Jacek Bartosiak pięknie błądzący
Powiedzieć o Jacku Bartosiaku, że jest postacią kontrowersyjną to jak nic nie powiedzieć. Ten geopolitolog i analityk stosunków międzynarodowych jest bez wątpienia najbardziej znanym reprezentantem tego grona w Polsce. Ale czy też najwybitniejszym? Jego ostatnia książka może być odpowiedzią na to pytanie.
Nie, w tej publikacji nie mam zamiaru odnosić się do ostatnich zawirowań wokół osoby Jacka Bartosiaka, bo i nie mają one zbyt wielkiego znaczenia dla książki. „Zapiski w przededniu wojny, czyli dzieci morza wzywają swoją matki” to zbiór analiz i tekstów Bartosiaka, które ukazywały się od 2020 do 2024 roku, wzbogacone krótką przedmową jak również szeregiem wywiadów z ciekawymi, a nieco mniej znanymi (dlaczego?) w Polsce zagranicznymi analitykami czy geostrategami. Sam Bartosiak już na okładce nawołuje do tego, by czytelnik zagłębiwszy się w owe teksty sprawdził czy ów analityk miał rację w swych przewidywaniach, czy też się pomylił.
Podejście w ten sposób do tej pracy byłoby doprawdy kuszące, ale i banalne - analizując teksty Bartosiaka nie należy tylko patrzeć na przewidywania tegoż analityka i ich trafność, ale przede wszystkim na wizję świata, którą ów prezentuje. I to ona jest w moim przekonaniu najbardziej problematyczna.
Polski Tom Clancy
Zacznę od elementów bezsprzecznie pozytywnych, które przebijają się przez tę i inne prace Bartosiaka. Bez wątpienia nasz główny geostrateg operuje pięknym i porywającym językiem. Recenzenci omawiający poprzednią pozycję Bartosiaka wydaną przez Wydawnictwo Literackie „Najlepsze miejsce na świecie” często szydzili z literackich, opisowych zabiegów w niej stosowanych. Te wszystkie opisy odzienia, krajobrazów, odczuć, ale też relacje z sekretnych spotkań z tajemniczymi postaciami świata polityki i wojskowości w moim przekonaniu dodawały książce atrakcyjności. Bez wątpienia jest Bartosiak niespełnionym pisarzem, zaś napięcie w „Najlepszym…” buduje po mistrzowsku. Zaiste, mielibyśmy w Bartosiaku prawdziwego polskiego Toma Clancy, gdyby zdecydował się nasz analityk nareszcie iść drogą czysto literacką. Niestety - pan Jacek najwyraźniej chce odgrywać większą rolę, w efekcie otrzymaliśmy tam dość karkołomne tezy, podane nie jako fabułę lecz całkiem serio, co w moim przekonaniu mocno szkodziło tamtej pozycji. A jak jest w „Zapiskach….”?
Inna jest struktura tej pozycji - tam mieliśmy ciągłą narrację, tu mamy zbiór tekstów i analiz. Mimo to i tutaj Bartosiak pręży literackie muskuły, opisami ożywiając suche liczby i dane. To co u innego analityka byłoby nudnym jak flaki z olejem zestawieniem danych interesujących jedynie specjalistów, u Bartosiaka zamienia się w wartką opowieść. Czyta się to szybko i świetnie, przez co przez owo grube tomiszcze da się przejechać w dwa-trzy dni (a przynajmniej tak było w moim wypadku).
Popularyzator
Tu należy przejść do drugiej zasługi Bartosiaka, jaką jest umieszczenie Chin na (lubiane przezeń określenie) mapach mentalnych Polaków. Istotnie, Państwo Środka było na nich nieobecne co najmniej od końca PRL, choć przecież Polska posiadała i wciąż posiada organizacje takie jak ChiPolBrok, trudniące się ułatwianiem relacji gospodarczych między Polską a Chinami. A jednak, zwrot z lat 90-tych i słuszna orientacja ku Zachodowi sprawiła, że na wiele lat Chiny z powszechnej świadomości zniknęły jako gospodarczy partner i jako ważny podmiot na Dalekim Wschodzie - i sądzę, że to właśnie Bartosiak przywrócił świadomość o Chinach do polskich głów.
Niestety, tu też objawia się największa bodaj wada w bartosiakowej analityce i publicystyce, a tą wadą jest swoiste zakochanie w Chinach. Nie chodzi tu tylko o sympatie kulturowe, ale też rozstrzyganie, że tak powiem, wszelkich wątpliwości „na korzyść oskarżonego”. W świecie zmierzającym do coraz większej polaryzacji na linii wschód-zachód takie podejście jest nie tylko błędne ale i niebezpieczne.
