Styczyński: musimy stawiać na rozwój gospodarki morskiej
Musimy stawiać na rozwój gospodarki morskiej; najważniejsze jest nadążanie za światowymi trendami, którymi są transformacja paliwowo-energetyczna i cyfrowa gospodarka morska - powiedział w czwartek naczelnik Wydziału Przemysłu Okrętowego w Ministerstwie Infrastruktury Maciej Styczyński.
Maciej Styczyński był jednym z uczestników debaty poświęconej polskiej gospodarce morskiej, która odbyła się w czwartek w ramach I Forum Morskiego „Radia Gdańsk”.
Jak powiedział, z przeprowadzonych przez resort analiz wynika, że najważniejsze dla polskiej gospodarki morskiej jest nadążanie za światowymi trendami, którymi są transformacja paliwowo-energetyczna i cyfrowa gospodarka morska.
Nie ma innej alternatywy niż to, żeby stawiać na rozwój gospodarki morskiej- dodał.
Zauważył, że polskie porty morskie w ostatnich latach notują rekordy przeładunków, rozwija się również branża stoczniowa.
Od końca 2015 roku wartość całej branży stoczniowej wzrosła o 20 proc. Oczywiście zdajemy sobie sprawę, że przemysł stoczniowy został dotknięty przez pandemię. Trzeba jednak podkreślić, że zarówno polskie stocznie, jak i porty mogą w przyszłości funkcjonować bardzo dobrze. Warunkiem tego jest posiadanie odpowiednich kwalifikacji, umiejętności i odpowiedniej oferty dla armatorów, a w przypadku stoczni - posiadanie dobrej kondycji finansowej – powiedział Maciej Styczyński.
Prezes Polskich Linii Oceanicznych Dorota Arciszewska-Mielewczyk mówiła o potrzebie odbudowania kondycji PLO. Jej zdaniem, aby to zrobić konieczna jest m.in. zmiana ustawodawstwa. Jak wyjaśniła, chodzi m.in. o przepisy dotyczące kodeksu morskiego, hipoteki morskiej, rejestracji jednostek.
Musimy odbudowywać siłę, która kiedyś była ogromna. Ważna jest szybkość i trafność podejmowanych decyzji. Konieczna jest również współpraca z innymi dziedzinami gospodarki. Nie ma żeglugi bez przemysłu stoczniowego, a przemysłu stoczniowego bez polskich armatorów. Polscy armatorzy powinni budować w polskich stoczniach. Wierzę, że jesteśmy w stanie to odbudować. Wyzwań jest bardzo dużo, ale rozwój jest możliwy – zaznaczyła Dorota Arciszewska - Mielewczyk.
Zwróciła również uwagę na wysokie koszty importu i wady, jakie niesie ze sobą takie rozwiązanie.
Wszystko musimy importować, a koszty importu z Chin są bardzo wysokie. Stawki wrastają i nie wiemy do jakich poziomów dojdą. Pandemia pokazała, że produkcja musi być na miejscu. Chcielibyśmy produkować w polskich stoczniach. My jako żeglugowcy spotykamy się jednak z oporem i przeciwnościami. Bariery stają się nie do przeskoczenia - powiedziała.
Wyjaśniła, że problemem są też braki kadrowe.
Mamy problem z formowaniem załóg. Kształcimy marynarzy, którzy później pracują u zagranicznych przedsiębiorców. Potrzebujemy uregulowania spraw, które wiążą się z zatrudnianiem marynarzy. Jesteśmy chyba jedynym państwem w Europie, które ma jakieś archaiczne przepisy w tej kwestii. Będziemy potrzebować coraz więcej wykształconych oraz dobrze opłacanych ludzi, a to kosztuje - tłumaczyła Arciszewska-Mielewczyk dodając, że różnorakie opłaty powodują, że polscy armatorzy mają dziś statki pod obcymi banderami.
Poseł Prawa i Sprawiedliwości Kacper Płażyński, który jest członkiem sejmowej Komisji Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej ocenił, że zawód marynarza ma perspektywy, ale nie są one wykorzystywane przez państwo.
Mamy archaiczne przepisy, jeśli chodzi o kwestię ubezpieczenia społecznego marynarzy. Armatorom po prostu nie opłaca się tworzyć flot pod polską banderą – zauważył Kacper Płażyński.
Odniósł się również do niekorzystnego dla polskich marynarzy wyroku Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej z 2019 roku.
O kosztach ponoszonych przez pracodawcę na ubezpieczenia społeczne decyduje już nie to, gdzie ma siedzibę armator, tylko miejsce rezydencji marynarza. W efekcie armatorzy przestaną zatrudniać Polaków, albo nasi rodacy na stałe wyemigrują z Polski, a zarobione przez nich pieniądze przestaną wpływać na konta naszych banków. Myślę, że nie chcemy ich stracić, dlatego dziwię się, że przez tyle dziesięcioleci nie stworzyliśmy naprawdę atrakcyjnego systemu ubezpieczeń – powiedział Kacper Płażyński.
Przewodniczący Zarządu Regionu Gdańskiego NSZZ „Solidarność” Krzysztof Dośla za największy problem w gospodarce morskiej uznał „brak kadr na każdym poziomie i szczeblu”.
Poza kształceniem oficerów marynarki handlowej i wojennej, polskie szkolnictwo morskie leży. Mamy dramatyczny brak załóg nieoficerskich na statkach. Powstanie polska bandera, ale będziemy zmuszeni zatrudniać załogi nieoficerskie złożone z obywateli innych państw. To dotyczy również przemysłu stoczniowego i portów. Niestety, w mojej ocenie nadal jesteśmy w fazie cofania się, a nie rozwoju - powiedział Dośla.
Zwracał również uwagę na problem zatrudniania marynarzy na umowy śmieciowe.
Nie możemy dalej brnąć w upowszechnianie kiepskiej jakości zatrudnienia. Jeśli chcemy, aby nasze stocznie i nasi armatorzy byli konkurencyjni, mieli dobrze wyposażone statki i wykwalifikowane załogi, to nie możemy opierać się na najtańszych formach zatrudnienia. Musimy zrozumieć, że nowe technologie wymagają dobrze wykształconych pracowników – dodał Krzysztof Dośla.
Prezes zarządu Polskiego Klastra Morskiego prof. Marek Grzybowski mówił o tym, jak obecnie wygląda światowa gospodarka morska i jak będzie się ona zmieniać. Odniósł się również do wypowiedzi pozostałych prelegentów dotyczących problemów kadrowych.
Polska gospodarka morska jest postrzegana dobrze. Nasi naukowcy i inżynierowie są bardzo pozytywnie oceniani i poszukiwani do pracy. Wspieramy wszystkie firmy, które posiadają jakikolwiek potencjał innowacyjny. Mamy dobry odzew. Idziemy w świat, w którym dominować będzie informatyzacja. Jesteśmy na bieżąco, jeśli chodzi o statki bezzałogowe i autonomiczne. Nasza firma wykonała jednostkę do prowadzenia badań akwenów zamkniętych w systemie autonomicznym. Mamy czym się pochwalić - powiedział prof. Marek Grzybowski
PAP/RO
CZYTAJ TEŻ: Turów: spór polsko – czeski coraz bliższy zakończenia