Biały Dom dąży do formalnego uznania ludobójstwa z I Wojny Światowej
Według pracowników administracji Joe Bidena rzeź Ormian ma zostać oficjalnie uznana za ludobójstwo.
Długo wyczekiwane i obiecane w kampanii prezydenckiej zobowiązanie ma niedługo zostać spełnione. Joe Biden, według wstępnych ustaleń, ma niedługo oficjalnie uznać rzeź Ormian z czasów Pierwszej Wojny Światowej za ludobójstwo.
Rzeź Ormian dokonana przez Turcję w latach 1915-1917 jest przez wiele państw objęta zmową milczenia. Wynika to z faktu, że Turcja jest cennym sojusznikiem militarnym w regionie. Zwłaszcza dla Stanów Zjednoczonych. Jednak już w 2019 roku obie izby Kongresu USA przyjęły rezolucję uznającą rzeź Ormian za ludobójstwo. Teraz zaś jednakowe stanowisko ma przyjąć Biały Dom.
Konsekwencje polityczne podjęcia takich działań mogą być znaczące. Już teraz na linii Waszyngton-Ankara dochodzi do licznych spięć, a kolejne niepokoje mogą z całą pewnością pogorszyć sytuację. Minister Spraw Zagranicznych Turcji ostrzegł administrację Bidena, że podjęcie takich działań prawnych odbędzie się ze szkodą dla relacji amerykańsko-tureckich.
Jednak wiele osób popiera podjęcie działań w kierunku uznania ludobójstwa. Ponad stu członków Izby Reprezentantów podpisało się pod listem wzywającym Joe Bidena do zostania pierwszym prezydentem w historii USA, który oficjalnie użyje sformułowania „ludobójstwo” wobec rzezi Ormian.
Wstydliwa cisza rządu Stanów Zjednoczonych wobec ludobójstwa Ormian trwała zdecydowanie za długo. Musi ona dobiec końca – można wyczytać w nocie skierowanej do prezydenta. Oficjalnie Joe Biden nie potwierdził ów doniesień. Jednak powszechnie znane jest jego podejście do spraw tureckich. Jeszcze w czasie kampanii prezydenckiej Biden przekonywał, że obowiązkiem zwolenników demokracji jest wspieranie opozycji tureckiej przeciwko autokratycznym rządom Erdogana.
Jeśli prezydent Stanów Zjednoczonych uzna rzeź Ormian za ludobójstwo, wypełni tym samym nie tylko swoje zobowiązania. Barack Obama już w 2008 roku zapowiadał, że podejmie podobne kroki. Ostatecznie jednak do niczego nie doszło. Joe Biden wypełniłby więc tym samym nie tylko swoją prezydencką obietnicę, ale i swojego poprzednika.
Czytaj też: USA i Chiny jednym głosem o klimacie
Źródło: The Guardian