Urzędników przyuczyć do walki zbrojnej
Sezon ogórkowy czas zacząć! Początek tygodnia zaowocował w zupełnie nieistotne tematy. Zrobiło się ciepło i chyba odechciało nam się zajmować czymś więcej niż słowami Marysi z liceum, czy wszystkimi nieszczęściami, które spadły na Joannę Szczepkowską. Boguś pędzi BMW, nie ma komu go dogonić i pomimo że jak do tej pory nic złego nie zrobił okazał się być wrogiem publicznym numer jeden. I tylko biedna rasa dziennikarska musi się dwoić i troić, o czym by tu napisać.
Mnie tematu dostarczył niezawodny minister Szczurek, który uważa, że w Polsce mamy niskie podatki, dobrobyt i państwo minimum. Myślę, że gość żyje w alternatywnej rzeczywistości albo pretenduje do zaszczytnej nagrody Kisiela, którą ostatnio mam wrażenie wręcza się za najbardziej abstrakcyjne postrzeganie realiów (dostał ją min. Adam Michnik oraz Vincent Rostowski). Byłoby to i może dość zabawne, problem jednak stanowi fakt, że Szczurek siedzi nam w kieszeni i przynajmniej w teorii może być sprawcą naszej niedoli. W teorii, bo w praktyce skrupulatnie buduje szarą strefę.
Minister Szczurek zasugerował, że dobrym pomysłem mogłoby być wprowadzenie jeszcze jakiegoś podatku, takiego na wojsko. Pewnie Państwa zainteresowało na co w takim razie idą nasze podatki teraz, bo przecież w teorii wojsko jest najbardziej wspólnym dobrem, które powinno zajmować pierwsze miejsce w kolejce wydatków budżetowych. Otóż służę informacją– administracja. Mamy pożądaną, liczną, o rozległych wpływach i drogą administrację. No, a tego się zmienić nie da, to jest chyba jasne! Trzeba powiedzieć sobie otwarcie – Polska radnymi stoi i to właśnie jest wyznacznik naszego dobrobytu. W Polsce obraduje 46 790 radnych, a w Wielkiej Brytanii ok. 19,5 tysięcy (liczba ludności UK to ok 62 mln), w samej Warszawie koniecznym jest, aby radziło 407 osób, kiedy na 8 milionowy New York City przypada 51. No, ale wiadomo w Stanach wszystko jest większe to i umysły pewnie też i 51wystarczy. U nas się tak nie da i to w ogóle nie ma co o tym dyskutować.
Skoro już ustaliliśmy na co wydajemy taką furę pieniędzy możemy przejść do następnej kwestii, czyli niby co chciałby opodatkować Szczurek. Z tego co widzę wszystko jedno i w zasadzie to mądre podejście. Czego by nie opodatkował i tak byśmy nic nie zapłacili. Bo nie mamy z czego. Z pustego i Salomon... i tak dalej... Przypominam, że po ostatniej podwyżce podatku VAT dochód zeń spadł z 14% PKB do 12% PKB. Krzywa popytu i podaży działa też w kwestii podatków.
Nie znam się na wojsku i nie chce się poznać, ale słyszałam z zaufanych źródeł, że jest ono w opłakanym stanie. Zastanawiałam się jak to się dzieje, przecież jesteśmy państwem w samym sercu Europy, przecież nasz teren jest wprost wymarzony do toczenia walk. Minister Szczurek raczył wyjaśnić między wierszami, że po prostu nie było podatku, który szedłby na wojsko. I już się dziwić nie ma co.
Urządzam sobie żarty, ale temat jest niezwykle istotny. Z jednej strony chodzi o nasze kieszenie, bo przecież kolejne podatki uderzają tylko w co mniej cwane jednostki, które boją się, albo nie umieją skorzystać z uroków szarej strefy, czyli najpewniej akurat w tych, których jako cywilizowane społeczeństwo powinniśmy chronić. A z drugiej o bezpieczeństwo naszego kraju, który jedyną armię jaką posiada to niezwykle liczna piechota urzędników terytorialnych, kawaleria radnych, bateria nadbrzeżna zastępców ministrów, desantowo szturmowa dywizja urzędników skarbowych. Tylko, czy ciężka artyleria w postaci kontroli, domiaru i wstrzymania zwrotu podatku zda egzamin w obliczu zewnętrznego zagrożenia?
Skoro więc administracji zmniejszyć się nie da, a podnosząc podatki nie uzyskamy oczekiwanych efektów, pozostaje nam tylko przyuczyć urzędników do walki zbrojnej. To i dla nich zawsze jakaś rozrywka, a dla nas pożytek.