NBP czyli Nadal Bardzo Precyzyjnie
Na środowym posiedzeniu Rada Polityki Pieniężnej podniosła wszystkie stopy procentowe o 1 pkt proc. – o 100 punktów bazowych. Stopa referencyjna, główna stopa NBP, wzrosła z 3,5 proc. do 4,5 proc. To znacznie więcej niż zakładał consensus rynkowy, a dokładnie dwukrotnie więcej. Analitycy nie zakładali tak dużego podniesienia stóp, mimo że Inflacja w marcu wyniosła aż 10,9 proc. Szersze spojrzenie pokazuje, że prezes Glapiński i RPP wie, co robi i przede wszystkim chce, żeby było stabilnie. Ale nie będzie stabilnie, póki UE nie przestanie karmić swoimi euro Putina
I bez wojny inflacja na całym świecie galopowała. Wojna dodatkowo podwyższa inflację. I bez wojny ropa drożała na rynkach, a diesel wręcz wystrzelił, ponieważ, w trakcie po pandemicznego odbicia, nie tylko Rosja wywindowała ceny gazu, ale głodnemu przemysłowi zabrakło wszystkich surowców, a z braku gazu i jego drastycznie rosnących cen coraz częściej przesiadał się na zasilanie paliwami diesla, czym dodatkowo podbił jego cenę, co dodatkowo podbijało ceny transportu, przez co ceny końcowe towarów – podwyższało jeszcze inflację.
Teoretycznie można dziś stwierdzić, że, jak widać, mając na wadze wzrost gospodarczy i rosnącą inflację w RPP uznano, że większe zagrożenie jest obecnie po stronie rozkręcającej się inflacji niż szans przejścia przez nią większym wzrostem gospodarczym. Od siebie mogę też dodać, że byłby to dość naturalny wybór, ponieważ inflację odczuwamy wszyscy, za to wzrost gospodarczy odczuwają w praktyce nieliczni - bardzo często wzrost gospodarczy pozostaje dla ludzi czymś abstrakcyjnym, ponieważ podwyżki, nagrody i bonusy w pracy zbyt często pozostają w sferze życzeń, więc może i PKB zwiększa się o X, ale jakoś większość zarabia wciąż tyle samo. Ale! O ile po podwyżkę trzeba się do przełożonego udać, tak inflacja przychodzi po nasze portfele sama i nieproszona. To nie kwestia tej, czy innej władzy (chyba, że któraś władza zdecyduje się akurat obniżyć realnie podatki), tak już po prostu jest. Właśnie dlatego, że to prawda mało popularna, choć oczywista, znów powraca pytanie: czy stóp procentowych nie podniesiono za późno i czy kto inny lepiej by sobie z tym nie poradził?
Rynki przez długi czas chciały głowy prezesa Glapińskiego. Nawoływania do jak najszybszego podnoszenia stóp procentowych przez NBP przybierały wręcz czasem formę trollowania, internetowej nagonki, a gdybyśmy byli wszyscy w jednej klasie, można by rzecz, że był to klasowy mobbing – klasa finansistów kontra prezes NBP. Wielu stawiało Czechy za przykład (czeski bank centralny podniósł zdecydowanie i wcześniej stopy procentowe). Prezes Glapiński tłumaczył wielokrotnie, że najważniejsze jest dla niego utrzymanie miejsc pracy i jak największe rozpędzenie gospodarki, ponieważ radykalne wciskanie hamulca tej lokomotywy przedwcześnie zbyt radykalnie schłodzi gospodarkę, tzn. zmniejszy się liczba miejsc pracy. A dziś widać, że jest lepiej niż dobrze.
By pozostać przy tym samym odniesieniu, dziś Czesi mają nieco jeszcze wyższą inflację niż Polska, a do tego, wzrost gospodarczy Polska ma trzykrotnie większy niż Czechy. Dowodzi prawdziwości tezy, jeśli komuś w ogóle trzeba o tym mówić, ale pewnie opozycji w Polsce trzeba, że tak wysoka inflacja naprawdę jest spowodowana czynnikami zewnętrznymi, a do tego, że prezes Glapiński podjął słuszną decyzję, bo mielibyśmy dziś znacznie większy problem, gdyby PKB w Polsce był tak niski jak w Czechach, a inflacja i tak jest niemal taka sama.
