Informacje

www.sxc.hu / autor: www.sxc.hu
www.sxc.hu / autor: www.sxc.hu

Energetyczna strategia UE. "Aspiracje bez pokrycia"

Zespół wGospodarce

Zespół wGospodarce

Portal informacji i opinii o stanie gospodarki

  • Opublikowano: 8 lutego 2021, 09:00

  • 0
  • Powiększ tekst

Thomas O’Donnell, analityk rynku energetycznego i wykładowca prywatnego berlińskiego uniwersytetu Hertie School of Governance, komentuje pojawiające się w ostatnich dniach deklaracje unijnych polityków o „autonomii strategicznej” UE. Są to aspiracje bez pokrycia - ocenia.

Premier Portugalii Antonio Costa, przedstawiając 20 stycznia priorytety prezydencji swojego kraju w Radzie Unii Europejskiej, wymienił wśród nich „autonomię strategiczną” Europy. Tego samego dnia przewodniczący Rady Europejskiej Charles Michel mówił, że UE weźmie „swój los we własne ręce” i nie będzie czekać na USA z „podejmowaniem pewnych własnych decyzji”.

+Autonomia strategiczna+ to termin opisujący sytuację, w której mocarstwo - w tym przypadku miałaby to być Unia Europejska - ma prerogatywę do podejmowania decyzji wobec innych krajów (wobec Bliskiego Wschodu, Rosji, Chin) i decyzje te są uwzględniane. Żeby taka sytuacja zaistniała, konieczna jest możliwość zademonstrowania realnej i wiarygodnej siły militarnej. Inaczej nikt takiego mocarstwa nie będzie traktował poważnie” - mówi O’Donnell i dodaje, że „realna siła militarna” to nie tylko zunifikowane struktury wojskowe, ale też koordynacja sektorów technologicznych, badań naukowych, jedność gospodarcza i finansowa.

W Unii żadna z tych rzeczy nie istnieje. Mówienie zatem o +autonomii strategicznej+ to w najlepszym wypadku wyraz aspiracji” - ocenia ekspert.

Jego zdaniem jest to raczej przejaw bezsilności i uzasadnionej obawy, że mimo zmiany w Białym Domu główne kierunki polityki zagranicznej USA pozostaną niezmienione, a nowy prezydent USA Joe Biden, nauczony doświadczeniem poprzedników, będzie podejmował decyzje, które nie będą się podobały Unii.

Joe Biden będzie słuchał sojuszników, ale będzie podejmował decyzje, które nie będą im się podobać. Będzie prowadzić taką politykę wobec Białorusi i Ukrainy, która będzie wywoływać nerwowość w Berlinie. Na pewno powie +nie+ wobec Nord Stream 2. Bo jeśli ten gazociąg powstanie, to trudniej będzie bronić niezależności Białorusi i Ukrainy, ponieważ rozwiąże to ręce (prezydentowi Rosji Władimirowi) Putinowi w kwestii podejmowania działań militarnych” - przewiduje O’Donnell.

Taka sytuacja jest niekomfortowa dla polityków unijnych. Wielkie mocarstwa się ścierają, a Europa w tym wszystkim nie jest niezależnym graczem. Nie ma wpływu na to, co się będzie działo, i nie może bronić swoich interesów wobec innych mocarstw. Wywołuje to wielki niepokój. Niektórzy bowiem woleliby, żeby tych wszystkich konfliktów nie było. Chcieliby, żeby świat pozostał taki, jaki był - żeby móc dalej handlować z Chinami, Rosją itd.” - wyjaśnia ekspert.

Zwraca jednocześnie uwagę, że konflikt z Chinami i Rosją to nie jest „widzimisię” Amerykanów, a konieczność. USA są bowiem gwarantem systemu międzynarodowego handlu, który powstał po II wojnie światowej.

Międzynarodowy handel działa, bo normy i zasady, na których się opiera, jest pod ochroną amerykańskiego wojska. Ekspansja Chin i do pewnego stopnia również Rosji jest zagrożeniem dla tego systemu. I jest to konstatacja, którą podzielają zarówno Demokraci, jak i Republikanie w USA” - mówi O’Donnell, przypominając, że jeszcze administracja Baracka Obamy podjęła strategiczną decyzję, żeby zmniejszyć zaangażowanie amerykańskie na Bliskim Wschodzie i przerzucić je do Azji.

USA zawsze będą obecne na Bliskim Wschodzie ze względu na bezpieczeństwo energetyczne i walkę z terroryzmem. Nie ma jednak potrzeby angażowania wojska w tak dużym stopniu, jak to się stało po 11 września 2001 r. Aspekt militarny może być przerzucony na lokalne reżimy. USA są jedynym krajem na świecie, który może się przeciwstawić ekspansji Chińczyków i jednocześnie Rosji. Cała amerykańska struktura - to, co robią Departament Stanu i ministerstwo obrony - zostało skierowane na odcinek nazywany +rywalizacja wielkich mocarstw+” - zaznacza.

Według analityka nie znaczy to, że USA nie są zainteresowane obroną Europy. „Wręcz przeciwnie. Będą to jednak robić w sposób, który jest zdeterminowany przez konflikt z Pekinem i Moskwą, i nie będą liczyć na pomoc sojuszników. Biden wyciągnął lekcję z Bośni, Ukrainy i Libii” - przekonuje.

Jaka to lekcja? „Że Europa nie jest w stanie samodzielnie zrobić porządku w swoim sąsiedztwie. Kiedy Obama pozwolił na prośbę (kanclerz Niemiec Angeli) Merkel i (ówczesnego prezydenta Francji Nicolasa) Sarkozy’ego zająć się im samym sytuacją na Ukrainie, to nie zrobił tak dlatego, że postanowił wycofać się z Europy. Chciał sprawdzić, czy sobie poradzą. To samo zrobił w Libii. Powiedział: +Sprawdzam!+ i co się okazało? Że Ameryka musi przyjść i sama zaprowadzić porządek. Co też zrobi” - zapowiada Thomas O’Donnell.

PAP/ as/

Powiązane tematy

Komentarze