Informacje

fot. Pixabay / autor: fot. Pixabay
fot. Pixabay / autor: fot. Pixabay

Chiny ukrywały zagrożenie: Przez to wirus uderza silniej

Zespół wGospodarce

Zespół wGospodarce

Portal informacji i opinii o stanie gospodarki

  • Opublikowano: 4 sierpnia 2020, 09:00

  • 3
  • Powiększ tekst

Działania władz ChRL związane z pandemią COVID19 nasiliły na Zachodzie wątpliwości co do uczciwości i intencji Pekinu. „Brak jasności i możliwe tuszowanie sprawiły, że kryzys stał się poważniejszy” - powiedział Anthony Saich z Uniwersytetu Harvarda.

Odkąd pod koniec 2019 roku w chińskim mieście Wuhan odnotowano pierwsze przypadki zakażenia nowym koronawirusem SARS-CoV-2, pandemia objęła cały świat i przyczyniła się do śmierci ponad 670 tys. ludzi. Administracja USA obarcza Pekin odpowiedzialnością za ten kryzys i zarzuca im ukrywanie danych, czemu Pekin zaprzecza.

Pandemia wpływa również na relacje Chin z UE. „Sposób, w jaki Chiny radziły sobie z koronakryzysem nie pomógł w budowaniu zaufania. Wręcz przeciwnie” - powiedział PAP ekspert niemieckiego think tanku Mercator Institute for China Studies (MERICS) Jan Weidenfeld.

Jego zdaniem w kręgach politycznych i rządowych w Europie powszechny jest pogląd, że w Pekinie brakowało przejrzystości. Nałożyła się na to „bardzo agresywna dyplomacja publiczna Chin”, która „nie pozostawiła po sobie dobrego wrażenia”, w tym próby lansowania fałszywego obrazu, jakoby ChRL pomogła krajom Europy bardziej, niż one same sobie nawzajem.

„To dołożyło do trudności w politycznych relacjach pomiędzy UE a Chinami. Wyraźnie widać, że elity polityczne i establishment w krajach członkowskich zdają sobie sprawę, że Chiny próbują teraz zdobyć punkt zaczepienia w europejskiej debacie publicznej o Chinach, podkopywać integrację europejską i wartości demokratyczne” - powiedział Weidenfeld.

„Wcześniej uznawano, że to może się dziać, ale teraz jest to bardzo widoczne” - dodał ekspert MERICS.

Z kolei Anthony Saich z Uniwersytetu Harvarda ocenił w rozmowie z PAP, że pandemia nie pokazała niczego nowego na temat systemu politycznego Chin. „Jej rozwój odzwierciedlał ten z czasu SARS w latach 2002-2003. System nie radzi sobie dobrze z przekazywaniem złych wiadomości w górę systemu. Ten brak jasności i możliwe tuszowanie sprawiły, że kryzys stał się poważniejszy” - uważa amerykański ekspert.

„To potwierdza nasze podejrzenia, że należy być bardzo ostrożnym w sprawie informacji wypływających z Chin” - dodał Saich. Podkreślił przy tym, że gdy chiński rząd zdecydował się już na działanie, pokazał swoją siłę w zakresie wstrzymania gospodarki i ruchu ludności tam, gdzie to było konieczne.

Ekspert przyznał, że wypowiedzi „bardziej agresywnych chińskich dyplomatów” krytykujących walkę z pandemią w Europie oraz błędy w „dyplomacji covidowej” Pekinu pogorszyły opinię o nim w wielu krajach UE. Zaznaczył jednak, że w USA stosunki z Chinami były na równi pochyłej już wcześniej. „Powiedziałbym, że relacje nigdy nie były tak złe, a głosy krytyczne wobec Chin słychać z obu stron podziału politycznego” - powiedział, odnosząc się do Republikanów i Demokratów.

Z najnowszego badania Pew Research wynika, że rekordowo wysoki odsetek Amerykanów – aż 73 proc. - ma negatywną opinię o Chinach. Media ChRL ostro krytykują natomiast prezydenta USA Donalda Trumpa i jego administrację, szczególnie sekretarza stanu Mike’a Pompeo. Komentatorzy coraz częściej porównują stosunki amerykańsko-chińskie do zimnej wojny.

Według części obserwatorów sposób, w jaki władze Chin kontrolowały przemieszczanie się mieszkańców podczas walki z pandemią, ujawnił skalę prowadzonego w tym kraju nadzoru nad obywatelami. Wskazywano m.in. na obowiązkowe aplikacje z „kodami zdrowotnymi”, które mogły gromadzić prywatne dane, czy na kamery i systemy rozpoznawania twarzy, pilnujące przestrzegania zasad kwarantanny.

Również w tym wypadku Saich nie sądzi jednak, by pandemia pokazała nam o Chinach coś nowego. „Nadzór był tam przed Covid-19 (…) Dobrze to czy źle, wielu w Chinach jest przyzwyczajonych do tego, że państwo wtrąca się w coś, co w innych krajach mogłoby być uznane za przestrzeń prywatną” - ocenił ekspert, który jest dyrektorem Centrum Demokratycznych Rządów i Innowacji im. Roya i Lili Ashów na Uniwersytecie Harvarda.

PAP/ as/

Powiązane tematy

Komentarze