Premier postawiony pod ścianą przez rodziców niepełnosprawnych dzieci
Grupa protestujących w Sejmie rodziców niepełnosprawnych dzieci spotkała się w piątek wieczorem z premierem na sejmowym korytarzu. Matki osób niepełnosprawnych, wraz z kilkoma ojcami powiedziały premierowi, że nie opuszczą budynku dopóki rząd nie zadecyduje o wprowadzeniu natychmiastowej podwyżki zasiłków pielęgnacyjnych dla osób opiekujących się swoimi niepełnosprawnymi dziećmi.
Chcą, aby zasiłek odpowiadał najniższej krajowej i był traktowany w systemie podatkowym jako praca (tzw. „uzawodowienie”). Domagają się napisania odpowiednich przepisów w ustawie, w czym zaoferowali pomoc. Chcą także zmian w prawie zapisów, które blokują otrzymywanie pomocy tym, którzy muszą opiekować się niepełnosprawnymi dziećmi. Zasiłek pielęgnacyjny na opiekę nad chorym dzieckiem wynosi 620 zł.
Były łzy i mocne słowa. „(..) Mam durne ustawy, które katują mnie i moje dziecko” - podsumowała jedna z matek. - Nie będziemy czekać. Prosimy pana o ustawę tu i teraz – powiedziała jedna z protestujących. Rodzice mówili o tym, jak trudno im kupować coraz droższe leki, opiekować się osobą niepełnosprawną bez szans na wykonywanie pracy, mając wyłącznie świadczenia społeczne.
„My nie jesteśmy śmieciami” - powiedziała jedna z matek. Matki radziły premierowi, żeby nie brał przykładu z Anglii i z Francji, gdzie osoby niepełnosprawne otrzymują od państwa prawie wszystko to, czego potrzebują do funkcjonowania w społeczeństwach obciążając je ogromnymi kosztami. Premier słuchał. Rodzice żądali, by powiedział, co zamierza rozbić z problemem, w związku z którym protestują w różny sposób już od ośmiu miesięcy. W swoich wypowiedziach nazywali premiera kłamcą, wypominając, że stracili do niego zaufanie. Ale mówili, że wierzą w to, że tym razem im pomoże i będą mogli mu to dobrze zapamiętać.
Oberwało się też ministrowi zdrowia, wiceminister pracy Elżbiecie Seredyn i politykom, których spotkali w Sejmie, m. in. Stefanowi Niesiołowskiemu, posłowi Sławomirowi Piechocie, poruszającemu się na wózku i niepełnosprawnemu senatorowi Janowi Filipowi Libickiemu, którego zapytali, jak to możliwe, że jego asystent otrzymuje 6 tys. zł pensji miesięcznie, a on „poradził” im, że trzeba startować na posła. Rodzice mówili, że ten problem będzie dotyczył coraz większej ilości osób, a także tych dzieci, które mają się urodzić.
W niektórych rodzinach jest więcej niż jedno niepełnosprawne dziecko, a ustawa nie przewiduje zasiłku pielęgnacyjnego na więcej niż jedno dziecko. Jedna z kobiet powiedziała, że ten problem może dotyczyć także kogoś w jego rodzinie. Kobiety mówiły o lekach, które są im potrzebne dla dzieci, a które są odejmowane z koszyka świadczeń oraz o tym, że osoby niepełnosprawne powinny być przyjmowane do lekarzy poza kolejnością i o turnusach rehabilitacyjnych, na które nie mogą wysyłać swoich dzieci ze względu na koszty.
Rodzice, którzy okupują Sejm chcą, aby świadczenie pielęgnacyjne było uznawane jako ich praca, ponieważ nawet, gdyby pracowali (niektórzy rodzice niepełnosprawnych dzieci pracują) nie byłoby ich stać na zatrudnienie opieki nad chorym dzieckiem. Protestujący w ostatnich dniach mieszkają w Sejmie. Jedzenie przynoszą im osoby z kancelarii Sejmu. Powiedzieli, żeby premier dał im w najbliższych dniach decyzję oraz, że sami nie zrezygnują z protestu w przypadku fiaska. Premier powiedział, że spotka się z rodzicami w Sejmie w sobotę o godz. 18. aby po konsultacji z ministrem finansów dokończyć dialog i przedstawić swoją propozycję. Na razie powiedział, że w 2015 roku świadczenie pielęgnacyjne przekroczy 1000 zł. - To nie jest problem z napisaniem ustawy. W roku 2015 nie jesteśmy gotowi sfinansować świadczeń, biorąc pod uwagę ryzyka konstytucyjne, że powiększy się grupa świadczeniobiorców (…). My będziemy dogowi ze świadczeniem pielęgnacyjnym na poziomie najniższej krajowej w 2016 roku. I od początku tak mówiłem – mówił na spotkaniu premier. Piątkowy dialog trwał dobre półtora godziny. Uczestniczył w niej też minister pracy i polityki społecznej Władysław Kosiniak-Kamysz.
Protestujący mówią, że nie satysfakcjonuje ich pomoc rzędu 200 zł. Podkreślali, że nie są związani z żadną partią i że w Sejmie zostaną tyle czasu, ile będzie trzeba, bo jest im tam dobrze.
Do Sejmu zaprosili ich posłowie Twojego Ruchu i Solidarnej Polski.