Dlaczego nie ma Ministerstwa Gospodarki Górskiej?
Jakie zadania spełniać ma Ministerstwo Gospodarki Morskiej? Po co nam resort kierujący jedną gałęzią gospodarki?
Te pytania zadawano od samego początku powołania Ministerstwa Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej. Podczas debaty plenarnej inaugurującej IV Międzynarodowy Kongres Morski podjęto próbę odpowiedzi na nie.
Moderujący dyskusję Jerzy Czuczman, dyrektor biura Związku Pracodawców Forum Okrętowego, pytaniem zawartym w tytule sprowokował Pawła Brzezickiego, podsekretarza stanu w MGMiŻŚ, do wytłumaczenia, o co w tym wszystkim tak naprawdę chodzi. Brzezicki podkreślił, że o tej jednostce administracyjnej nie możemy myśleć w sposób resortowy, a w kategoriach zarządzania projektowego. Podkreślił również jego symboliczne znaczenie.
– To ministerstwo ma przypominać rządowi, że istnieje branża, która jest innowacyjna i wykorzystuje nisze rynkowe. To jest sektor, który może pociągnąć za sobą cały przemysł ciężki, ale również ma ogromny udział w rozwoju nowoczesnych technologii – oznajmił minister Brzezicki.
Współpraca na wolnym rynku?
Skoro zatem zadaniem ministerstwa jest koordynowanie działań na rzecz prężnego rozwoju przemysłu stoczniowego w Polsce, to co z konkurencją na rynku? To zagadnienie rozwiali prezesi dwóch jednostek z branży stoczniowej zlokalizowanych w Szczecinie – Marek Różalski, kierujący Morską Stocznią Remontową Gryfia, oraz Andrzej Strzeboński, szef Szczecińskiego Parku Przemysłowego. Duet to o tyle charakterystyczny, że teoretycznie powinni ze sobą ostro konkurować o to, który z podmiotów ma być motorem napędowym przemysłu stoczniowego w tej części wybrzeża.
– Nie mamy innego wyjścia niż współpracować – stwierdził prezes Różalski. – Gryfia nie ma własnych nabrzeży remontowych, Szczecin takie posiada. W tym układzie możemy mówić tylko o kooperacji – dodał.
Tej opinii wtórował Andrzej Strzeboński. – Te dwa podmioty muszą funkcjonować w koniunkcji i my na co dzień to robimy. „Szczecin” ma infrastrukturę, o której wspomniał prezes Różalski, ale stocznia budowlana potrzebuje zaplecza dokowego, które ma Gryfia. I takie myślenie powinno być w całej branży, nie tylko w naszym szczecińskim przypadku – tłumaczył.
Apel prezesów stoczni o kooperację w całej branży rozszerzył Adam Lesiński, prezes zarządu spółki MS TFI. – Musimy także wymieniać się doświadczeniami. Nie możemy okopywać się wiedzą. To pozwoli szybciej reagować na zmieniające się otoczenie i tym samym bardziej dynamiczne dochodzenie do oczekiwanych efektów – powiedział Lesiński.
Zbrojenie morza
Inteligentne zamówienia publiczne to jedno z podstawowych kryteriów podejścia holistycznego do rozwoju gospodarki. To szczególnie istotne dla rozwoju innowacji. Jeśli firmy będą mieć możliwość rozwijania swoich produktów lub metod implementacji w ramach kontraktów z rynkiem publicznym, o wiele łatwiej pójdzie im w starciu z sektorem komercyjnym.
W przypadku przemysłu stoczniowego realizacja projektów wespół z administracją publiczną może odbywać się w ramach „dozbrajania” floty. Minister Brzezicki w imieniu całej gałęzi przemysłu stoczniowego stwierdził, że jest on zainteresowany współpracą z Ministerstwem Obrony Narodowej.
– Chcielibyśmy, żeby MON zamawiał flotę w polskich stoczniach. W ten sposób będziemy mogli rozwijać technologie, które później zaoferujemy na rynku. Mówiąc samolubnie, MON jest potrzebny po to, aby poprawić „wygląd” stoczni na rynku komercyjnym. To jest źródło zdobywania know-how, a nie pieniędzy – wyjaśnił Brzezicki.
Tylko kto za to wszystko zapłaci?
Prezes zarządu PKO BP zadeklarował, że on. A raczej kierowany przez niego bank, oczywiście pod warunkiem konkretnych propozycji, które jako podmiot rynkowy będzie mógł zaakceptować.
– Myślę, że w ramach organizacji i klastrów, które tworzycie w branży, moglibyście stworzyć listę projektów, na które potrzebujecie finansowania i kolegialnie występować o nie. My w Polsce nie mamy problemu z finansowaniem, tylko z dochodowością. Pożyczone pieniądze muszą ostatecznie zostać zwrócone – mówił Zbigniew Jagiełło.
Prezes PKO BP poinformował również, że już zaangażował się w finansowanie projektu z branży stoczniowej.
– Jesteśmy w fazie przygotowań. Moim zdaniem jest to przedsięwzięcie opłacalne, czyli pożyczone pieniądze zostaną zwrócone wraz z odsetkami i dalej będziemy mogli tym kapitałem wspomagać kolejne projekty – przyznał Jagiełło.
MS