawczo-doradczego. Członków Rady, w liczbie do 9 osób, powołuje i odwołuje szef MS w porozumieniu z szefem MSWiA spośród członków organizacji pozarządowych i stowarzyszeń, których celem jest m.in. wspomaganie rozwoju społeczności lokalnych.
Obsługę administracyjno-biurową komisji zapewnia nowo utworzony w MS departament prawa administracyjnego, którego dyrektorem jest dr hab. Kamil Zaradkiewicz.
Prezydent stolicy Hanna Gronkiewicz-Waltz uznała komisję za niekonstytucyjną, a pytana, czy się przed nią stawi, odparła: "Myślę, że nie".
"Pani prezydent może zostać wezwana w dwojakiej roli: albo jako strona, albo jako świadek" - powiedział "wPolityce" wiceszef MS Marcin Warchoł. "Jeśli pani prezydent się nie stawi i nie złoży stosownych oświadczeń i zeznań, to może ryzykować tym, że dana nieruchomość przestanie należeć do miasta" - dodał. Jego zdaniem "w interesie stolicy znajduje się stawiennictwo prezydent Warszawy przed komisją weryfikacyjną. Jeżeli nie dopełni obowiązków, to miasto może podnieść określoną niekorzyść z tego tytułu i uszczerbek interesów".
Według Warchoła, w pierwszym rzędzie komisja będzie badać sprawy "najbardziej bulwersujące i te najbardziej oczywiste - sprawy, w trakcie których wydawano decyzje na podstawie fałszywych dowodów, albo decyzje wydawane były na drodze przestępstwa lub pojawiły się ważne i nowe okoliczności".
Prokuratury prowadzą ok. 140 postępowań karnych związanych z dziką reprywatyzacją w stolicy. Kilka osób ma już zarzuty; a m.in. Jakub R. i mec. Robert N. są też aresztowani.
Prokuratorzy wnoszą tzw. sprzeciwy wobec reprywatyzacji działek do Samorządowego Kolegium Odwoławczego w Warszawie. Występują również na drogę cywilną do sądów by unieważniać umowy sprzedaży roszczeń - jak np. przy nieruchomości przy ul. Stalowej 25, za co nabywca zapłacił starszym, nieświadomym kobietom 30 tys. zł. - podczas gdy samo prawo własności budynku na działce jest warte 756 tys. zł. Na drodze sądowej prokuraturze udało się m.in. uzyskać unieważnienie umowy ws. przejęcia ogródków działkowych na Saskiej Kępie, wartych ponad 140 mln zł.
Prokuratury występują także o wykreślanie z Krajowego Rejestru Sądowego "reaktywowanych" przedwojennych spółek, których członkowie "nowych władz" występowali z roszczeniami o zwrot dawnych nieruchomości tych firm. Ponadto prokuratury przyłączają się po stronie pozwanego Skarbu Państwa do procesów cywilnych, np. tych, w których siostra Roberta N. Marzena K. - skupująca roszczenia do nieruchomości, a podejrzana o fałszywe oświadczenia majątkowe - żąda ponad 30 mln zł odszkodowań (38 mln zł miała już wcześniej wywalczyć w sądach).
Sprawa stołecznej reprywatyzacji związana jest z tzw. dekretem Bieruta z 1945 r., którego skutkiem było przejęcie wszystkich gruntów przez miasto stołeczne Warszawę, a w 1950 r. - po zniesieniu samorządu terytorialnego - przez Skarb Państwa. Objęto nim ok. 12 tys. ha gruntów, w tym ok. 20-24 tys. nieruchomości. Właściciele zabranych nieruchomości mieli pół roku na złożenie wniosku o przyznanie im prawa wieczystej dzierżawy z czynszem symbolicznym, ale w praktyce większość wniosków nie była rozpatrywana lub rozpatrywano je odmownie. Po zmianie ustrojowej w 1989 r. właściciele i spadkobiercy przejętych nieruchomości zaczęli zabiegać o zwrot własności.
Polska - jako jedyny kraj postkomunistyczny - nie ma ustawy reprywatyzacyjnej, która całościowo rozwiązałaby kwestię mienia odebranego przez komunistów.
PAP/ as/