Tusk o referendum, czyli LOT nad kukułczym gniazdem
Czasem pewne obserwacje łączą się dość dziwnie, ale jednak w szerszym spojrzeniu mają sens. Np. przypomniało mi się jak jakiś czas temu, podczas startu samolotu, wstał jakiś wariat i krzyknął „błogosławię ten samolot!”. Tak samo ostatnio wstał Donald Tusk i oświadczył narodowi „uroczyście odwołuję to referendum!”. A zrobił to dlatego, że, podobnie jak tamten wariat lotu, Donald Tusk panicznie się tego referendum boi
Uroczyście przed wami unieważniam to referendum, które PiS chce zorganizować 15 października wraz z wyborami do Sejmu i Senatu - oświadczył w połowie sierpnia Donald Tusk w trakcie Rady Krajowej Platformy Obywatelskiej w Warszawie. - To referendum jest nieważne w najgłębszym i najszerszym tego słowa znaczeniu – dodał.
Otóż jest dokładnie odwrotnie. To referendum jest właśnie najważniejsze, w najgłębszym i najszerszym tego słowa znaczeniu, bo zawiera dokładnie rzeczy, które oddają to, czym w istocie jest i był faktycznie realizowany program Platformy Obywatelskiej, nie ten deklarowany, ale ten realizowany. A nas interesuje zwłaszcza kwestia ściśle związana z gospodarką. Choć każde z pytań referendalnych ma z nią związek, to wydaje się najważniejsze, przynajmniej wobec kwestii narodowości kapitału i własności na polskim rynku.
Pierwsze pytanie w planowanym referendum brzmi: „Czy popierasz wyprzedaż majątku państwowego podmiotom zagranicznym, prowadzącą do utraty kontroli Polek i Polaków nad strategicznymi sektorami gospodarki?” i do postawienia tego pytania społeczeństwu jest doskonały powód.
Filozofię prowadzenia polityki gospodarczej przez Donalda Tuska można określić w prosty sposób: prywatyzacja wszystkiego bez względu na sens, cel i konsekwencje. Efekty działań jego ekipy w tym zakresie nasz kraj odczuwa do dziś. Wiele rzeczy udało się odwrócić, ale wiele szkód zdążyło się wytworzyć.
Za rządów koalicji PO-PSL sprywatyzowano blisko 1 tysiąc firm (dokładniej 950). Gdy przejmowałli stery w kraju, państwo miało udziały w 1343 przedsiębiorstwach. Osiem lat później państwowych firm było zaledwie 393.
Jak wyglądał proceder prywatyzacji za czasów PO-PSL? w jednym z wywiadów opowiadał ostatnio Andrzej Śliwka, wiceminister aktywów państwowych, wspominał, że w samym Ministerstwie Finansów podpisanych zostało ponad 1200 umów sprzedaży akcji i udziałów, których pierwotnym właścicielem był skarb państwa, łącznie opiewających w sumie na kwotę ok. 60 miliardów złotych. Pod „młotek”, a raczej na giełdę, leciały równo PKO BP, Enea, Tauron, PGE, KGHM. LOT miał polecieć jako spółka bez przyszłości, określana przez Tuska słowami „studnia bez dna”. Nie mówiąc już o LOTOS-ie, który Tusk chciał sprzedać Rosjanom, a raczej, jak to sam ujął „Nie ma żadnej ideologicznej przesłanki, by mówić kategoryczne »nie« dla inwestorów z jakiegokolwiek kraju, także z Rosji”.
A najlepsze, a raczej najgorsze, że działo się w latach 2009-2010, czyli w czasie kryzysu gospodarczego. Rząd PO-PSL w kryzysie gospodarczym lat 2007-2011 nie tylko nie pomógł nawet w połowie Polakom tak, jak zrobił to rząd PiS i ZP, ale do tego po zaniżonej z racji kryzysu wycenie łatał dziurawy jak sito budżet. Planował też wyprzedaż akcji firm, które w ogóle nie potrzebowały żadnego ratunku i były w świetnej sytuacji finansowej, takich jak np. BGŻ, PZU, PKO BP, Jastrzębska Spółka Węglowa czy PGE.
Znacząco inna wtedy w linii narracji „Rzeczpospolita” w 2011 roku pisała: „Masowa prywatyzacja - już przeprowadzona i planowana przez rząd PO - wpycha Polskę do grupy krajów neokolonialnych. Polacy mają pracować na usługach zagranicznego kapitału i za chwilę nie będą gospodarzami w swoim własnym państwie”.
Wyprzedawano nawet unikalny dorobek polskiej kultury! I tu nie chodziło tylko o sam biznes, chodziło o dzieła sztuki. Za rządów Tuska sprzedano prywatnej firmie w sumie prawie 40 tys. utworów za bagatela 8 milionów złotych. Prywatyzacja spółki Polskie Nagrania, to był do prawdy skandal. Jak można było de facto pozbyć się praw do utworów największych gwiazd polskiej estrady, takich jak Marek Grechuta, Czesław Niemen czy Skaldowie? Jak się okazało, można! I to lekką ręką!
Rząd PiS zaczął dopiero odkręcać te procesy. Jakoś tak się złożyło, że dziś wszystkie te spółki radzą sobie doskonale, nie potrzebują ratunku, osiągają rekordowe wyniki i dokonują ekspansji za granicą. A kiedy dziś poseł Lewandowski z PO mówi, ze „jakaś miara sensownej prywatyzacji jest potrzebna”, to ja się pytam: komu? Bo ani nie spółkom, ani gospodarce, ani społeczeństwu, któremu spółki w ostatnich latach pokazały, że są w stanie wychodzić ponad swoją stricte biznesową działalność i pomagać, odgrywając niesamowicie ważną rolę w wielu kryzysach i potrzebnych dla uzdrawiania rynku działaniach. Gdyby nie były one państwowe, nie byłoby ani jednej zaangażowanej na taką skalę, w momentach próby, firmy.
Tak, nic dziwnego, że Donald Tusk tak panicznie boi się tego referendum. Pewnie też doskonale sobie zdaje sprawę, że z fotela pasażera wolno mu powiedzieć wszystko, podobnie jak tamtemu, oszalałemu z nerwów człowiekowi. Gdy jednak ktoś taki dorwie się do steru, to trudno powiedzieć co się stanie dalej, czy do celu uda się w ogóle dolecieć. Jak na razie jedyne co widać na pewno, to że mimo wszystko stabilnie lecimy dalej i to jak się wydaje jednak w dobrym kierunku.
Maksymilian Wysocki