Dlaczego Zachód ciągle wielbi Smitha? Generalnie nie wiadomo, to znaczy nie wiadomo olbrzymiej większości ludzi
Światem rządzą idee czy pieniądze? Lech Jęczmyk rozstrzyga ten dylemat, dowodząc, że światem rządzą idee wymyślone za wielkie pieniądze. Gość krakowskiego Klubu Wtorkowego (wtorek 24 stycznia 2012), tłumacz (Vonnegut, Heller, Dick. Le Guin), pisarz, eseista, w latach 1984-92 redaktor naczelny miesięcznika „Fantastyka”, potem „Nowa Fantastyka”, powołał się na dwie książki, które, w jego przekonaniu, zdecydowały o losach świata.
Pierwsza to „Filip Dru: Administrator – historia jutra 1920-1935” (“Philip Dru: Administrator, a Story of Tomorrow, 1920-1935”) napisana przez płka House’a (w rzeczywistości Edwarda Mandella) w 1912 roku. Książka osiągnęła duży sukces, a jej tytułowy bohater Philips Dru jest mężem stanu reformującym Amerykę. Z czasem staje się dobrotliwym dyktatorem, który jednoczy obie partie amerykańskie, tworzy bank centralny, wprowadza podatek progresywny, znosi cła, buduje społeczny system zabezpieczeń, doprowadza do powołania Ligi Światowej.
Brzmi znajomo – zapytuje Jęczmyk? I nie przypadkiem – odpowiada, bo książkę przeczytał ówczesny gubernator stanu New Jersey Woodrow Wilson i zachwycił się nią do tego stopnia, że gdy rok później został prezydentem USA zaczął realizować wszystko, co było tam napisane. House’a, któremu wcześniej nadał tytuł pułkownika, choć ten nie był wojskowym, uczynił swoim najważniejszym doradcą. W 1919 roku Wilson przestał być prezydentem, a House w kilkanaście lat później został najważniejszym doradcą kolejnego prezydenta Franklina Delano Roosevelta. Ten ostatni mówił o nim wprost: to moja druga osobowość.
Pokłosie doradczej działalności House’a to m.in. utworzenie przez konsorcjum 9 amerykańskich banków prywatnych banku centralnego, czyli tzw. Rezerwy Federalnej USA (FED), utworzenie Ligi Narodów, a potem Organizacji Narodów Zjednoczonych, do której przystąpiły Stany Zjednoczone, powołanie Instytutu Spraw Międzynarodowych (Council on Foreign Relations) kształcącego najwyższych urzędników państwowych.
Druga książka, która według Jęczmyka wpłynęła na losy świata to ponadtysiącstronicowa powieść Ayn Rand (w rzeczywistości Alissa Rosenbaum) wydana w 1957 roku „Atlas zbuntowany” („Atlas Shrugged”) o łącznym dotychczasowym nakładzie 80 mln egzemplarzy. Autorka przekonuje w niej – referuje Jęczmyk – że świat obraca się wokół pieniądza, wobec czego powinni nim rządzić ci, co mają pieniądze. Wybrańcami są finansiści, którzy niczym grecki, mitologiczny Atlas, dźwigają Ziemię na swych barkach. Motłoch strajkuje i odmawia pracy, a co by było, gdyby pracy odmówiła elita finansowa świata? Domyślamy się, że pewnie ogólnoświatowa ruina.
I tak się składa, mówi Jęczmyk, że wielkim miłośnikiem tej powieści był Alan Greenspan, do niedawna szef Rezerwy Federalnej USA.
Idea skrajnego liberalizmu lansowana w dwóch streszczonych dziełach zapanowała we współczesnym świecie. Wskazywałoby to, że światem rządzą idee. Ale idee te – dowodzi Jęczmyk – zrodziły się w głowach potężnej żydowskiej finansjery na osi Londyn-Nowy Jork, której ostoją i realną ekspozyturą był zarówno płk House, jak i Ayn Rand.
Co o tym sądzić? Pomijając etniczne korzenie idei stwierdzić można, że liberalizm jest ideologią państw najsilniejszych gospodarczo. Z takiej pozycji pisał swoją ekonomię w drugiej połowie XVIII wieku Brytyjczyk Adam Smith. Nie godził się z nim piszący na początku XIX wieku niemiecki ekonomista Friedrich List, dowodzący, że protekcjonizm, czyli ochrona własnego rynku przy pomocy ceł i innych barier w handlu, służy państwom słabszym ekonomicznie, broniącym się w ten sposób przed wyniszczającą je dominacją państw ekonomicznie silniejszych. Ale nawet Smith – przypomina Jęczmyk – dostrzegał konieczność ochrony tzw. branż strategicznych, a branżą taką była wtedy w Anglii produkcja płótna. Nie dziwi więc, że cała Azja uczy się dzisiaj ekonomii Lista, a nie Smitha.
Dlaczego jednak Zachód ciągle wielbi Smitha? Generalnie nie wiadomo, to znaczy nie wiadomo olbrzymiej większości ludzi zachodniej cywilizacji. Według Jęczmyka przerodziła się ona już w antycywilizaję, której brak mitu założycielskiego, programu, pozytywnych celów, nie ma swoich przykazań, religii i znanego wszystkim, centralnego ośrodka decyzyjnego. Decyzje dotykające setek milionów ludzi zapadają nie wiadomo gdzie i podejmowane są nie wiadomo przez kogo i po co.
Otaczający nas chaos nie jest wcale skutkiem ubocznym, lecz celem głównym sprawców. A jest nim stworzenie świata dla garstki bogaczy kosztem wyniszczenia całej rzeszy biedoty, czyli jakieś 80 procent ludzi na ziemi. Jeśli jednak ktoś to odkryje w wyniku obserwacji wydarzeń, jakie wokół zachodzą, zostaje uznany za maniaka opętanego spiskową teorią dziejów, którego należy zniszczyć psychicznie, a gdy się da, i fizycznie.
Powiedzieć trzeba, że pierwszym, który na to zasłużył, byłby sam Jęczmyk, choć na słuchaczach robi wrażenie całkiem rozsądnego człowieka. Opiera się na sprawdzonych faktach, rozumuje logicznie, przedstawia racjonalną argumentację. Ale to dowodzić może również, że tak się genialnie maskuje, a więc w rzeczywistości jest osobnikiem opętanym do kwadratu.
A jeśli jednak nie, to co będzie z nami?
Władysław Tyrański