Pusta potęga Chin
Oczywiście - Chin lekceważyć nie należy. To obecnie poważny partner gospodarczy, na tyle, iż w chwili gdy piszę te słowa prezydent RP odbywa do Państwa Środka ważną wizytę, której celem jest otwarcie tamtejszego, jakże chłonnego rynku na nasze dobra. To kraj, swego czasu, bardzo gwałtownie się rozwijający, dodatkowo mający gigantyczne ambicje, by zająć miejsce USA na światowej arenie, stając się nowym super-mocarstwem regulującym światowy porządek.
Wszystko to prawda i nieprawda jednocześnie.
Chiny bowiem mają potężne ambicje, ale wciąż nie mają instrumentów ich realizacji. Tak, liczbowo jest to chłonna gospodarka, jednak pamiętać należy, że miażdżąca większość chińskiej populacji żyje w skrajnej, somalijskiej wręcz nędzy i na wiele importowanych dóbr po prostu jej nie stać. Jasne, Chińczycy co chwila chwalą się statystykami wzrostu i rozwoju, jednak uczeni szybko te statystyki weryfikują, udowadniając, że chińska gospodarka jest co najmniej o jedną trzecią mniejsza niż deklaruje Pekin. Tak, chińskie inwestycje zagraniczne potrafią sięgać miliardów dolarów, jednak zarazem są to zatrute owoce, które w długim okresie mogą bardziej szkodzić gospodarce w której Chińczycy inwestują, aniżeli jej pomóc. Są wreszcie Chiny totalitarnym reżimem, nagminnie łamiącym prawa obywatelskie, posiadającym absurdalny system Kredytu Społecznego, będący de facto środkiem masowej, technologicznej kontroli obywateli, i, na koniec - państwem, którego postawa przyczynia się do długotrwałego konfliktu na Ukrainie.
Słowem jest to kraj, który nie należy stawiać za wzór do naśladowania i którego deklaracje należy krytycznie weryfikować.
Bartosiak tego nie robi.
Wręcz przeciwnie - w każdym z omawianych tekstów pan Jacek każdą chińską deklarację, każdą podaną przez Pekin statystykę, każdy sukces, każdy technologiczny przełom traktuje jako pewniak, informację absolutnie sprawdzoną i wiarygodną. A wątpliwości? Te ma tylko względem Zachodu.
I tak Chiny są u Bartosiaka zawsze potęgą, a Zachód - zawsze jest w kryzysie. Każdy protest w europejskiej stolicy urasta u Bartosiaka do rangi początku końca siły tegoż państwa, zaś hongkońskie, wielotysięczne i wielodniowe protesty to, ot jakieś tam drobne ruchawki, bez znaczenia. USA? Schodzący, stary człowiek, niezdolny już do zarządzania światową architekturą bezpieczeństwa. Francja? Państwo upadłe. Wielka Brytania? „Lotniskowiec USA”, i tak dalej, i tak dalej.
I nawet sytuacja na Ukrainie nie zmieniła tego poglądu. Bartosiak zdaje się europejskiej pomocy dla Kijowa nie zauważać, zaś pomoc udzielana Ukrainie przez USA ma być rzekomo tylko realizacją interesu Waszyngtonu. Zaś Ukraińcy w pierwszych dniach wojny obronili się tylko dlatego, że stosowali rozwiązania, które on - Jacek Bartosiak - zawarł w swojej koncepcji Armii Nowego Wzoru.
W pewnym momencie to już nie jest thriller - to fantastyka.
Wartościowe rozmowy
Na szczęście ogromna część książki to wywiady z innymi analitykami i geostrategami. I jasne, mamy tam postacie tak kuriozalne jak Elbridge Colby, który - co za zaskoczenie - wieszczy koniec USA, są rozmowy nudne jak ta z prof. Nowakiem, w której Bartosiak nie zadaje ani jednego interesującego pytania, ale są też perełki, choćby dialog z mało znanym dotąd w Polsce Peterem Zeihanem. Oby pozycja Bartosiaka przyczyniła się wreszcie do wydania w naszym kraju dzieł tego wybitnego analityka.
Czy warto więc sięgnąć po tę pozycję? W moim przekonaniu nie będzie lepszego momentu na sięgnięcie po tę książkę, zwłaszcza, że dla pana Jacka nadszedł czas weryfikacji. Warto więc, by weryfikacji dokonał i czytelnik, zapoznając się z dotychczasową publicystyką analityka - na chłodno, bez emocji, z otwartym umysłem.