Branża beauty zamknąć się nie da!
Po dwóch kryzysach związanych z koronawirusem przedstawiciele sektora beauty starają się przygotować na jesień. Znaczna cześć branży wykorzystuje ten sezon i spłaca długi, odkłada pieniądze - mówi Michał Łenczyński z Beauty Razem. Nie damy się łatwo zamknąć - dodaje.
Wiosenny lockdown kosztował sektor beauty 127 mln dziennie – czyli ok. 4 miliardy zł. Teraz branża wykorzystuje dobrą koniunkturę i pracuje na pełnych obrotach, aby odrobić straty związane z poprzednimi lockdownami. Jak podkreśla Michał Łenczyński, lider Beauty Razem, zrzeszającego 60 tys. specjalistów branży fryzjerskiej i kosmetycznej, po dwóch mocnych kryzysach przedsiębiorcy przygotowują się na jesień.
„W tym sezonie klienci przychodzą częściej niż przed rokiem. Oswoili się z nowymi realiami, czują się w salonach bezpiecznie, a samoocena i poczucie własnej wartości są nam wszystkim potrzebne” – wskazał Łenczyński.
„Od czerwca nastąpiło oczekiwane odbicie w branży. Odczuli je specjaliści obsługujący wesela i eventy, bo wydarzenia zaplanowane na zeszły rok odbywają się w tym sezonie” - powiedział Łenczyński w rozmowie z PAP. Zwrócił jednocześnie uwagę na wysoki poziom niepewności zarówno w branży, jak i wśród klientów, którzy nie snują dalekosiężnych planów. „Nie wiemy – doświadczeni historią, jak długo potrwa dobra passa” – dodał.
Lider Beauty Razem podkreślił, że branża obawia się zapowiadanej czwartej fali epidemii.
„Po dwóch mocnych kryzysach jesteśmy bardziej doświadczeni i staramy się przygotować na jesień. Znaczna cześć branży stara się wykorzystać ten sezon, spłacić długi, odłożyć trochę pieniędzy” – powiedział.
Łenczyński uważa, że salony kosmetyczne i fryzjerskie to najbezpieczniejsze miejsca usługowe.
„W zeszłym roku branża we współpracy z Ministerstwem Rozwoju przygotowała wytyczne sanitarne i skrupulatnie je wdrożyła. Nie istnieje żadne źródło badań, z którego mogłoby wynikać, że salony kosmetyczne czy fryzjerskie miałyby być mniej bezpieczne niż sklepy” – zauważył Łenczyński i dodał, że rynek beauty jest zależny od kontaktu osobistego. „ie istnieje możliwość strzyżenia w formie teleporady” - stwierdził.
Przywołał wyniki Indeksu Koniunktury w Branży Beauty, z których wynika, że obrót w lipcu 2021 w stosunku do lipca 2020 był dla 73,50 proc. przedstawicieli branży znacznie lepszy, dla 17,38 proc. - porównywalny, dla 4,25 proc. - trochę lepszy, 2,13 proc. - znacznie gorszy, 1,38 proc.- trochę gorszy; 1,38 proc. wskazało, że nmie wie, gdyż nie pracowało w lipcu 2020. Osoby które pracowały co najmniej przez rok twierdzą, że ten sezon w stosunku do wcześniejszego jest lepszy (78,83 proc.), porównywalny dla 17,62 proc., a gorszy - dla 3,55 proc. Badanie wykonano metodą CAWI w dniach 5-6 sierpnia br. na próbie 1066 specjalistów i przedsiębiorców branży beauty.
Łenczyński poinformował, że w okresie dekoniunktury pomiędzy czerwcem 2020 r. a czerwcem br. liczba klientów zmalała od 30 proc. do 50 proc. (30 proc. w fryzjerstwie, 40 proc. w paznokciach, 50 proc. w rzęsach i w makijażu). W Sylwestra co trzeci salon był zamknięty. Badania spadku popytu dotyczyły okresu od 1 czerwca 2020 r. do lockdownu 2021 r., czyli czasu niepewności, kiedy klienci przychodzili rzadziej.
Jak podkreślił Łenczyński, po odmrożeniu na przełomie kwietnia/maja 2021 już można przyjąć, że obroty branży wzrosły, ale w stosunku do obrotów ze stagnacji, czyli okresu maj 2020 – marzec 2021, czyli między lockdownami. Jak mówił, nie jest to jeszcze pułap sprzed pandemii. „Jednak dwa dobre miesiące nie oznaczają, że w branży poprawiło się już na stałe” - zwrócił uwagę.
„Jesteśmy w okresie rynkowej niepewności. Teraz odrabiamy straty z kwietnia br., ale nie wiemy co przyniesie przyszłość. Wiosenny lockdown kosztował branżę 127 mln dziennie – czyli ok. 4 miliardy zł. Rekompensata wynegocjowana przez Beauty Razem z rządem wynosiła około 1 miliarda zł. Branża chce pracować i nie da się łatwo zamknąć. Spodziewamy się olbrzymiej presji klientów, żeby salony były otwarte” – dodał Łenczyński.
PAP/ as/