Do tego, że może być lepiej, dochodzi korekta prognozy analityków City Handlowego:
Zakładając znaczące osłabienie aktywności w połowie tego roku, polska gospodarka może rozwijać się w tempie ok. 4 proc. całym w 2022 r. (…) dostępne do tej pory dane i informacje pozwalają na nieco większy optymizm niż jeszcze kilka tygodni temu. (…) Jeśli wzrost miałby wynieść znacząco poniżej 4 proc., aktywność gospodarcza musiałaby ucierpieć znacznie mocniej, niż wydaje się to prawdopodobne w tej chwili – ocenili analitycy Citi na początku kwietnia.
Niektórzy teraz zadają sobie jeszcze pytanie o maksymalny pułap, do którego mogą być podniesione stopy procentowe. By poniekąd odpowiedzieć na to pytanie wystarczy spojrzeć na dane historyczne. Lekko ponad 20 lat temu, w 2001 roku mieliśmy podobną inflację, a stopa referencyjna NBP wynosiła wtedy… aż 13 proc. Jednak nie ma dziś sygnałów, by tak radykalnie podnosić stopy procentowe, ponieważ gospodarka jest w bardzo dobrej kondycji, nieporównywalnie lepszej niż w tamtym okresie – np. Czesi mają obecnie nieco wyższą od nas inflację, a wzrost gospodarczy trzykrotnie niższy. Do tego nastroje przedsiębiorców (PMI) spadają, ale nadal są pozytywne. Po drugie za łatwo o stagflację (zduszenie wzrostu PKB, a jednocześnie cały czas wysoką inflację), do czego trzeba pamiętać, że choćbyśmy podwyższyli stopy procentowe nawet do 13 proc., to nie zdusimy inflacji przy jej obecnych źródłach – a są nimi czynniki zewnętrzne, wspomniane wyżej - za to możemy wpędzić się w stagflację, a nawet recesję. Dlatego nie o to do końca chyba chodziło. Bardziej wydaje się, że chodziło o wzmocnienie waluty, co tez przyznają dziś analitycy rynkowi.
Czy właściciele kredytów hipotecznych muszą się bać dalszej podwyżki stóp procentowych, nawet do tego teoretycznego poziomu 13 proc.? Jak widać po wpływie banków centralnych na inflację – niespecjalnie, skoro podwyższanie przez nie stóp procentowych niespecjalnie przekłada się na zbijanie poziomu inflacji. Moim zdaniem, jeśli nic innego się już nie wydarzy, można zakładać, że na tym poziomie stopy procentowe pozostaną przynajmniej do końca roku.
Rynek potrzebuje stabilizacji. W kwestii polityki pieniężnej, jak widać, prezes Glapiński wie co robi, więc tu nie trzeba zmian. Zresztą, nie zmienia się koni podczas przeprawy przez rzekę. Zmian trzeba gdzie indziej. Sposobu na stabilizację należy szukać w zakończeniu konfliktu na Ukrainie, a zakończyć go z naszej perspektywy pokojowo - bez wejścia NATO na Ukrainę - można tylko w jeden sposób: wykończyć finansowo Putina. Aby to zrobić Unia Europejska musi przestać fingować sankcje i przelewać Putinowi miliony euro dziennie! - szacunki na 2022 rok mówią o kwocie 80–85 mld euro rocznie dla Rosji! Jak ma zakończyć się konflikt, skoro karmi go sama UE, skupując połowę rosyjskiego eksportu tego surowca? Należy z dnia na dzień odciąć się od rosyjskiej ropy. I nie ma innego sposobu. Przez moment musi być gorzej, żeby na dłużej mogło być lepiej. Inaczej będzie już tylko gorzej.
Maksymilian Wysocki
CZYTAJ TEŻ: Wysocki: Derusyfikacja musi być doktryną UE
CZYTAJ TEŻ: Ropa naftowa na rynkach nieznacznie tanieje