Alarm: kosztowna i niszcząca depresja
Polacy coraz częściej trafiają do szpitali i na zwolnienia lekarskie z powodu zaburzeń psychicznych, głównie depresyjnych. To cierpienie całych rodzin, ale i znaczące obciążenie dla firm i ZUS.
W komunikacie prasowym z okazji Światowego Dnia Zdrowia 2017 „Depresja – porozmawiajmy”, czytamy, że jest ona drugą najczęściej występującą przyczyną niepełnosprawności i utraty zdrowia oraz główną przyczyną ponad 128 tys. samobójstw, do których corocznie dochodzi w Europejskim Regionie WHO. Polska nie jest wolna od tego problemu.
Na świecie na depresję chorych jest ok. 40 mln osób, a wskaźniki rozpowszechnienia choroby w poszczególnych krajach wahają się w przedziale od 3.8 proc. do 6.3 proc. ogółu ludności.
W Polsce, ciężka forma depresji dotyczy „1 miliona 536 tysięcy osób w wieku 15 lat i więcej (5,3 proc. populacji), w tym ponad miliona kobiet (6,4 proc.)”. Takie dane przytoczył GUS za 2014 r. Od tamtego czasu sytuacja nie uległa poprawie. Tempo życia wciąż rośnie. Polacy są przeciążeni pracą, obawiają się utraty źródła dochodów, zwłaszcza, że duża część spłaca rozmaite kredyty. Żyjemy w permanentnym stresie, niezdrowo, przepracowując się, niedosypiając, wspomagając się rozmaitymi używkami. Nie dbając o higienę psychiczną jesteśmy w czołówce europejskiej jeśli chodzi o liczbę osób trafiających na oddziały psychiatryczne – 1,5 mln rocznie. Pomocy potrzebuje znacznie więcej obywateli naszego kraju, ale z braku kadry lekarskiej i miejsc w szpitalach, jej nie otrzymuje. Spora część prawdopodobnie w ogóle nie zgłasza się do psychiatry, bo wstydzą się, że mają jakiekolwiek problemy z psychiką lub nie uważają tego w ogóle za problem.
Samobójstwa, zwolnienia, spadek wydajności pracy
Jak podawał Instytut Psychiatrii i Neurologii w Warszawie, chociaż liczba osób chorych na depresję wrodzoną – endogenną nie rośnie, to wzrasta liczba chorych na depresję wywołaną przez czynniki zewnętrzne, a wraz z tym liczba samobójstw. Każdego roku popełnia je około 6 tys. Polaków. Depresja oznacza nie tylko cierpienie dla chorego, ale także spore obciążenie finansowe dla państwa. We wspomnianym już komunikacie prasowym z okazji Światowego Dnia Zdrowia 2017, poinformowano, że koszty ekonomiczne depresji i zaburzeń lękowych w skali całego świata przekraczają 1 mld dolarów rocznie. Bo depresja, jeśli nawet nie oznacza absencji, to na pewno niższą wydajność pracownika. Na dodatek, spory odsetek chorych korzystających ze świadczeń pomocy społecznej lub renty inwalidzkiej, to właśnie osoby cierpiące na rozmaite zaburzenia zdrowia psychicznego.
Według danych przytoczonych przez portal Bankier.pl, Polacy, z powodu epizodów depresyjnych, przebywali na zwolnieniach średnio 17,5 dni. Dłuższe zwolnienia brali tylko przy nowotworach, w przypadku których było to 20 dni. Do czerwca 2017 r. cierpiący na choroby psychiatryczne nie pracowali przez prawie 2 mln dni. Tego typu choroby były piątą w kolejności przyczyną nieobecności w firmach. To ogromny problem dla pracodawców ale też dla ZUS, który przykładowo w samym tylko 2015 r. wydał aż 5,9 mld zł na świadczenia z tytułu niezdolności do pracy osób cierpiących na depresję, czy stany lękowe. Znacznie więcej niż w przypadku chorób układu krążenia i układu kostno-stawowego. Potrzeba więc przełomowej reorganizacji życia społecznego w Polsce i działań na różnych płaszczyznach, aby zahamować ten niszczący proces.