Informacje

Zdjęcie ilustracyjne / autor: Pixabay.com
Zdjęcie ilustracyjne / autor: Pixabay.com

Hipokryzja i dowód, że nie chodzi o ratowanie świata przed CO2?

Zespół wGospodarce

Zespół wGospodarce

Portal informacji i opinii o stanie gospodarki

  • Opublikowano: 12 sierpnia 2021, 18:00

    Aktualizacja: 13 sierpnia 2021, 10:43

  • Powiększ tekst

Międzyrządowy Zespół ds. Zmian Klimatu ONZ (IPCC) opublikował raport w którym ostrzega, że obecność gazów cieplarnianych w atmosferze jest już tak wysoka, że może spowodować zakłócenia klimatyczne na dekady, a nawet stulecia. Zaznaczono, że obecne fale upałów, huragany oraz inne ekstremalne zjawiska pogodowe prawdopodobnie będą się nasilały. - Zapobiec katastrofie klimatycznej szczerze chcą tylko zwykli ludzie i to jedynie ci wierzący, że nadciąga. Cała reszta próbuje coś na niej zyskać - komentuje Andrzej Krajewski w artykule dla dziennik.pl

Alarmujący raport

Według reportu, jeśli nie podejmie się natychmiastowych i szybkich działań na wielką skalę, to średnie temperatury na świecie wzrosną o 1,5 stopnia C w ciągu najbliższych 20 lat.

Dokument IPCC jest oparty na ponad 14 tys. badań naukowych i daje szczegółowy wgląd w to, jak radykalne zmiany klimatyczne zachodzą na świecie oraz jak mogłyby dalej postępować. Został opublikowany na trzy miesiące przed konferencją klimatyczną ONZ w Glasgow, podczas której uczestniczące państwa będą pod presją, by zobowiązać się do zdecydowanych działań na rzecz ochrony klimatu oraz przeznaczenia na ten cel znacznych funduszy.

Sekretarz generalny ONZ Antonio Guterres oświadczył, że raport jest „czerwoną flagą dla ludzkości”, oraz wezwał do natychmiastowej rezygnacji z wykorzystywania energii z węgla i innych paliw kopalnych o wysokim stopniu zanieczyszczenia.

Najnowszy raport IPCC jeszcze wyraźniej niż poprzednie podkreśla bezdyskusyjny wpływ człowieka na ogrzanie atmosfery, oceanów i lądów, spowodowany emisjami gazów cieplarnianych. W porównaniu od czasów przedprzemysłowych (zdefiniowanych jako lata 1850-1900), ostatnia dekada (2010-2019) była cieplejsza o ponad stopień (najprawdopodobniej 1,07 st. C).

Czy jest ratunek?

Krajewski w swoim artykule dla dziennik.pl zwraca uwagę, że „jedynym skutecznym ratunkiem mogłoby się wydawać odzyskiwanie tegoż gazu z atmosfery. Najlepiej tak, by osiągnąć - jak ładnie nazwali to naukowcy - „emisję negatywną”. Wyobraźmy tu sobie idealny świat, w którym przemysłowe mocarstwa, dysponując skuteczną technologią zasysania CO2 z powietrza i rozbijania gazu na węgiel oraz tlen, przystępują do ratowania cywilizacji. Czynią to, budując zgodnym wysiłkiem wielkie sieci urządzeń, zdolnych nie tylko powstrzymać dalsze zwiększanie się stężenia dwutlenku węgla w ziemskiej atmosferze, ale stopniowo zacząć je zmniejszać. Tak spowalniając i wyciszając zmiany klimatyczne jakie już nabrały rozpędu. Piękna wizja. Potrzebne jest jedynie narzędzie technologiczne”.

I takie narzędzia istnieją, lecz… wykorzystywane są na razie na potrzeby koncernów. Pod koniec lipca tego roku kanadyjska firma Carbon Engineering zawarła z firmą technologiczną LanzaTech oraz liniami lotniczymi British Airways i Virgin Atlantic. Jej efektem ma być powstanie w Wielkiej Brytanii zakładów pobierających z atmosfery CO2, a następnie przerabiających go na … paliwo lotnicze. Sean Doyle, dyrektor generalny British Airways, komentował to jako „Przełom dla naszej branży”. Wszystko przez groźby objęcia linii lotniczych systemem pozwoleń na emisję dwutlenku węgla, co oznacza gwałtowny wzrost kosztów. Bo przecież najłatwiej „zdekarbonizować ślad węglowy samolotów” poprzez napędzanie ich paliwem wytwarzanym z dwutlenku węgla. Przelicznik tego, co samolot spali w czasie lotu i wyemituje do atmosfery zostanie wyzerowany przez „odessanie” z powietrza CO2, czego dokonają urządzenia Carbon Engineering.

Ta sama kanadyjska firma już w 2015 r. ogłosiła, iż opracowała technologię DAC (direct air capture) polegającą na tym, że olbrzymie wentylatory tłoczą powietrze na plastikowe membrany, pomiędzy którymi znajduje się specjalny roztwór chemiczny. Rozbija on CO2 na węgiel oraz uwalniany z powrotem do atmosfery tlen. Z pozyskanego tą drogą węgla wybudowana wkrótce przetwórnia ma wytwarzać dla British Airways i Virgin Atlantic ok. 100 milionów litrów paliw płynnych rocznie. Spalające je samoloty wyemitują oczywiście dwutlenek węgla. Jednym słowem technologia mogąca posłużyć zapobieżeniu katastrofie klimatycznej przyda się do jej przyśpieszenia - czytamy na dziennik.pl.

Naukowcy, dla tej metody, wychodząc od liczby mówiącej, że roczna emisja CO2 wynosi obecnie ok. 40 gigaton wyliczyli, że spowolnić efekt cieplarniany mogłoby już ok. 800 zakładów „odsysania” dwutlenku węgla podobnych wydajnością do tych, jakie powstaną w Wielkiej Brytanii. Gdyby zaś zbudować ich na całym świecie 10 tys., wówczas zdolne byłby do przetwarzania na węgiel 27 gigaton CO2 rocznie. To oznaczałoby sukcesywny ubytek tego gazu w atmosferze. Wówczas wielkie wyrzeczenia, jakie zaplanowano już w Unii Europejskiej w ramach Fit for 55, by zmusić ludzi do ograniczenia podróży, konsumpcji oraz posiadania wszystkiego, co nie jest „zeroemisyjne”, nie byłoby konieczne. Cała transformacja mogłaby następować stopniowo i bez ofiar. Jednak państwa solidarnie ignorują taką drogę.

Czytaj więcej: Ratowanie świata się nie opłaca. Smutne losy technologii do odsysania CO2 z atmosfery [OPINIA]

Czytaj też: Po pożarach w Turcji i Grecji ONZ już wieści klęski pogodowe

gospodarka.dziennik.pl, PAP/KG

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych