Opinie

www.sxc.hu
www.sxc.hu

A co z nami? Opiekunowie dorosłych niepełnosprawnych opuszczeni przez państwo

Luiza Dobrzyńska

Luiza Dobrzyńska

Luiza Dobrzyńska jest pisarką, prowadzi blog "Stara Panna i Morze".

  • Opublikowano: 15 maja 2014, 09:34

  • 2
  • Powiększ tekst

Jak mają ciężko rodzice niepełnosprawnych dzieci, mówi się często. W okresie składania PITów, gdy różne organizacje walczą między sobą o to, która zagarnie więcej „jednoprocentówek”, jesteśmy dosłownie bombardowani ulotkami, afiszami i spotami reklamowymi, w których wielkookie biedactwa mówią „Warto pomagać”, „Dobro powraca” albo po prostu „Przekaż 1%”. W porządku. Nikt nie mówi, że ich sprawa nie jest istotna. Przeciwnie, bo jest, i to bardzo. Kto jednak myśli o ludziach, opiekujących się dorosłymi niepełnosprawnymi, na przykład rodzicami? Wiesza się psy na dzieciach oddających zniedołężniałych rodziców do domów opieki, nie ma takiego złego słowa, jakiego by o nich nie powiedziano. A czy ktoś choć przez chwilę zastanowił się, co to znaczy opieka nad osobą o zaburzonym umyśle lub przykutą na stałe do łóżka? Myślę, że nie.

Coś takiego trudno sobie nawet wyobrazić, co dopiero z tym żyć. I niestety nie jest to sprawa, która ktoś chciałby medialnie wykorzystać. Co to oznacza w praktyce? Tragedię. Opieka nad osoba o znacznym stopniu niepełnosprawności to praca całodobowa, za którą opiekunowi będącemu członkiem rodziny nikt nie płaci. Czasem musi, tak jak ja, jednocześnie zajmować się bezradnym inwalidą i zawodowo pracować. Ja to robię od ośmiu lat, bo moja matka jest po udarze, sparaliżowana i prawie niewidoma, co nie obchodzi nikogo oprócz mnie. Jako człowiek doświadczony mówię pod przysięgą: takie osiem lat wystarczy, by wpędzić nawet kogoś silniejszego ode mnie do czubków. Zrozumieć to może tylko ten, kto zna sprawę z własnego doświadczenia. Czy nie wolałabym zrezygnować z pracy zawodowej i poświęcić się wyłącznie opiece nad mamą? Na pewno. Tylko co z tego? Nawet gdybym w tym celu zrezygnowała z etatu, nie dostanę zasiłku, bo emerytura mamy jest trochę za wysoka i przekraczamy ustalony odgórnie dochód brutto na osobę. Nie mówiąc już o tym, jaki ten zasiłek jest... psa nie dałoby się za to utrzymać. A – jak wiadomo – życie kosztuje, i nie tylko polityków, którzy w związku z tym co roku podwyższają swe i tak skandalicznie wysokie zarobki. Bo im się należy. A nam nie. Tymczasem trzeba zapłacić czynsz, opłacić media, coś jeść i w coś się ubrać, a same środki czystościowe dla osoby nie mogącej wstać z łóżka to wydatek bardzo poważny. A gdzie leki? O tym wszystkim musi myśleć opiekun i dobrze łamać sobie głowę, nawet gdy, tak jak ja, ma jeszcze pracę. Piszę „jeszcze”, bo w każdej chwili mogę ją stracić, jak miliony innych obywateli naszej Zielonej Wyspy. Co mi wtedy zostanie? Emerytura mamy na nas dwie. Lepiej umrzeć od razu. Jak wygląda na co dzień życie opiekuna, można powiedzieć dopiero wtedy, gdy samemu spełnia się tę rolę. Rolę według naszych polityków albo mało ważną, albo tak łatwą, że nie należy się nią przejmować. Opiekunowie osób dorosłych rzadko protestują, bo zazwyczaj nie mają na to siły. Ostatnio zdobyli się na demonstrację, co zresztą naszego premiera nie wzruszyło. W 2013 odebrał im zasiłki.

Teraz, pod naciskiem opinii publicznej, przywrócił, ale nie wszystkim – ten ma szansę dostać kilkaset złotych miesięcznie, kto może wykazać, że dochód w gospodarstwie domowym wynosi mniej niż... zresztą oto fragment odnośnej ustawy: „Specjalny zasiłek opiekuńczy przysługuje, jeżeli łączny dochód rodziny osoby sprawującej opiekę oraz rodziny osoby wymagającej opieki w przeliczeniu na osobę nie przekracza kwoty kryterium dochodowego wynoszącego 623 zł netto. Specjalny zasiłek opiekuńczy przysługuje w kwocie 520 zł miesięcznie.” Czyli gdy osoba niepełnosprawna ma emeryturę w kwocie, powiedzmy, 1400 zł na rękę, a opiekuje się nim syn lub córka, nie może on liczyć na to że nasze miłościwe państwo uzna jego ciężką harówkę za coś wartego choć minimalnego ekwiwalentu pieniężnego. To, że taka opieka często wręcz wyklucza pracę zawodową i fakt że w braku chętnego do tej opieki osoba niepełnosprawna musiałaby trafić do zakładu na koszt państwa, jest lekceważony. Lepiej zapłacić domowi opieki, który zresztą wykończy pacjenta w kilka miesięcy, niż dać te pieniądze członkowi rodziny, bo kto wie, jeszcze na tym zarobi. Też mi zarobek za niewolniczą pracę 24h/dobę! Niechby ktoś z żyjących w luksusach polityków został zmuszony do takiej pracy, to odwołałby się chyba do Trybunału Praw Człowieka, niezależnie od proponowanej mu kwoty! A tacy jak ja muszą to robić za darmo.

Bo nie mają wyjścia. Bo kochają ojca, matkę, brata lub siostrę. A czasem dorosłe dziecko po ciężkim wypadku. Problem w tym, że ludzie o dużym stopniu niepełnosprawności są „nieproduktywni”, czyli stanowią społeczny odpad. Dla ZUSu i innych instytucji najlepiej by było, żeby umarli, bo szkoda marnować na nich pieniądze. Częstym argumentem decydentów jest to że „Oni przecież mają emeryturę wzgl. rentę”. Tak, groszową rentę, nędzną emeryturę która musi wystarczyć na wszystko – dla jednej tylko i to zdrowej osoby byłyby to głodowe fundusze. Dla dwóch, w tym jednej obłożnie chorej, to zabójstwo na raty, ukryta forma eutanazji, z tym że śmiertelny zastrzyk byłby jednak miłosierniejszy. A trzeba jeszcze wziąć pod uwagę, że „zawód” opiekuna dorosłego z dużą niepełnosprawnością jest nie tylko bardzo obciążający fizycznie, nie tylko jest to praca siedem dni w tygodniu przez całą dobę, ale i niszczy psychicznie, nawet bez wiecznego poszukiwania, skąd wziąć pieniądze na najpotrzebniejsze rzeczy. Dochodzi do sytuacji, gdy bezradnym i bezbronnym inwalidą opiekuje się psychiczny wrak, bomba z opóźnionym zapłonem, w każdej chwili mogąca wybuchnąć. Jeden podpis premiera ująłby choćby część ciężaru krzyża dźwiganego przez takich ludzi – ale ważniejsze są pendolino, organizacja kolejnych igrzysk czy choćby tworzenie internetowego portalu społecznościowego dla... bezdomnych. Na to są pieniądze. Dla takich jak ja ich nie ma. Mamy radzić sobie sami. Cóż, opiekunowie niepełnosprawnych nie pójdą na Wiejską z kilofami, nie będą podpalać opon i nie dokonają żadnego podobnego aktu agresji, bo nie mają na to sił. Wszystkie oddali swym najbliższym. Zatem premier się ich nie boi.

Co mogą mu zrobić? Nie stoi za nimi żadna realna siła, nikt, a już najmniej UE, która dobra jest wtedy gdy może coś zyskać, gdy można jedną ręką z wielkimi fanfarami dać, a drugą po cichu odebrać, i to z lichwiarskim procentem. UE dobra jest w narzucaniu „norm emisji”, sposobów produkcji wędlin i cen, ale nic jej nie obchodzi, ile ludzie zarabiają i ilu w Polsce wykonuje – za śmieciową pensję - w pojedynkę pracę, do której w innym państwie europejskim potrzeba pięciu dobrze opłacanych pracowników. Co więc się dziwić, że tego bałwana na glinianych nogach nie obchodzą polscy inwalidzi? A skoro nie obchodzi to Unii, tym bardziej ma to w nosie premier i jego przyboczni klakierzy. Im prędzej umrą ci „nieproduktywni”, tym przecież lepiej dla budżetu, z którego zarówno premier, jak i wszyscy co przy żłobie czerpią pełną garścią na naszych oczach, nie dbając o to czy to w zgodzie z prawem, czy nie. Prawo można przecież dowolnie interpretować, niejeden raz to udowodniono – wystarczy odpowiednie polecenie „z góry”. Polska to nie jest kraj dla młodych, nie jest to kraj dla starych. To w ogóle nie jest już kraj dla ludzi. Dobrze mają się w nim tylko politycy, bankierzy, lichwiarze i tacy przedsiębiorcy, co dla osiągnięcia celu idą po trupach. I jeszcze zagraniczni inwestorzy, którym ojcowskie Państwo Polskie z dobroci serca odpuszcza płacenie podatków, poczciwie przerzucając ciężar utrzymania budżetu na emerytów, rencistów i pracowników zatrudnianych na najniższą krajową. A pan premier pilnie baczy, by nic z tego budżetu nie ubyło na rzecz jakichś tam nędzarzy, którzy nawet pracować nie mogą.

Powiązane tematy

Komentarze