Niemcy chronią gospodarkę i firmy przed „obcym kapitałem”
[Korespondecja z Niemiec] W poniedziałek rząd federalny przedstawił obszerny pakiet ustaw, który ma uratować niemiecką gospodarkę.
Od dwóch dni w Niemczech obowiązuje zakaz spotkań publicznych, w których udział brałyby więcej niż dwie osoby. Jest to tylko jeden ze sposobów, mających spowolnić rozprzestrzenianie się koronawirusa. Zaraza zainfekowała jednak też już niemiecki biznes. W sytuacji, gdy dochodzi do zamknięcia sklepów i częściowego wstrzymania produkcji, wiele firm walczy o przetrwanie, a nad niektórymi w ciągu zaledwie tygodnia zawisło widmo bankructwa.
Toteż wczoraj minister gospodarki Peter Altmaier (CDU) i szef resortu finansów Olaf Scholz (SPD) zapowiedzieli, że rząd federalny pospieszy im w sukurs, uruchamiając miliardowe pakiety gwoli złagodzenia skutków pandemii COVID-19. Rządzący zamierzają wdrożyć wsparcie finansowe dla małych i średnich przedsiębiorstw oraz samozatrudnionych. Natomiast ratowanie większych firm może się łączyć z tymczasowym objęciem części ich udziałów przez państwo. Zdaniem ekonomistów Niemcy muszą się liczyć z „głęboką recesją”.
„Koronawirus przyniesie nam nieuchronną, głęboką recesję. W następnych tygodniach tego jeszcze nie odczujemy, ale gdy liczby zarażonych zaczną już spadać, Niemcy zaleje fala bakructw” - tłumaczy Jens Weidmann, prezes niemieckiego banku centralnego.
Jak zaznacza, już od dwóch tygodni w wielu branżach dochodzi do ewidentnego spadku liczby zleceń i obrotów, przy czym wprowadzenie ograniczeń publicznych wiedzie niewątpliwie ku dalszemu zaostrzeniu kryzysu.
„W państwach dotkniętych koronawirusem zmniejszy się poza tym popyt na niemieckie towary” - dodaje szef Bundesbanku.
O „nieopisanych stratach dla niemieckiego eksportu” pisze w swoim oświadczeniu prasowym także Instytut Badań nad Gospodarką (ifo), który zapowiada spadek wzrostu gospodarczego o 7,2 do 20,6 proc.
„Straty wyniosą wobec tego od 255 do 729 mld euro” - czytamy na stronie monachijskiego instytutu.
Również szef Niemieckiej Izby Przemysłowo-Handlowej (DIHK) ostrzega przed „gigantycznymi rozmiarami bankructwa”.
„Spółki, które ucierpią wskutek koronawirusa, powinny być szybko wypłacalne. Musimy uniknąć sytuacji, w której nieodwołalnie stracimy setki tysięcy dobrze działających firm” - żąda Eric Schweitzer.
Zapowiedziane miliardowe pakiety wymagają jednak definitywnego pożegnania się rządu z „czarnym zerem” („Schwarze Null”). Aby sfinansować „kroplówkę” dla rodzimych przedsiębiorstw, niemieccy rządzący będą musieli pożyczyć na rynkach dodatkowe środki i tym samym poluźnić kontytucyjne limity skali zadłużenia państwa. Wedle obowiązującego od kryzysu finansowego w 2008 r. zapisu deficyt budżetowy nie może przekraczać 0,35 proc. PKB. Może wszelako zostać uchylony w kryzysach ekonomicznych lub przypadkach klęski żywiołowej. O nieuchronności zaciągnięcia nowych kredytów przekonał się już nawet sam Scholz, uchodzący wcześniej za upartego zwolennika „czarnego zera”.
Według rządowego projektu dofinansowanie mają otrzymać w pierwszej kolejności mikroprzedsiębiorcy, którzy nie mają kredytów i zabezpieczenia. Firmy zatrudniające mniej niż 5 osób otrzymają jednorazowo 9 tys. euro na trzy miesiące. Z kolei spółki z liczbą do 10 pracowników dostaną 15 tys. euro. Środki mają zostać wypłacone już na początku kwietnia. Rząd federalny zamierza przeznaczyć na te cele 50 mld euro. Niemieccy ministrowie zamierzają nadto rozpostrzeć na niektórymi firmami państwowy parasol ochronny. Tenże fundusz zasilony sumą 400 mld euro (tzw. „Wirtschaftsstabilisierungsfonds”) ma służyć udzielaniu przez skarb państwa gwarancji spółkom, których wypłacalności zagraża epidemia koronawirusa. Kolejne 100 mld euro zostanie przeznaczone na programy pomocowe państwowego banku rozwoju (KfW). Z powodu rzeczonych konstytucyjnych ograniczeń Scholz już kilka dni temu przekazał do Bundestagu wniosek o wprowadzenie „stanu wyjątkowego”.
Wicekanclerz zapewnia, że po kryzysie epidemiologicznym udziały przejęte przez państwo znów zostaną sprywatyzowane. Scholz wprawdzie jeszcze nie wspomniał, jakie spółki zostaną objęte zapowiedzianą regulacją, choć jest tajemnicą poliszynela, że ze sporymi problemami boryka się obecnie choćby Deutsche Lufthansa AG. Wskutek pandemii akcje lotniczego giganta spadają w tych dniach na łeb na szyję. Eksperci zakładają, że bez państwowej „strzykawki” kryzys Lufthansy przełoży się na całą niemiecką branżę turystyczną (podobnie jak w Belgii sytuacja spółki-córki Brussels Airlines).
„Wiemy, że w obliczu koronawirusa niektóre niemieckie firmy już teraz znalazły się na celowniku zagranicznych inwestorów. Chcielibyśmy uniknąć wyprzedaży naszych najważniejszych interesów. Posiadamy rezerwy, które pozwolą na zdecydowane działanie” - przyznał na poniedziałkowym briefingu minister gospodarki Altmaier.
Niemiecka prasa chwali tymczasem stanowcze kroki rządu federalnego:
„Dzięki polityce zrównoważonego budżetu państwo jest w na tyle solidnej kondycji, by w tym kryzysie sięgnąć po odpowiednie środki” - pisze dziennik „Frankfurter Allgemeine Zeitung”.
W podobnym tonie ocenia działania niemieckich rządzących gazeta „Rheinische Post”:
„Jesteśmy lepiej przygotowani niż wielu naszych sąsiadów. Krytykowana w Europie niemiecka polityka oszczędnościowa w końcu się opłaca. Dobrze, że mamy rząd, który nie słucha ‘mądrali’ i reaguje szybko i niebiurokratycznie” - czytamy w nadreńskim dzienniku.
Wojciech Osiński/Berlin