"Die Welt": Katastrofa w Hamburgu efektem ślepoty na lewicowy ekstremizm
Niemiecki dziennik "Die Welt" stawia w niedzielę tezę, że zamieszki, do których doszło przez okazji szczytu G20, były wynikiem "ślepoty wobec lewicowego ekstremizmu". Komentator zarzuca partiom rządzącym Hamburgiem - SPD i Zielonym - tolerowanie ekstremistów.
"Wyobraźmy sobie, że młodzi prawicowi radykałowie przejmują kontrolę nad jakimś opuszczonym budynkiem, malują na ścianach graffiti i wywieszają z okien plakaty, na których napisane jest: Niemcy dla Niemców, Cudzoziemcy precz czy Narodowy opór" - pisze autor komentarza w "Die Welt" Peter Huth.
"W budynku istnieje drukarnia, która drukuje ulotki nawołujące do przemocy, a w piwnicy stoi serwer, który steruje platformą dla antysemitów" - kontynuuje komentator. Z okazji urodzin Hitlera uczestnicy tego "autonomicznego projektu" organizują uliczne święto, zapraszając radykałów z całej Europy, obrzucają przy tym przejeżdżające kamieniami karetki pogotowia i brutalnie atakują policję - fantazjuje autor.
"Nie można sobie tego wyobrazić? I słusznie, ponieważ chodzi o prawicowych ekstremistów" - pisze autor podkreślając, że w przypadku lewicowych ekstremistów w Berlinie i Hamburgu taka sytuacja jest "na porządku dziennym". Jego zdaniem polityka prowadzona przez władze landu Hamburg "głaskania (ekstremistów) po głowie" doprowadziła do powstania środowiska, w którym "przestępcy udają, że bawią się w miejskich Indian".
CZYTAJ TEŻ: Hamburg stał się polem bitwy. Szef MSW bezsilny wobec terroru
CZYTAJ TEŻ: Starcia w Hamburgu przy okazji spotkania G20: Ranni funkcjonariusze policji, straty sięgające tysięcy euro
CZYTAJ TEŻ: G20: Uliczne bitwy, spór o klimat, lekkie porozumienie w sprawie handlu
"Wydarzenia w Hamburgu są konsekwencją ślepoty wobec lewicowego ekstremizmu" - ocenia komentator.
Huth krytykuje też brak jasnego zdystansowania się od awantur polityków z lewej strony politycznej sceny. "Gdzie są demonstracje pokojowych antyglobalistów przeciwko ideologicznym wandalom?" - pyta i dodaje, że w zamieszkach w Hamburgu uczestniczyło wielu "lewicowych terrorystów" z zagranicy. "Ktoś ich jednak do Hamburga zaprosił" - zauważa.
Zdaniem Hutha podpalacze z Hamburga - "wspierani finansowo przez polityków samorządowych i niemal niekarani przez wyrozumiałych sędziów" - raczej nie poniosą żadnych osobistych konsekwencji za swoje czyny.
"To, że żądza niszczenia wymknęła się w Hamburgu spod kontroli, stając się zwykłą orgią przemocy, nie zmienia faktu, że podatny grunt stanowi skrajnie lewicowy biotop chronionym przez czerwono-zielony (SPD-Zieloni) rząd (w Hamburgu)" - czytamy w "Die Welt".
"W Niemczech istnieje prawicowy terroryzm, poczynając od zamachów na ośrodki dla uchodźców a kończąc na serii morderstw popełnionych przez NSU. Ale istnieje też lewicowy terroryzm. Jego ślady można znaleźć znacznie łatwiej. Trzeba tylko chcieć" - konkluduje Peter Huth w niedzielnym "Die Welt".
PAP/ Die Welt/ as/